Z naszej akademikonowej sesji GSa:
Wojtek: Ej, chodźmy do burdelu!
Nornik: A co tam dają?
Wojtek: Dupy!
Nornik: Ten argument mnie przekonuje.
Handlarz zaczepia na ulicy Nornika.
- Może chce pan kupić ten naszyjnik? To wspaniały talizman! Sznurek skręcany na udach przez dziewice oroymów z ich własnych włosów!
Nornik w zachwycie:
- O... Ile kosztuje!?
Transakcja się dokonała.
Falkner i Marco duszą się ze śmiechu.
Falkner: Norniku, oroymowie to rasa płazów, oni nie mają włosów!
Na Bazarze (ogromnym, latającym w próżni, pospawanym z wielu wraków statku, będącym schronieniem dla wszystkiego, co ma problemy z prawem czy inkwizycją) Wojtek i Nornik chcieli dostać się do siedziby gildii Poszukiwaczy. Pytali na ulicy. Otrzymywali odpowiedź:
- Nie wiem, jestem nietutejszy.
Wkurzeni weszli do kolejki, wiodącej przez cały statek. Drą się na cały głos w wypchanym po brzegi wagoniku:
- Czy ktoś wie, gdzie jest siedziba gildii Poszukiwaczy?!
Odpowiedział im śmiech...
Podczas poszukiwania porwanego członka załogi naszego statku Fallar, jak przystało na ekskomunikowanego kapłana-alkoholika, zapłacił chłopcu (tutejszemu!), żeby poszukał informacji, sam zaś zasiadł w pubie "Żółty Słonik" i zaczął się piwować.
Po jakimś czasie chłopiec wrócił, prowadząc gościa wyglądającego na boksera. Koleś nie chciał nic powiedzieć na ulicy, zaczął prowadzić w sobie tylko znane miejsce i ignorować pełne nadziei i wiary w ludzi zaczepki nawiedzonego (a może nawalonego?) kapłana.
Wepchnął go do sklepu, wszedł za nim i zablokował drzwi.
MG: Na zaplecze.
Fallar: Wiesz, synu, zaczynam tracić wiarę w twoje dobre intencje i dobroć tego miejsca.
MG: Słuchaj, albo sam się zwiążesz i ogłuszysz, albo ja cię zwiążę i ogłuszę, ale wtedy się zmęczę, a jak się zmęczę, to będę zły.
Fallar: Moje drogie dziecko... Gdzie jest to zaplecze?
Podczas wiązania i ogłuszania na zapleczu.
Fallar: Czy myślałeś kiedyś, co o twoich czynach sądzi Prorok?
MG: Pie... Proroka.
Fallar: Prorok pie... ciebie.
Ten sam chłopczyk został polecony Wojtkowi i Nornikowi. Przyprowadzili go do kapitana.
Amozis: Widziałeś może takiego kapłana? (opisuje)
MG: To on był kapłanem? Po mojemu to on wyglądał jak zboczeniec, bo taki gruby, w brudnym, szarym dresie...
Tymczasem na zaplecze wpadł sprzedawca, arab. Rozwiązując klechę zaczął biadolić:
- O jejku, jak to się mogło stać, w moim sklepie, na zapleczu jest związany klient, jak on tu trafił, kto mu to zrobił, a tak w ogóle, to może chcesz kupić ten naszyjnik? - zakładając na szyję.
Oburzony Fallar odtrąca rękę araba krzycząc:
- Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną!
Księdzu wrócił na statek i tłumaczy się przed kapitanem:
Fallar: No bo był taki koleś i on kazał mi pójść ze sobą na zaplecze...
Załoga zaczyna chichotać.
Fallar: No bo on groził mi śmiercią!
Nornik: Więc poszedłeś?
Po obejrzeniu walk gladiatorów Wojtek i Nornik, szczerze nienawidzący mojego ukara, pytają kelnerkę:
- Czy można robić zakłady?
- Tak, pójdziecie na dół...
- A czy można się zapisać?
- Tak, pójdziecie na dół...
- A czy można zapisać kolegę?
Wojtek udał się do swojego kontaktu, do sklepu z najróżniejszymi roślinkami, w celu m. in. zakupu marihuany.
Wojtek: Wiesz może, gdzie jest John Smith?
MG (turlu, turlu): Wiesz, spotkanie z nim może być teraz trudne...
Wojtek: Dlaczego? Sadzi rzerzuchę?
MG: Nie, zamknęli go.
Wojtek: Jak to?! Za co?!
MG: No, za rzerzuchę właśnie.
Wojtek: To to jest nielegalne?!
MG: Też się zdziwiliśmy...
"Próbujecie uwolnić smoka z rąk kobiety? To nie powinno być na odwrót?"
|