Powiem teraz coś, za co pozostali miłośnicy Monastyru mnie pewnie zlinczują. Nie przeczytałem podręcznika do Monastyru. Mnie też nie podchodzi. Czytam go raczej na wyrywki. Czytam fragmenty, które są mi potrzebne. Albo takie, które mnie urzekły. Traktuję go raczej jako encyklopedię niż jako dobrą książkę.
Mam też nieodparte wrażenie, że każdy ma swój Monastyr - swój prywatny albo swój grupowy. Monastyr mój i Gomory, który znacie z Róż Pogorzelska, Monastyr Grimuarowy, jest inny niż ten podręcznikowy, pewnie w innych miastach/klubach/grupach ludzie też sobie go oswoili.
Nie traktuję podręcznika jako ostatecznej wyroczni, a jako inspirację i pomoc. To, że nie czyta mi się go jak dobrej książki, że nie do końca rozumiem mechanikę walki, nie przeszkadza mi lubić samej idei mroku w ludziach, ludzi złamanych, pyrrusowych zwycięstw i konfliktów tragicznych, nierzadko w monumentalnej scenografii.
Zarówno jako gracz, jak i MG (larpowy) stworzyłem kilkudziestu bohaterów, z którymi jestem w stanie się identyfikować. Takich, których problemy są mi bliskie. Którzy nie są płascy i papierowi. Chociaż nie zawsze są kanoniczni, a czasami na siłę szukałem pochodzenia albo profesji. Hrabia le Roi, "ojciec Matrańcyk", jej Wielebność Veronica ver Loreh, markiz l'Erisse, Wilmot Donovan, Artegal Miles... W mojej głowie tkwią bardzo żywe obrazy, sceny i sytuacje. Szachownica w piwnicach hrabiny Hepburn, nocne koszmary w Kathardzie, nawiedzone domy w Eliarze, otwarcie testamentu, cztery Wichry, Sąd Boży, Przełęcz Mgieł, ogień w oczach księdza Bodmera, uprowadzenie karocy... To jest mój Monastyr.
To jest o tyle dziwne, że właśnie Monastyr powinien mi się podobać, przynajmniej w założeniu. Zawsze koligaciłam się z Dark Fantasy a jeszcze bardziej z klimatami późnorycerskimi, płaszczoszpadowymi, wojennymi.
A może zainteresuje Cię alternatywny system? Witch Hunter: the Invisible World moze nie ma tak romantycznego smaczku jak Monastyr, ale powinien zgadzać się z wymienionymi przez Ciebie klimatami. Dark fantasy, mocno osadzone w końcówce naszego XVII wieku z "kilkoma" zmianami (magia, demony, przegrana konkwista Corteza). Sami autorzy określają to jako "swashbuckling colonial horror". opis swiata nie jest przesadnie rozbudowany (najlepiej uzupełnić go o wiedzę historyczną), ale daje sporo możliwości zarówno na przygody wojenne, jak i dworskie intrygi. Mechanika jest bardzo prosta.
W razie czego, tutaj jest podręcznik: http://www.mithrilcircle.com/Chells/RPG/Witchhunter%20Handbook.pdf
a tutaj recenzja: http://www.rpg.net/reviews/archive/13/13315.phtml
Mnie najbardziej w Monastyrze urzeka Kord, który niesamowicie nakłada mi się z wiedźminowym Nilfgaardem - oba są wielkie, pełne dumy, oba muszą być zawsze zwycięskie i odnosić sukces i oba niosą innym narodom światłą kulturę. No i kwiaty (róże? już nie pamiętam)...
Hej, Heretyku! Masz ogień?!
Rzeczywistość budzi u mnie głęboki sprzeciw.
Całe szczęście, że rzeczywistość to coś, co przytrafia się innym.
Nie muszą być róże, po prostu kwiaty. Lilie, róże, stokrotki, anemony. Cieplarniane i polne, egzotyczne i te całkiem zwyczajne. Daje to bardzo klimatyczną możliwość wykorzystania symboliki kwiatów. Fiołek dla wierności, pokrzywa dla zniesławienia, malwa dla ambicji, mniszek dla ucieczki, akacja dla cierpiącej miłości... Tyle smaczków można przemycić!
Człowiek o wąskich horyzontach lepiej widzi to co przed nim.
Przeczytałam wstęp z zaskoczeniem kontestując że fajny i wciąga. Przy tworzeniu postaci kraje już mi zazgrzytały, chociaż nadal czytało się fajnie. Z reszty tworzenia postaci i mechaniki zrezygnowałam bo w ogóle nie byłam w stanie skupić się na tak napisanym tekście.
Zagryzłam zęby i przeszłam od razu do Dominium, zakładając że technicznie kwestie doczytam sobie później. Opis Dominium początkowo mi podpasował, gdyż utrzymywał klimat wstępu. Ale im dalej w las tym sposób podawania dużej ilości tekstu zaczął mnie drażnić i omijałam coraz więcej fragmentów.
Nie jest tak źle jak przy poprzednich próbach, ale nie jest też dobrze. Ale będę twarda i przeczytam.
Kumo: znam ten system. Akurat nie przepadam za settingami bez "romantycznych smaczków", bo wydają mi się takie - na raz. Szukam czegoś co mnie do siebie emocjonalnie przywiąże, jak Unhallowed Metropolis czy Zew Cthulhu niegdyś. Czegoś z drugim, trzecim a nawet czwartym dnem. Tutaj Monastyr powinien zadziałać.
Ja z Monastyru znam tylko miejsca, bo gryzę mapę. I muszę przyznać, że nazwy wielu miejscowości są tak denne i beznadziejne, że aż się odechciewa. Naprawdę, jakby totalnie nie mieli pomysłu i jakieś przypadkowe zlepki tworzyli, ani to brzmi, ani to ładne. Słowik to zauważył i kiedyś wspomniał, a ja, niestety, przyznaję mu rację. Jak zajrzę do mapy, to przytoczę przykłady.
No dobra, jak się rzekło, zmobilizowałam się do przejrzenia mapy. Przykładowe nazwy, które, jak dla mnie są z sufitu, brzmiące jak przypadkowy zlepek liter: Bulta, Blata, Balto, Bakult . Hocz. Bijące, jak dla mnie rekord zlepkowości: Semecz. Nazwy, które, mam wrażenie - ktoś z braku pomysłu przestawił literkę by było ciut inaczej: Matra i Matva, Mortika, Salvania, Karrazone, rzeka Erechiela. Hotting w Kartinie, które w zestawieniu z Andellar i Sarantem w tym samym państwie jest kompletnie z księżyca. Może ja się czepiam, nie wykluczam tego, ja rozumiem, że różne czynniki na nazwę wpływają, jednak nijak nie mogę pozbyć się wrażenia braku pomysłu i przypadkowości mapy i nazw na niej. Mam wrażenie jakichś powtarzających się schematów, ale to już takie subtelniejsze, więc może aż taka czepialska nie będę i dam mu spokój. No, w każdym razie, to tyle - z moich wrażeń co do monastyrowego nazewnictwa.
___________________ Ostatnio zmodyfikowany przez Selket 2013-05-29 22:09:00