Regulamin 
Profil
Wyszukaj
Niezapomniane przygody, sceny, bohaterowie.
Admin
Grimuar
Gangrena humida
Skąd: z dziupli
Postów: 3889
Punkty: 11573
Zapewne w Waszej pamięci również wyryły się przygody, które często wspominacie lub opowiadacie o nich swoim znajomym. Może były też sceny, które pojawiają się przed oczyma, kiedy je zamykacie? Śmieszne/tragiczne/mrożące krew w żyłach. Czy MG nie przedstawił Wam BNów, którzy czymś was zaintrygowali, których polubiliście lub znienawidziliście od pierwszego wejrzenia? Założę się również, że sami stworzyliście kilka niezapomnianych postaci.

Podzielcie się tymi wspomnieniami.
Offline
Profil
Wiadomość
Admin
Grimuar
Car Luxurians
Skąd: Gdynia
Postów: 2747
Punkty: 9108
Grałam kiedyś taką sesję. To był Monastyr, a graliśmy we trójkę (2graczy + MG). Ja byłam matranką, a kolega matrańczykiem, który wiele lat spędził jednak poza ojczyzną. I nabrał tam złych nawyków ;) - to znaczy ścieraliśmy się nieraz gdy przeciwstawiał się moim poleceniom.
Może to świece, płonące w kandelabrach, może trochę alkoholu, który wypiliśmy dla smaku a który nas niewątpliwie trochę rozluźnił, nastrojowe otocznie a może wszystko po trochu - wspaniale odgrywało mi się postać, koledze również. Do tej pory wspominam, jak staliśmy na ścieżce przy zrujnowanej bramie a siły mojej i jego woli ścierały się, aż iskrzyło. Gdy ja chciałam kontynuować podróż pomimo niebezpieczeństw, a on kazał swojej straży odprowadzić mnie w bezpieczne miejsce - przysięgałam mu, żę odpowie za swoje nieposłuszeństwo, oburzona do głębi faktem że on, matrańczyk, śmie mi się przeciwiać... To była sesja z piękną grą emocji i do tej pory je czuję, gdy ją wspominam :)
Offline
Profil
Wiadomość
Admin
Grimuar
Car Luxurians
Skąd: Gdynia
Postów: 2747
Punkty: 9108
Hmmm przypomniała mi się jeszcze jedna przygoda. A właściwie scena... Najbardziej niezapomniana to chyba dla współgraczy i MG, bo ja jestem przyzwyczajona do swoich dziwnych pomysłów. Od tej sesji minęło już ze 3 lata, a mimo to, gdy się spotykamy, gracze zawsze tę scenę wspominają...

Pustynia. Słońce praży. Z jednolitego morza piachu wyróżnia się tylko jeden element - studnia. Albo coś, co ją przypomina. Gdy chcemy do niej podejść, nagle jeden z towarzyszących nam BNów staje w płomieniach. Przewodnik ucieka, zdezorientowani nie wiemy, co się dzieje. Nagle ze studni wylatuje stwór - gigantyczny, jakby żywy płomień i atakuje nas. Moi towarzysze szybko zostają poparzeni, ledwie mają już siłę walczyć, mnie na razie stwór oszczędza czy też nie zauważa. Przekonana, że tam jest jakieś przejście czy schronienie, wskakuję do studni. Studnia wyschnięta. Na szczęście udało mi się nie zabić przy zejściu, a na dnie znalazłam niesamowity, świecący kamień. Podniosłam go. W tym momencie MG opowiada, jak stwór zaprzestał ataku i z rykiem rzuca sie w stronę studni. Wleciał do niej i runął prosto na mnie. Napięcie rośnie... stwór coraz bliżej... otwiera paszczę do ataku, słyszę huk płomieni... stoję z tym kamieniem w dłoni... nie ma się gdzie ukryć... w końcu.. połykam kamień. STOPKLATKA! MG - zdębiał. Gracze też... Do tej pory mam przed oczami wszystkich graczy i MG, jak niepomiernie zdziwieni patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami w kompletnym milczeniu :mrgreen: Oczami wyobraźni widzę też płonącego stwora, jak hamuje w pół drogi i zawisa w powietrzu tak zdziwiony, że nie wie co robić. Wszyscy gapią się zaskoczenie, w obu światach (wyobraźni i rzeczywistym ;) ). :mrgreen: Do tej pory chce mi się śmiać, gdy przypomnę sobie te zdziwione gęby :mrgreen: albo wyobrażę tego groźnego, płonącego potwora gdy nagle "z piskiem opon" wyhamowuje atak i zawisa w powietrzu ("hę?";) :mrgreen:

Na koniec należy wytłumaczyć, że ten kamień to byla esencja życia potwora. To jego tak zaciekle bronił... Zdaje się, że w końcu stwór z rykiem uciekł i zniknął. MG przyznał, że nie wiedział, co zrobić, bo wielu rzeczy się spodziewał ale nie tego, że ten kamień po prostu połknę...

Bardzo sympatycznie to do tej pory wspominamy :twisted:
Offline
Profil
Wiadomość
Admin
Grimuar
Gangrena humida
Skąd: z dziupli
Postów: 3889
Punkty: 11573
Mam dużo historyjek, które mógłbym tu opisać. Jedne ciekawsze, inne mniej. Ale zacznę od początku (pierwsza miłość nie rdzewieje)

Kiedy przyszedłem na studia zacząłem grać regularnie z ekipą Gomory i Falknera w Warhammera. Dołączono nas-nowych do drużyny, która obrosła już legendą i sprowadzono do miejsca, które nadal z mieszanymi uczuciami wspominamy: do dworu Van Bergen.

To była jedna z moich pierwszych sesji i naprawdę mocno na mnie podziałała. Dwór był bardzo specyficzny i działy się tam naprawdę różne rzeczy. Na jednej z sesji do sporego grona istot nadnaturalnych MG dołożył jeszcze wilkołaki. Kiedy tylko wieść o pojawieniu się ich w sąsiednich lasach dotarła do nas, zamknęliśmy się na głucho we dworze. W pewnym momencie jednak, kiedy usłyszeliśmy wycie, ktoś przypomniał sobie o biednym oddźwiernym, który mieszkał w zapadającej się budce przy bramie. Uformowaliśmy więc grupkę, która poszła go sprowadzić.

Z duszami na ramieniu przedarliśmy się do chatki. Okazało się, że coś rozszarpało w strzępy wielkie psy obronne rozrywając kraty od kojca. Byliśmy tak przestraszeni, że wyważaliśmy otwarte drzwi od budki i przy blasku pochodni krzesaliśmy ogień, żeby rozpalić świece. W końcu jednak udało nam się całym i zdrowym wrócić do bezpiecznego - jak się łudziliśmy dworu.

Kiedy już adrenalina trochę spadła, przypomniałem sobie, że tej nocy byłem umówiony w pobliskim sadzie na spotkanie z dwiema tajemniczymi siostrami, które miały mi zdradzić pewien sekret. Żałowałem, że przez pałętające się wilkołaki nic nie wyjdzie z naszego spotkania. Postanowiłem jednak znaleźć ustronne miejsce, żeby porozmawiać z nimi w budynku. I wtedy okazało się, że nikt ich od jakiegoś czasu nie widział. Chyba nie byłyby tak nierozważne, aby - wiedząc co na nie czeka za murami - opuścić bezpieczne schronienie i udać się samemu na pastwę drapieżników?

Cóż, były dwa sposoby, żeby się o tym przekonać, przy czym jeden czasochłonny, a kiedy ja biegałbym po całym budynku, one równie dobrze mogłyby wykrwawiać się pod drzewem. Cóż było robić? Odłożyć rozum i zdrowy rozsądek na bok i pobiec je ratować. W tym lesie wydarzyło się coś, czego do tej pory nie jestem w stanie zapomnieć. I nie miało to nic wspólnego z wilkołakami.

Nic mi się nie stało, im również nie. Zresztą ten (lub ta) z którym rozmawiałem w sadzie, obiecał mi to. Mówił, że jest przyjacielem, że mi pomoże osiągnąć to, czego pragnę. Nikt, prawie nikt we dworze nie usłyszał ode mnie, co stało się tamtej nocy w sadzie. Nie mogłem ryzykować, że zaczną traktować mnie jak wariata. Pomieszało mu się w głowie ze strachu i twierdzi, że rozmawiał z mgłą. A może to były drzewa?

Z perspektywy czasu nie wydaje się to spektakularne, ale nadal, kiedy przypominam sobie tamtą sesję, przechodzi mnie lekki dreszczyk.
Offline
Profil
Wiadomość
Postów: 4991
Punkty: 0
A mnie się straszliwie podobały wmurowane miny czwórki graczy - Elficy, Gwindora, Sellcoda i Excraya - kiedy ze słyszanej już trzydzieści razy i do znudzenia płyty gramofonowej z Goodsprings nagle popłynęły dźwięki których tam wcześniej nie było. :-)

A no i przemile wspominam też moją sesję ZC na pierwszym Akademikonie (grali Robak, Paweł Franczak i Werbat), taką o odkrywaniu tajemnic III Rzeszy, a zwłaszcza wspólne muzykowanie imitujące bębny podczas przeprowadzania pewnego rytuału i ostatnia scena kiedy gracze permanentnie, totalnie zaskoczeni zamilkli na prawie minutę.

Lubię takie rzeczy. :-)
Offline
Profil
Wiadomość
Grimuar
Erosio
Postów: 428
Punkty: 1048
Ho, ho. Potem miałam traumę przy słuchaniu płytek i dźwięków dochodzących wieczorem z mieszkania. Wejście do ciemnej łazienki (z lustrem!), żeby zaręcić kran - to był wyczyn co najmniej na miarę zdobycia niepodległości. Brr...
"Idiotyzm nie jest chorobą zakaźną. Chociaż. Jeśli trzymasz się bandy idiotów, to na pewno sam też zdurniejesz"
Offline
Profil
Wiadomość
Grimuar
Moderator
Crusta
Skąd: Niflheimr
Postów: 1784
Punkty: 3984
Nie wiem, czy będę potrafiła to tak opowiedzieć, żeby oddać efekt końcowy, ale spróbować można...

Sesja Wiedźmina, sytuacja wygląda następująco: drużyna dostała po łbach jak nigdy, ale się odegrała i teraz za ostatnim żywym przeciwnikiem (magiem) przez gęsty las goni ostatni do gonitwy zdolny bohater (wiedźmin). Mag ma narzuconą niewidzialność, ale ze wiedźmin świetnie go słyszy, to brak widoczności mu nie przeszkadza. Sytuacja już wystarczająco absurdalna, i...

MG powiadamia gracza, że mag jest już tylko jakieś 2 kroki przed nim (ach ta wiedźmińska kondycja). Bohater postanawia złapać go za kołnierz - turlu, turlu kostkami - ok, jakimś cudem udało się. Zanim MG zdążył coś dodać, gracz szybko wypalił: "To ja go szarpię żeby go obrócić i wciskam mu Znak Igni w oczy!!!"

MG zdębiał. My (reszta drużyny, próbująca pozbierać kończyny) zdębieliśmy. Tutaj nastaje długa chwila pełnej oczekiwania ciszy...

Wiedźmin: "To jak mam na to rzucać?"
MG: "..." "..." "..." (drapie się po głowie) "Wiesz co, nie rzucaj... Wrzask niesie się kilometrami..."

Teraz wydaje mi się to raczej mało zabawne, ale wtedy część graczy dosłownie spadła na "nieudywanioną" podłogę, w rezultacie tłukąc sobie to i owo.
"Nie ma żadnej drogi do szczęścia. To szczęście jest drogą." (Budda Siakjamuni)

Unhallowed Metropolis
Offline
Profil
Wiadomość
Grimuar
Pustula
Skąd: Silent Hill
Postów: 400
Punkty: 943
Kluczowa postać mojej wczesnej młodości - gra: MERP, postać: Hobbit włamywacz o imieniu Falko

Grałem nim mniej więcej w wieku 14-16, gra była moją pierwszą (w przeciwieństwie do reszty fandomu w tamtych czasach graliśmy w MERP'a zamiast młotka).

Co ten brzdąc robił...Powiem tak, grając obecnie Tancerzem Czarnej Spirali albo Naphandi nie mam takiej fantazji - finezyjne tortury, gwałty, rozboje, masowe mordy, do tego swoiste poczucie humoru i niespodziewane zmiany światopoglądu. Co ciekawe, postać jakimś cudem żyła na tyle długo, że się solidnie wyexpiła a i magiczna kusza wpadła mu w łapy. Orgie krwi, fruwających flaków i kończyn były pierwsza klasa! Do tego wspaniałe, genialne tabele trafień krytycznych, które pomagały MG w opisach masakry. Ahhhh!

Falko, nigdy Cię nie zapomnę!
Offline
Profil
Wiadomość
Odpowiedz