Mission 2 1/2. Albo coś około tego.
W tym "Alienie" wzięło udział niewiele, bo tylko 21 osób. Prawdopodobnie dlatego, że niektórzy przestraszyli się pogody. Być może mieli rację, bo było niesamowicie mokro - kilkunastumetrowy bieg przez zarośla i już woda chlupała w butach. O tych cudownych, głębokich, gliniastych kałużach nie wspominając. Na szczęście w trakcie już nie padało a i ognisko jakimś cudem się paliło, więc nie było tak źle. Nie ma to jak pogotować sobie błoto w butach.
Pewnym problemem wydawał się brak doświadczonej kadry (dla połowy był to najwyżej drugi Alien, dla chyba dwóch trzecich pierwszy sezon), ale jakoś zdołaliśmy sobie z tym poradzić. Obawiałem się, że wskutek zamoczenia większość ludzi będzie po dwóch-trzech scenariuszach siedzieć przy ognisku i schnąć zamiast grać, ale do tego nie doszło. I bardzo dobrze.
Przebieg
Rozegrano scenariusze: Skirmish, Recovery, Infected, Rescue, Mad Doctor, Boom oraz WONowy scenariusz Umliego (pierwotnej nazwy i tak nikt nie pamięta) i jeszcze jakąs radosną improwizację. Gra trwała od około 22 do około 2.
Skirmish był jednym z krótszych i dla mnie jednym z fajniejszych. Zasadzka 30 metrów od bazy na Oddział, Który Zawsze Tamtędy Idzie, skok, dwóch marines mniej. Potem schrupany jakiś samotny uciekinier i jeszcze ktoś.
Recovery było wredne, przynajmniej dla predatora. Trzy oddziały o maksymalnie kilkanaście metrów od siebie, dookoła chmara Obcych. Zero miejsca na skradanie się, czołganie, udawanie kępki roślinności. Po prostu marines szybko dopadli paliwo i dokonali wielkiej, frontalnej szarży na bazę. Przedarli się.
Infected, scenariusz
WONowy i
Rescue wyszły przyzwoicie, choć bez fajerwerków.
Mad Doctor skończył się szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał. Tzn. część fabularna. Bohater tytułowy grany przez Umliego, choć sprytnie urządzał zasadzki przy pomocy swoich ksenomorfów, nie przewidział, że jeden wredny marine rzuci się "na kamikadze" do szarży i przedrze przez wierne zastępy ksenoskurczybyków. Śmieszne - został doścignięty dzięki temu, że jeden z Obcych pomylił go z marine i rzucił się na niego. (Żeby było ciekawiej, goniłem szalonego naukowca w odległości wyciągniętej ręki, tylko nie byłem w stanie wygrzebać amunicji z zasobnika. Kiedy wreszcie dałem radę, odruchowo wpakowałem kulkę w ksenosyna atakującego doktora. Ale potem doktor już leżał

)
Radosna improzwizacja (miała jakąś nazwę, ale kto by pamiętał?) była ciekawym połączeniem kilku scenariuszy, w tym Escape (nie granego od, jak mi się wydaje, 6 lat

). W skrócie: dzielni wojacy wyruszyli w teren, aby znaleźć podświetlony kanister (jak w Recovery), który symbolizował statek do odlotu (podobieństwo do Escape). Po dotarciu tam musieli spędzić tam ileś czasu, analogicznie do Boom, z tym, że akurat nie było to uzbrajanie ładunku a przygotowanie do ucieczki. Przynajmniej tak to zrozumiałem i tak wyglądało.
Jako etatowy Smartgun Operator biegałem za każdym ksenusiem, który wychylił się zza krzaka a na końcu osłaniałem uciekający oddział. Który wsiadł był w statek i ulotnił się beze mnie. Hej, a co z
leave no man behind?
Boom nie podobał mi się. Dostałem oddział (Gamma) i łatwe miejsce do założenia ładunku. W dodatku miałem Sprytny Plan. Plan ów polegał, na pójściu przez krzaczory tak gęste, że na ogół żaden Obcy się tam nie czai (bo i po co, skoro nikt tamtędy nie chodził). W rezultacie oddział niepokojony był przez zaledwie trzech Obcych, i to bezskutecznie. Całość dotarła do bazy (choć w dwóch grupach), pod koniec już w tempie przedszkolnej wycieczki, odpaliła ładunek i wróciła na teren rozgrywki wspomóc innych (choć było to wbrew rozkazom; przecież nie każe żołnierzom siedzieć na tyłku z prawie pełnym zapasem amunicji i niewielką ilością wrażeń (oraz kresek na kolbie). Obcy zawiedli. Może byliby skuteczniejsi, gdyby zamiast dwóch respawnów mieli ich nieskonczoną ilość? To zawsze tak dobrze wpływa na ich odwagę...
Poważnych strat w ludziach nie było (Grzesiek oberwał w głowę butem przy skoku, Umliemu znienacka wyskoczyło drzewo przed maskę, czyli ogólnie nic nowego).
PS.
"Pro" farby do kamuflażu pyska - 11 zł.
Pomalowanie pyska - pięć minut.
Mina kobiety jadącej samochodem, która zobaczyła wracające pomalowane dziwadła - bez... a nie, jednak cenna.
__________
Ostatnio zmodyfikowany przez AndrzejB 2008-07-26 09:32:24