Regulamin 
Profil
Wyszukaj
Pomiędzy (tylko Przeprowadzenia)
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Miasto Cieni i Lublin Nad dzieli cienka granica. Czasem ten, kto jest wyczulony na niezwykłe i niecodzienne, zauważy niepokojący detal, a przez jego myśl przemknie, że chyba nie wszystko jest w porządku z otaczającą go rzeczywistością. W gruncie rzeczy jednak ostatecznie mieszkańcy świata Nad kwitują własne rozterki wzruszeniem ramion, tłumacząc to złudzeniem optycznym, składając dziwne wizje na karb upojenia alkoholowego czy utwierdzając się w przekonaniu, iż z powodu przepracowania i stresu potrzebują jednak pomocy psychoterapeuty lub długich wakacji.

Zwykle ci, dla których zasłona pomiędzy światami przez chwilę stanie się zbyt cienka, szybko zapominają o całym zdarzeniu. Niektórym przyśni się może jeszcze kiedyś moment, gdy spoglądając w lustro ujrzeli poza własnym odbiciem inny, jakby wykrzywiony i niepokojący świat, lub gdy postać po drugiej stronie ulicy zdała się być częścią zupełnie niepasującą do znanej im na pamięć - a przez to bezpiecznej i oswojonej – układanki.

Bywa i tak, że zagubiony z Lublina Pod na chwilę dostrzeże spieszącego do pracy przechodnia albo grupkę roześmianych studentów. Wyminą go, nie zauważając, jakby w ogóle go tam nie było, albo jak gdyby to oni byli upiorami innego, lepszego świata. Mieszkaniec Miasta Cieni zaciśnie wtedy powieki lub pięści, przeklinając na moment miejsce, gdzie nigdy nie świeci słońce.

Czasem kurtyna dzieląca obie strony rzeczywistości staje się zbyt cienka. Światy mieszają się tak, że nie można rozpoznać już który z nich to ten „po drugiej stronie lustra”...
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Miasto Cieni
Postów: 59
Punkty: 118
Śpiąca w swym pokoju w apartamentach Madame Kawka i będący częścią jej wizji Porcelanowe Serce, w rzeczywistości nie opuszczający swego sklepu z zabawkami, pojawiają się w sennej wizji w świecie Pomiędzy.

Kawka:
Otworzyła szeroko oczy, jak osoba nagle wyrwana ze snu. Światło zalało ją bez ostrzeżenia, jak poblask atomowego wybuchu. Osłoniła oczy ramieniem, zaciskając powieki. W uszach słyszała szum samochodów, szmery niezliczonych ludzkich głosów, dźwięki sygnalizacji zmiany świateł, klaksony. Ten ostatni dźwięk wwiercał jej się w mózg. Opuściła rękę rozejrzała się wokół.
Stała na środku Alei Racławickich, zwrócona w stronę 3 maja. Poczerwieniały z wściekłości facet w toyocie wychylał się przez okno.
- Spieprzaj z drogi, ćpunko! Nie widzisz, gdzie leziesz?

Porcelanowe Serce:
"Zejdźmy, moja droga" powiedział Porcelanowe Serce odciągając Kawkę trzymając ją mocno za rękę na chodnik "to miejsce nie należy do najbezpieczniejszych. Dawno Cię tu nie było."
"To on, tak?" zapytał. "Odwiedził Cię w Twoim śnie? Chodźmy, nie mamy czasu do stracenia!" po czym szybko ruszyli w stronę znaną tylko sobie...
W wielkim pośpiechu przebiegli pomiędzy budynkami, które pomimo tego, że wydawały się takie znajome. Pomimo tego, że pamięć krzyczała "byłeś tu kiedyś!", rozum nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Zresztą, nie było na to czasu. Dwójka postaci w pośpiechu biegli w stronę Starego Miasta...

Franz Schmeling:
- Sheisse... co za Polaczki tu się szlajają po ulicach, niech ich diabli porwą. - podsumował kierowca toyoty, któremu na drodze stanęła ta walnięta baba.
Toyota skierowała się dalej Alejami Racławickimi, przechodzącymi w Krakowskie Przedmieście, aż do Galerii Centrum, gdzie - nie mając wyjścia - skręciła w prawo aby po chwili znaleźć swój kawałek parkingu przy tejże Galerii.
- Wenn die Turmuhr zweimal schlägt... - zanucił Franz, wysiadając z
samochodu – Halleluja kurwa mać, jakby to powiedzieli Polacy. - skwitował.
Po czym splunąwszy na jezdnię skierował swe kroki na deptak, na końcu którego czekał na niego Urząd Miasta.

K:
- Widział mnie. - Kawka patrzyła wstrząśnięta na Porcelanowe Serce. - Ten człowiek mnie widział.
Ciągnięta za rękę mijała zwalisty budynek Poczty Głównej. Przystanęła na chodniku, nie zważając na ponaglenia Charonity.
- Kiedy ostatnio widziałeś słońce? Nawet w Ogrodzie go nie było... Było widno, ale nie słońce...
Stała wśród tłumu. Gołębie z furkotem poszybowały ku błękitnemu niebu. Kolorowe bukiety, sprzedawane na chodnikach przez przygodnych sprzedawców pachniały słodko. Dziewczyny w krótkich spódniczkach uśmiechały się figlarnie do przystojnych lekkoduchów, wbici w garnitury pracownicy korporacji wymijali ich w pośpiechu, zmartwione kobiety niosące ciężkie siatki z zakupami spieszyły ku najbliższym przystankom. To było Miasto Nad, takie, jakim go zapamiętała na długo przed tym, zanim nie mogła się już ruszyć z domu.
- A wiec to on. - uśmiechnęła się dziwnie, drapieżnie. - Już jest mój.
Ruszyła w kierunku Galerii Centrum.

P.S.:
"Poczekaj!" krzyknął Porcelanowe Serce "Pamiętaj, że to nie jest Twoja ofiara! Jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, On znajdzie się Pod. Ale miej w pamięci to, że to nie jest polowanie!"
Po pewnym czasie stanęli pod wysokim budynkiem Galerii Centrum, rozglądając się wokół w poszukiwaniu znajomego mężczyzny. Nieokrzesana, olbrzymia wataha ludzi przemieszczała się poprzez wejście do Domu Handlowego. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Grupa młodych chłopców z zacięciem komentowała nowe wydawnictwo w dziedzinie gier komputerowych, a idące obok nich koleżanki starały się wytłumaczyć jedna drugiej wyższość kosmetyków jednej firmy nad ich odpowiednikami wyprodukowanymi przez inną firmę.
"On gdzieś tu jest." stwierdził Charonita. "Teraz zostawiam go w Twojej mocy.”

K:
Spojrzała na towarzysza. Zauważyła nagłą zmianę w jego nieruchomej twarzy, oczy zalśniły mu dziwnie, kiedy ruszył jak w transie ku Galerii.
- Nie, tam go nie ma. - złapała Charonitę za łokieć. Nie słyszał jej, nie wiedziała, czy widział cokolwiek, poza wystawą pasażu.
Lalki.
Małe, duże, ładne i brzydkie. Udające niemowlęta i wyglądające jak pomniejszone kopie młodych kobietek. Wszystkie patrzyły na nich szklistym wzrokiem, śledząc każdy krok.
- Nie ma go tam, słyszysz? Nie ma! Poszedł w kierunku Starówki! - potrząsnęła Charonitą. – Ruszajmy, zanim nam ucieknie!

F.S.:
- Faltet er die Hände zum Gebet... Halleluja... - mruczał Franz pod nosem, przemierzając Deptak szybkim krokiem obutych w glany stóp.
Wracał pamięcią do sceny sprzed tak niedawna. Cios. Cios. Cios... Szlag, pewnie już przy drugim ten pieprzony jankes był martwy. SCHEISSE! Poniosło go. Poniosło. Nie, to nie musiało się tak skończyć.
Ale rzeczywistość bywa okrutna...
Nigdy już nie wróci do Niemiec. Wystarczy że na granicy celnicy sprawdzą mu paszport. Już uszami wyobraźni słyszy "Franz Schmeling, jak ten słynny bokser... wie pan, ten co to zamordował swojego przeciwnika w walce o mistrzostwo świata". Tej samej wyobraźni oczami widzi jak mundurowy przejeżdża paszportem po czytniku. Nie mija pół minuty, gdy leży już skuty na ziemi. Stanowczo nie wróci do Niemiec.
Myśli kołatają mu się w głowie, gdy mija kolejne sklepy, kolejnych ludzi, Urząd Miasta jest coraz bliżej.

P.S.:
Charonita otrząsnął się. Spojrzał na Kawkę, która szybkim krokiem zmierzała już w stronę deptaka. Jego zmysły zostały omamione... nigdy wcześniej mu się to nie przydarzyło... Czyżby to była wina tego, przez co przeszedł?
Ruszył za uciekającą mu Charonitką. Biegli. Porcelanowe Serce z trudem dotrzymywał jej kroku. Była pełna energii. Obawiał się, że spokojna, samotna rola charonity może nie być dla niej stworzona.
Spomiędzy tłumu szybko wynurzyła się znajoma postać. Człowieka tego widzieli jedynie przez chwilę, jednak dobrze wiedzieli, że to on. W pewien sposób wyróżniał się na tle innych, jakby bardziej szarych mieszkańców Lublina. Szedł szybkim krokiem w stronę Urzędu Miasta. Jeszcze chwila i stanie na schodach prowadzących do wnętrza budynku. Dziwna para zaczęła biec...

F.S.:
Franzowi zostało już tylko kilkanaście metrów do schodów budynku, który - jak sądził - służy za Urząd Miasta. Pokonując je usłyszał, że ktoś biegnie, ciekawość wywołała odruch i nucąc "Er ist ohne Weib geblieben..." odwrócił się. "Halleluja" padło z jego ust w chwili gdy stał już twarzą w twarz z tą samą kobietą, która stała na ulicy.
Spojrzał jej prosto w... "Co ona ma z oczami, do cholery?!"

K:
Uśmiechnęła się drapieżnie.
- No cześć. Co słychać? - zapytała tonem świadczącym, że zupełnie nie interesuje jej odpowiedź.

F.S.:
- Was? - warknął – Czego chcesz? Und lepiej idź do Augenarzt, babo głupia...
Dopiero teraz zauważył mężczyznę stojacego obok. "A ten zaś z twarzą ma nie tenteges, mein Gott...". Franz miał dziwne wrażenie, że zaraz komuś przywali, nawet jeśli cele będzie ta dziwna kobietka.

P.S.:
Patrzył, jak Kawka stawała przed swoim 'wybrańcem'. Widział, jak zmierzyła go swoim zimnym spojrzeniem. Miał pewność. To był dobry wybór. Coś między nimi zaiskrzyło. Zależność drapieżnik-ofiara. Wszytko zaczęło układać się w całość. Najemniczka chciała polować. Charonita nie mógł jej w tym przeszkodzić. Taka już była...
Facet wydawał się przestraszony. Czym? Jej wyglądem? Wpatrywał się w nią z przestrachem, jakby wiedział, co go czeka.
"Wiesz co masz robić, moja droga..."

K:
- Czy my się skądś nie znamy? - czuła mrowienie w żołądku. Tak, to było to. Niepewność, ekscytacja, polowanie. "Jesteś mój." - pomyślała, czując przyspieszone bicie serca. – Wydaje mi się, że już gdzieś pana widziałam.

F.S.:
Powolnymi ruchami głowy Franz sprawdził czy w okolicy nie ma żadnych mundurowych. Spojrzał w twarz kobiety raz jeszcze, starając się nie patrzeć jej w... oczy... "A co mi tam, w końcu co może mi zrobić jakaś wariatka." pomyślał i wyprostował się dumnie. Splunął jeszcze i rzekł:
- He he, kobiecinko, pewnie widziałaś mich w telewizji, wenn twój facet oglądał jedyny prawdziwe męski sport. - spojrzał na jej towarzysza raz jeszcze i skrzywił się – Chociaż jak tak na niego blicken, to wątpię, czy ten chłystek ma pojęcie o czym ja tu spreche. Pasy, medale i inne pierdoły, którymi nagradza się najlepszych bokserów aus aller Welt. Wszystkie rodzaje leżą u mnie w bagażniku. - znów splunął – Więc jeśli - nachylił się lekko nad kobietą i przezwyciężając swój strach spojrzał wprost w to, co miała zamiast oczu – masz choć trochę rozumu w Ruebe, to RAUS mi stąd!

K:
- Ach, to pan jest tym słynnym pięściarzem, tak? - blefowała, pewna powodzenia. Facet wydawał się zupełnie zadufany w sobie i stuprocentowo pewny swej wartości. Połknął haczyk. Wiedziala, co odpowie, zanim jeszcze zadała pytanie.
- Czy mogłabym prosić o autograf?
Na schody prowadzące do Urzędu Miasta zaczęły zlatywać się ptaki.

F.S.:
Roześmiał się. "Przecież to jakaś Paranoia". Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu stał nad zmasakrowanymi niemalże zwłokami swojego rywala. Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu wiedział, że kilka tysięcy osób chce znać odpowiedź na pytanie 'Dlaczego?'. Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu nie wiedział. Najgorsze było to, że godziny mijały, a on wciąż nie znajdował właściwej odpowiedzi na to pytanie... Właściwej – takiej którą ktokolwiek poza nim mógłby zrozumieć. "Ale zaraz, psia Blut... stoję tu, w Lublinie, przed jakimś pieprzonym urzędem a ta baba chce ode mnie... autograf?! To jest jakieś Wahnsinn, ale co mi tam.".
Nie zwracając uwagi na kolejne ptaszyska, które wypełniały świat dokoła niego, wyciągnąć z kieszeni kurtki jakąś pomiętą kartkę, długopis i maznął swoje nazwisko.
- Nimm! - rzucił, wyciągając autograf w stronę kobiety.

K:
Złapała wirującą na wietrze kartkę z wprawą wygłodniałego ulicznika.
- Panie... Schmeling. - zerknęła na karteczkę i uśmiechała się, mrużąc martwe oczy. – Nawet nie wie pan, jak bardzo cieszę się z naszego spotkania... Pali pan? - wyciągnęła z kieszeni niemal pustą, pogięta paczuszkę, wyciągając papierosa i częstując Niemca. Etykietka głosiła coś po rosyjsku.
Ptaki krakały złowieszczo.

F.S.:
- Radzieckich nie. - skwitował, wyciągając pogiętą paczkę Marlboro. Z
niej wyciągnął zaś wysłużoną zapalniczkę, wyglądem przypominającą te
robione przez Zippo i podał ją wariatce.

K:
Trzasnęła otwierana pokrywa. Kawka odpaliła papierosa, osłaniając żar przed wiatrem i zaciągnęła się głęboko. Kiedy Niemiec wyciągnął rękę po swoją własność, patrząc mu zimno w oczy wyciągnęła otrzymaną przed momentem sfatygowaną kartkę z notesu i odpaliła jej róg.
Żarłoczny ogień pochłaniał niedbale nakreślone litery.
- Franz is dead, baby. - oddala zapalniczkę, uśmiechając się paskudnie. – Franz is dead.
Po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła ku Bramie Krakowskiej. Człowiek w masce, wyglądający jak uliczny aktor bez słowa ruszył za nią.
Ptaki zerwały się z łopotem i poszybowały ku niebu.

Wizja kończy się. Kawka i Porcelanowe Serce wracają do Miasta Cieni.

Wciąż żywy Franz Schmeling odpalił swojego papierosa i schowawszy zapalniczkę do pudełka, to zaś do prawej kieszeni kurtki, wmaszerował do Urzędu Miasta. Dopiero wewnątrz dotarło do niego, że Brama Krakowska i budynki wokół niej nagle wydawały się jakby bardziej... blade? "Eh, to przez tę wariatkę, co za walnięta baba." Sprawę zameldowania w tym polaczkowatym mieście załatwił bez żadnych problemów. "W końcu czemu mieliby mi utrudniać? Mój rząd daje im kasę, do cholery... Unia Europejska, też mi coś..."
Przed wyjściem z budynku odpalił kolejnego marlborasa. Zaciągnął się i
stwierdził:
- No, to teraz jestem oficjalnie mieszkańcem Lublina.
Pchnął drzwi Urzędu i ujrzał Lublin, który nie był tym samym Lublinem, w którym zameldował się kilka minut temu...
Wszystko wokół otaczała przygnębiająca szarzyzna. Ludzie wyglądali jakby ich wyjęto z jakiegoś filmu. Cylindry, płaszcze... "Co do cholery... Co to, kurwa, jest?! Scheisse! Co tu się dzieje?!". Świat wydawał się wyglądać jak ze zdjęć jego dziadka, rodowitego Lublinianina...
- Was ist das?! Das Stadt ist beschissen!
Jeszcze raz rozejrzał się po Lublinie Pod.
"No to mam swoje Halleluja..." - pomyślał.

Franz Schmeling stoi pośród Ulic Miasta.
Offline
Profil
Wiadomość
Odpowiedz