Co może wyjść z połączenia popkulturowego kiczu, fantasy, grozy, urban legends, Shakespeare'a i mitologii różnych kultur, dzięki wykładowcy uniwersyteckiemu i jednemu z "najwybitniejszych żyjących pisarzy postmodernizmu" (za Dictionary of Literary Biography)? Nie wiem, ale dla mnie boskie! ;-)
Neil Gaiman jest nie tylko pisarzem fantastyki, ale też autorem scenariuszy filmowych (MirrorMask, Neverwhere) i komiksowych (Sandman).
W swojej czytarskiej karierze miałam okazję poznać część komiksów spod szyldu Sandmana, oba wymienione powyżej filmy i powieści: Koralina (horrorek nie-do-końca-dla-dzieci), Nigdziebądź (Londyn! a nawet dwa Londyny), Amerykańscy Bogowie (coś w stylu bardzo amerykanocentrycznej powieści mitologicznej) i Chłopaki Anansiego (jakby kontynuacja Amerykańskich Bogów). Poluję i czytam dalej, bo warto.
Czytaliście coś Gaimana? Jeśli nie - polecam. Najlepiej zaczynać od Nigdziebądzia, jest najlżejszy ze wszystkich wymienionych, najmniej hermetyczny, być może dlatego, że Gaiman zadbał o to, żeby był bardzo "europejski", czego nie można powiedzieć o pozostałych jego książkach (przynajmniej tych, które czytałam). Czytając Nigdziebądź odnosi się wrażenie, że obserwuje się jakiegoś wielkiego, zrobionego z rozmachem, fabularyzowanego LARPa. Komiksy z kolei są bardziej w klimacie grozy, erudycyjne (no może przesadziłam, ale nawiązania literackie i mitologiczne w nich są niesłuchanie bystre i efektowne), a filmy (o MirrorMask, dysponuję, anyone?), w warstwie fabularnej są raczej mierne, ale w warstwie "graficznej" rzucają na kolana.
Czytałem jego współdzieło z Pratchettem czyli Dobry Omen. Średnio mi przypadł, ale doczytałem do końca czyli nie było takie najgorsze. Ale właśnie pobieram inne książki i zweryfikuję jeszcze swoje zdanie.
Przeczytałam właśnie "Amerykańskich Bogów". Smaczne. Byłam chora i bolały mnie oczy, a mimo to, zapewniam, siedziałam zagłębiona w kolejnych zdaniach, jakby od tego zależała moja przyszłość.
Cień siedzi w więzieniu i odlicza dni do końca wyroku. Zgodnie jednak z zasadą: "Jeśli chcesz, żeby coś ci nie wyszło - zaplanuj to" - Cień musi przygotować się na kilka rozczarowań w swoim życiu. Czeka go też nowa praca u boku niezwykłego chlebodawcy.
Książka czaruje przede wszystkim niezwykle zgrabnym splataniem wątków fantastycznych, by nie rzecz mitologicznych, i rzeczywistych. Dzięki temu unika infantylnej bajkowości i równie niedojrzałego "przymykania oka w kierunku czytelnika". Różne płaszczyzny wzbogacają, a nie spłycają.
Napisana jest elegancko, leży jak dobrze skrojone ubranie. Żadnych tam wymyślnych epitetów, barokowych zdań, a jednak w tej surowości sporo siły.
Fabuła przemyślana, wszystkie elementy pasują, intrygują. Akcja toczy sie logicznie, pobudza wyobraźnię, pamięć, każe kojarzyć fakty: nie proponuje taniej rozrywki, ale też nie nudzi. Bohaterowie z racji choćby tego, kim są, to postacie niebanalne: nie są tylko figurkami wypowiadającymi swoje kwestie, suflerami autora, marionetkami w rękach pisarza.
I jeszcze jedną wartościową rzecz można w "Amerykańskich Bogach" znaleźć - refleksję nad życiem człowieka, narodu, Boga. Inteligentne pytania na temat natury wiary.
I choć można się nie zgodzić, to przeczytać warto.
"Idiotyzm nie jest chorobą zakaźną. Chociaż. Jeśli trzymasz się bandy idiotów, to na pewno sam też zdurniejesz"
Zaznaczę na wstępie, ze jestem totalnym fan boyem Neila, i gdyby nie to, ze ostatnimi czasy bardzo mało czytam i kiepsko u mnie z gotówka, to na pewno kupowałbym sobie kolejne tomy opowiadań - z tego względu moja ocena może być co najmniej stronnicza.
squirel napisał:
Elfica: jeśli Ci się spodobali "Amerykańscy", sięgnij po "Chłopaków Anansiego". To niejako kontynuacja "Amerykańskich". IMHO lepsza nawet.
W mym od czuciu, "Bogowie" są lepsi - "Chłopaki" są dużo lżejsi w odbiorze, ale tez bardziej "płascy" - od "bogów nie mogłem się oderwać, "Chłopaków" czytałem w wolnych chwilach. Ale choćby to, ze siadłem i przeczytałem to znaczy, ze obie książki są naprawdę tego warte - Beata sama wam może powiedzieć że naprawdę ciężko mnie przekonać do czytania prozy.
W mym od czuciu, "Bogowie" są lepsi - "Chłopaki" są dużo lżejsi w odbiorze, ale tez bardziej "płascy" - od "bogów nie mogłem się oderwać, "Chłopaków" czytałem w wolnych chwilach.
Zgadzam się.
Pamiętam też świetne opowiadanie, w którym występują Cień i Grendel, "Władca górskiej doliny', ostatnie w zbiorze "Rzeczy ulotne". Dla wszystkich fanów "Amerykańskich bogów" rzecz obowiązkowa.
"Sandman" miał wzloty i upadki, mi troszkę bardziej podchodzi "Lucyfer" Carey'a. Przy czym nigdy by go nie było, gdyby nie "Sandman", tak więc na pewno seria Gaimana jest dziełem ważniejszym.
Aha, gdzieś już o tym pisałem, ale IMHO całkiem niezła jest ekranizacja "Gwiezdnego pyłu", dobrze się na niej bawiłem. "Koraliny" nie oglądałem, ale książka szczerze mówiąc mnie nie zachwyciła - może jednak jest ona trochę bardziej dla dzieci. Z drugiej strony zajawki filmu wyglądają fajnie, szczególnie dla takiego fana "Miasteczka Hallowen" jak ja.
Out of the night that covers me,
Black as the pit from pole to pole,
I thank whatever gods may be
For my unconquerable soul.
Koralina dla dzieci??? Ja się bałam jak cholera!!!
To jedna z najlepszych książek jakie czytałam, może dlatego, że tak bardzo lubię Alicję w Krainie Czarów <btw - dlaczego nie przetłumaczono tego na Krainę Dziwów, to mnie dziwi>
Może trzeba mieć w sobie coś z dziecka, żeby wejść w ten świat. Ja mam. Być może dlatego Koralina zachwyciła mnie, urzekła, przestraszyła.
Wciąż mam dreszcze patrząc w mroku w lustro, a jednocześnie czekam, żeby coś tam zobaczyć - wejście dalej, gdzie indziej, do świata łudząco podobnego do naszego, a tak różnego w swych onirycznych deformacjach.
[quote=Sonechka]Koralina dla dzieci??? Ja się bałam jak cholera!!!
[quote]
Większość nagród zdobyta przez Koraline, to nagrody za utwór dla "young readers". Jest też, oprócz "The Graveyard Book", główną powieścią promowaną na oficjalnej stronie Gaimana dla młodych czytelników.
Z baśni dla dorosłych bardzo sobię cenię i gorąco polecam "Księgę rzeczy utraconych" Johna Connolly'ego, bardzo utalentowanego twórcy na co dzień zajmującego się czarnym kryminałem i horrorem.
A jeżeli chodzi o strach, to dla mnie najbardziej traumatyczną lekturą była taka baśń Andersena "O dziewczynce, która podeptała chleb". Do tej pory pamiętam opis dziewczynki w Piekle.
Out of the night that covers me,
Black as the pit from pole to pole,
I thank whatever gods may be
For my unconquerable soul.
No tak, imho Koralina też ma to coś, co wbija w ziemię. Nie przypominam sobie wprawdzie *strachu*, kiedy czytałam, ale na pewno przypominam sobie takie zimne, nieprzyjemne wrażenie, że wszystko poza pomieszczeniem w którym się znajduję jest czarno-białe i lodowatozimne.
Na Księgę cmentarną zasadzam się już od jakiegoś czasu i ciągle coś niestety wskakuje przed nią w kolejkę.