Słowa Cesarza na pozór były beztroskie, ale Madame zrobiło się chłodno. Próbowała doszukać się ukrytego znaczenia jego słów, ale wciąż nie była pewna...
"...Czy wie?"
By ukryć niepokój, spuściła wzrok, dygając swemu gościowi.
Witaj, Cesarzu, szepnęła. Jestem rada z twego przybycia.
"Nawet nie wiesz, panie... Ścieżki moje i Ojca skrzyżowały się za twą wiedzą, wolą i rozkazem, jednak... Już wtedy, w pierwszej chwili, przy pierwszym spojrzeniu w jego oczy, zdradziłam cię w mym sercu..."
Uśmiechem zamaskowała nieprzyjemne myśli i niepokój.
Jak mniemam, nie będę wam potrzebna w naradach, powiedziała, obserwując ich obu uważnie, jakby obawiając się, że lada chwila rzucą się sobie do gardeł. Nie będę wam przeszkadzać, panowie... Sądzę, że również Nubuk zjawi się niedługo. Ja tymczasem dopilnuję, by nikt wam nie przeszkodził.
"Czy wiesz już, panie? Czy też wciąż myślisz, że jedynie wykonuję twoje rozkazy?..." Gonitwa myśli stawała się nie do zniesienia. Musiała napić się wina.
Gdy skończycie, wrócę do ciebie, szepnęła jeszcze Ojcu i ukradkiem ścisnęła jego dłoń. Czekaj na mnie, i... Powodzenia.
Madame opuszcza swe apartamenty i schodzi do Kabaretu.
___________________ Ostatnio zmodyfikowany przez Czerwona Madame 2008-12-09 18:08:57
Pozwól mi być jedną chwilą, wierszem poezji i snem...
Kiedy ocknęła się, nie była w stanie stwierdzić, jak wiele czasu minęło od chwili, gdy wizja świata Pomiędzy została przerwana. Obudziło ją zimno. Siły miała na tyle, by ściągnąć z łóżka prześcieradło. Owinęła się nim i z trudem usiadła w kucki, z kolanami pod brodą. Patrzyła nieruchomo w podłogę przed sobą.
Za blisko granicy światów... - pomyślała. – Za blisko...
Słyszała ściszone głosy w głębi korytarza, za drzwiami jej pokoju, kroki, potem miarowy stukot, jakby niedaleko przeszedł ktoś wspierający się na lasce.
A więc stało się... Przeprowadziła człowieka do Miasta Cieni. Wciąż nie mogła uwierzyć, że to jednak prawda, że...
Że co?
Że ukradła mu cały czas, jaki miał przed sobą w prawdziwym świecie?
W sumie po co mu to zrobiła?
Nigdy już nie wróci do domu. Teraz to miejsce stanie się jego domem. Brudne uliczki, rynsztoki, podrzędne speluny i noc... Wieczna, jesienna noc.
Z drugiej strony w głębi ducha jednak wiedziała, że sobie poradzi. Znała takich jak on. Był wystarczająco twardy, by nie dać się stłamsić. Czy jednak nie na tyle głupi, by pozwolić zrobić z siebie bezwolne narzędzie?
„Przeprowadzę takich, którzy sami będą potrafili zapolować, a nie tych, którzy od razu staną się łatwym łupem. Chciałabym ci powiedzieć, że wybiorę tylko szlachetnych i honorowych, ale skąd miałabym to wiedzieć? Zresztą... Lublin Pod zmienia każdego z nas... Zatem: niech będą to gniewni i samotni.” Porcelanowe Serce skinął wtedy lekko głową, nie próbując wpływać na decyzję, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Ta knajpa... Ulice Miasta chyba. Zabawna nazwa.
Nagle wydało się jej, że ten wieczór jest odległy o tysiące lat...
Uśmiechnęła się sama do siebie. Buntownicy Kawki, zatraceni Serca i ci, którzy po prostu wpadli w oko Wehikułowi – to dopiero było zestawienie. Pozostawał jeszcze Konstantyn. Jakim kluczem on się kierował..?
Podniosła się z trudem. W głowie zawirował diabelski młyn, pociemniało jej w oczach a z nosa popłynęła krew. Klnąc cicho pod nosem, ruszyła potykając się o rozrzucone części garderoby ku toaletce. Nalała wody z dzbanka do stojącej na stoliku miski, namoczyła ręcznik i przyłożył zimny kompres do twarzy, uciskając nasadę nosa, próbując powstrzymać krwawienie. Ustało po chwili, a Najemniczka podniosła wzrok, obserwując własne odbicie w lustrze. - No, słońce, tytuł Miss Lublina Pod to ty masz już w kieszeni. - wymamrotała, krzywiąc się paskudnie. Chorobliwie blada kobieta o podkrążonych, martwych oczach i spierzchniętych ustach przedrzeźniała się z nią w bliźniaczych minach. Wyciągnęła w stronę odbicia rękę, układając palce jak do strzału. - Bum. – stwierdziła beznamiętnie, zestrzeliwując marę z wyimaginowanego pistoletu.
Nieopodal dostrzegła list, który przed zaśnięciem odłożyła na blat. Kiwnęła sama do siebie głową i sięgnęła po papier i pióro. Usiadła przy sekretarzyku, owijając się szczelniej prześcieradłem. Po chwili złożyła kartkę i wsunęła ją do małej koperty, przygotowaną przez zapobiegliwą służbę domu Madame.
Siedziała jeszcze chwilę, spoglądając nieruchomym wzrokiem w mrok za oknem, po czym ubrała się i ruszyła ku drzwiom. Zanim otwarła drzwi, ukryła podkrążone oczy za ciemnymi szkłami okularów, spoglądając na własne blade odbicie w lustrze.
Kawka opuszcza prywatne apartamenty Madame i rusza do Kabaretu. Po drodze na schodach spotyka rudą dziewczynę niosącą naręcze świeżej pościeli i wręcza jej liścik, szepcąc cicho imię adresata. Dziewczyna kiwa głową i chowa liścik w fałdach wykrochmalonego fartuszka. Kawka schodzi na dół.
Rozmowa z Ojcem ciągnęła się długo. Teraz jednak, po jej zakończeniu, Car potrzebował chwili w odosobnieniu. Ojciec był łaskaw opuścić pokój i zamknąć za sobą drzwi.
"Dyskusja zakończona, czas sprawdzić, co działo się w mieście..."
Cesarz usiadł wygodnie w fotelu i podwinął lewy rękaw koszuli, odsłaniając zabandażowane ramię. Chwycił koniec opatrunku i zaczął powoli odwijać. Po kilku chwilach bandaż opadł na ziemię, a Car patrzył na pokryte drobnymi ranami ramię.
"Nie jest to zbyt przyjemne, ale to najszybszy sposób..."
Cesarz ułożył rękę na oparciu fotela i czekał. Po jakiejś minucie w pokoju pojawiły się pierwsze przemykające pod ścianami cienie. Car odchylił głowę i zamknął oczy. W tym momencie pierwszy szczur skoczył i wgryzł się na chwilę w poranione ramię, zaraz za nim podążyły następne. Obrazy wydarzeń, jak wspomnienia napływały do głowy Cara. Widział je tak, jakby się tam znajdował. Szczury gryzły, po czym uciekały, a kolejne zastępowały ich miejsce.
"To naprawdę wiele ułatwia, kiedyś będę musiał Ci się odwdzięczyć..."
Jakieś pięć minut później Cesarz opuścił pokój i udał się do głównej sali Absyntu
___________________ Ostatnio zmodyfikowany przez Car 2009-01-13 14:09:34
Przez miasto przetoczyła się potężna fala uderzeniowa. Wszystko, dosłownie wszystko, budynki, ulice, bramy, wnętrza, drzwi i okna zafalowały lekko, jakby zbudowane były z ciepłego budyniu, po czym całe miasto zadrżało, jakby było tylko wielką, dwuwymiarową taflą wody, do której ktoś przed chwilą wrzucił kamyk. Wszystko to stało się niemal bezdźwięcznie i w jednej krótkiej chwili. Sekundy później nikt już nie wyczuwał tego co się stało, echo dziwnej „fali” widząc jedynie w przerażonych oczach towarzyszy.
Rozhisteryzowana Madame wpadła do swych prywatnych apartamentów, przeszukując pokoje. Pobiegła do salonu, gdzie zostawiła Ojca z Cesarzem, ale pomieszczenie było puste.
Gdzie jesteś? Gdzie jesteś?...
Dopiero, gdy otworzyła przejście za portretem, prowadzące do jej alkowy, i zajrzała do środka, odetchnęła. Ojciec - blady, z podkrążonymi oczyma, zmęczony obowiązkami wobec Miasta i rozmową z Cesarzem - spał na jej łożu. Porzucony cylinder leżał na stoliku, obok prezentu, którego nie zdążyła otworzyć.
Podeszła do niego cicho i nachyliła się; jego oddech był głęboki i równy. Delikatnie, by go nie obudzić, dotknęła jego twarzy, po czym wycofała się z alkowy.
Na korytarzu znalazł ją zaniepokojony Szept. Przepraszam, synu, powiedziała, uśmiechając się smutno. Wystraszyłam się... Już dobrze. Pomóż mi, proszę, zejść z powrotem na dół... Jestem zmęczona.
Zawiadomiłem Legionistów, matko, powiedział, podtrzymując ją i prowadząc w kierunku przejścia do Kabaretu.
Pozwól mi być jedną chwilą, wierszem poezji i snem...
Za sobą usłyszała odgłos kroków. Położyła rękę na klamce i odwróciła się w stronę spiesznie nadchodzącego Nubuka. - Hola, hola, mój panie. – głos miała lodowaty. - Nie usłyszałam, abyś zdobył aprobatę Madame na myszkowanie po jej prywatnych pokojach. – zsunęła okulary i spojrzała twardo w jego oczy. - Jak powiedziałam, zdam relację. A tymczasem bądź łaskaw zaczekać na dole.
Rozległ się chrobot zamka. Drzwi uchyliły się. Stanęła w nich Karo. Spojrzała na Nubuka, ale nie odezwała się. Przeniosła spojrzenie na Kawkę, chowającą okulary do kieszeni białej kurtki.
Nubuk nie wyglądał na kogoś, kto miałby zawrócić w połowie drogi. Najemniczka poczuła przypływ irytacji. - O co chodzi, Czysty? Czyżby krew rozpaliła twoje zmysły? – rozciągnęła usta w cynicznym uśmieszku.
Skinęła na Karo. Ta bez słowa podała pęk kluczy Charonitce.
W progu Kawka odwróciła się. Spojrzała mu jeszcze zimno w oczy i zatrzasnęła drzwi, oddzielając go definitywnie od tajemnic Haremu.
Zgrzytnął przekręcany w zamku klucz. - Karo, zajrzyjmy najpierw do mojego pokoju, dobrze?
Dziewczyna – arlekin skinęła głową. Przeszły opustoszałym korytarzem w kierunku schodów, potem do góry na poddasze. Kawka otworzyła drzwi do swego pokoju.
W środku wciąż panował nieporządek. Pozostawione na podłodze prześcieradło i porozrzucane w nieładzie drobne bibeloty nie pozostawialy wątpliwości, że pokój jest od dawna zamieszkany.
Kawka podeszła do sekretarzyka i otworzyła szufladę. Wyciągnęła stamtąd skryty w skórzanej pochwie nóż. Wysunęła ostrze, obrzuciła je spojrzeniem. Klinga błysnęła złowieszczo. Najemniczka uśmiechnęła się dziwnie i schowała ostrze.
Stojąca w progu, oparta o futrynę Karo patrzyła, jak Kawka przypina nóż do uda specjalnie do tego celu przygotowanym paskiem, następnie prostuje się, wyrównując fałdy chmury białego tiulu. - Jakoś tak mi raźniej. – stwierdziła Charonitka uśmiechając się lekko, po czym sięgnęła do dolnej szafki, z której wyciągnęła ciężką butelkę. Gestem zaproponowała kolejkę Karo. - Dla kurażu, co? – dziewczyna sięgnęła po trunek, przechyliła butelkę. - Mhm... – Kawka pociągnęła łyk, kaszlnęła w pięść i schowała butelkę do szafki.
Zamykane drzwi trzasnęły cicho.
- Zaczniemy od tych pokoi, dobrze? – stwierdziła raczej, niż zapytała, ruszając w kierunku schodów. Milczenie Karo uznała za zgodę.
Kiedy zeszły na dół, Karo uczyniła dziwny gest w kierunku jednego z pokoi. Szczęknął zamek, drzwi otwarły się. W środku nie było nikogo. Najemniczka spoglądała wyczekująco na zamykającą od wewnątrz drzwi towarzyszkę. - Przecież nie będziemy im pukać do drzwi, prawda? – Karo skrzywiła się w gorzkim uśmiechu i ruszyła ku jednej ze ścian. Odsunęła mały stolik, przykryty haftowaną serwetą, pochyliła się. Coś chrupnęło cicho i ściana poruszyła się. Dziewczyna gestem zaprosiła Kawkę do środka.
Ciemności tajnego korytarzyka pachniały pleśnią i kurzem. Mrok przebijały pojedyncze wąskie niczym lancety snopy światła. Ruszyły przed siebie.
Otworki w ścianie z całą pewnością były idealnie zamaskowane od strony pokoi. Kawce przemknęło przez myśl, że pewnie po drugiej stronie ściany jakiś portret niekompletnie odzianej niewiasty poruszył oczami i uśmiechnęła się do siebie. Z pewnością metody Madame były daleko bardziej subtelne. Potwierdzeniem zdawało się być to, że wizjery znajdowały się na różnych wysokościach ściany. Niektóre były otwarte, inne przysłonięte.
Pokoi było mnóstwo. Nie wszystkie były puste...
Szerokie łóżko, na nim okraszony rumieńcami spocony czterdziestolatek, otoczony ramionami bliźniaczek.
Stojący tyłem do ściany nagi mężczyzna, przed którym klęczy młody jasnowłosy chłopak.
Człowiek o wyglądzie gryzipiórka w zapamiętaniu liżący stopy siedzącej na sofie gejszy w czerwonym kimonie.
Naga Mulatka, przeliczająca na łóżku plik banknotów.
Łoże z baldachimem, na którym porusza się jęczące w zapamiętaniu kłębowisko nagich ciał.
Uśmiechnięty niczym król nastolatek, podający zapalonego papierosa dużo starszej od siebie brunetce w złotym naszyjniku.
Wykrzykujący po rosyjsku przekleństwa grubas, raz za razem uderzający po twarzy leżącą pod nim chłopczycę.
Zawinięta w kołdrę, skulona postać siedząca pod drzwiami.
Pomarszczony, łysy starzec ubrany w lekarski kitel, z czołem ozdobionym lusterkiem laryngologicznym, klęczący pomiędzy nogami leżącej na łóżku ziewającej Cyganki.
Nienagannie ubrany mężczyzna w średnim wieku, szlochający w ramionach rudej kobiety o mocno umalowanych oczach.
Blondynka o kuszących kształtach w zniecierpliwieniu wyswobadzająca z licznych zawojów uśmiechniętego szeroko Hindusa.
Pokojówka w wykrochmalonym fartuszku i białym czepeczku, ścieląca łóżko.
Umięśniony Murzyn masujący przelewające się pojękujące blade ciało.
Łysiejący gość ubrany w czarne skarpetki na podwiązkach, skłaniający do klęknięcia lolitkę z dwoma kucykami, w podkolanówkach, białej koszulce i plisowanej spódniczce.
Zblazowany facet w poluzowanym krawacie, patrzący zimno na pełznącą ku niemu na kolanach dziewczynę ze szpicrutą w zębach.
Wtulone w siebie, niczym koty w koszyku, dwie nagie śpiące kobiety.
Ubierających się w pośpiechu sześciu Legionistów i leżąca na stole wyczerpana, uśmiechająca się zwycięsko rozczochrana małolata.
W pokojach nie działo się nic, co można byłoby uznać za niezwykłe w takim miejscu... Karo wyprowadziła je w innym, bezosobowym i zimnym, zamkniętym na klucz pokoju. - Szept był już sprawdzić apartamenty Madame. – odezwała się jej towarzyszka. Kawka uniosła pytająco brew. - Wszystko w porządku. Idziemy sprawdzić pokoje dla służby?
Najemniczka skinęła głową, ruszyły ku otwartemu dla klientów korytarzowi.
___________________ Ostatnio zmodyfikowany przez Kawka 2009-01-23 21:37:17
Czerwona Madame weszła do prywatnej części Haremu od strony kabaretowej loży i skierowała się do swej alkowy. Cicho otworzyła przejście za portretem; strach, który znów zaczaił się w jej sercu, zniknął. Ojciec wciąż był tam, gdzie go zostawiła.
Skraj czarnej sukni spłynął regularnymi fałdami z łoża, gdy Madame ułożyła się obok śpiącego mężczyzny. Wsłuchała się znów w jego oddech; był równy i głęboki. Jedna dłoń Ojca leżała na poduszce, tuż obok jego policzka; jego powieki drgały ledwo zauważalnie. Madame uśmiechnęła się lekko, wtuliła się w ciepłe ciało śpiącego, znalazła dłonią jego dłoń i zamknęła oczy.
Dobranoc, szepnęła jeszcze sennie, zanim odpłynęła w nieświadomość.
Mężczyzna wyszedł z cienia, okrywającego alkowę, i stanął nad łóżkiem. Przyglądał się przez chwilę śpiącej parze w milczeniu; po chwili pochylił się i samymi opuszkami palców przeciągnął po włosach kobiety, jej twarzy i odkrytym ramieniu, po czym gwałtownym ruchem cofnął dłoń.
Cichy szept, jak szum morskiej fali.
Bonne nuit, mon cheri.
Cichy mechanizm ożył, kółeczka zębate zawirowały i portret wrócił na swoje miejsce, zamykając alkowę Madame.
Pozwól mi być jedną chwilą, wierszem poezji i snem...