Prywatne apartamenty Haremu (Madame, Kawka, Ojciec i zaproszeni goście)
StaryLublin
2008-11-28 13:22:38 Temat postu: Prywatne apartamenty Haremu (Madame, Kawka, Ojciec i zaproszeni goście)
Cytuj
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Harem to nie tylko Kabaret Absynt, zaplecze i pokoje, gdzie klienci zaznają uciech cielesnych w objęciach córek i synów Madame. Z prywatnej loży właścicielki przybytku, gdzie wstęp mają jedynie nieliczni, ukryte przejście prowadzi do rozległych, luksusowych pokoi, będących jej prywatnymi apartamentami. Niewielu wie, że miejsce to w ogóle istnieje - a jeszcze mniej licznym było dane je kiedykolwiek ujrzeć. Tylko najbardziej zaufane dzieci i najbliżsi przyjaciele Madame mają tu wstęp.
Na apartamenty składają się wygodny i przestronny salon, niewielkie biuro, a także kilka sypialni - urządzonych głównie stylach post-wiktoriańskim bądź secesyjnym. Wśród tych ostatnich znajduje się pokój, który ostatnio zajmowała Kawka Najemniczka, a także - gdzieś wśród ciemnych korytarzy - wypełniona ciężkim zapachem perfum alkowa Czerwonej Madame.
Madame zaprowadziła Nubuka do swej loży, ukrytej za ciężką, grubą zasłoną, tłumiącą hałasy dobiegające z Kabaretu. Przy miękkich kanapach stał stolik z samotnym, w połowie pełnym kieliszkiem wina. Usiedli, a sługa po chwili przyniósł herbatę.
Madame obracała filiżankę w dłoniach, zapatrzona w przejrzysty płyn. Po chwili westchnęła.
Pytasz więc, jaki jest dla mnie Lublin Pod po Wiecu? Cóż, trudno mi będzie w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. Odstawiła filiżankę i pokręciła głową. Wiesz, dla kogo pracowałam przez cały ten czas, przecież sam mnie do niego zaprowadziłeś. Jednak po Wiecu z jakiegoś powodu on zwolnił mnie ze służby u siebie. Nie jestem pewna, dlaczego... Madame spuściła wzrok, skrywając oczy za rzęsami, i zawahała się. Jakkolwiek by nie było, musisz wiedzieć, że mam własne powody, bo pragnąć rozejmu między Cesarzem i Ojcem. Król-z-Wieży obiecał rozwiązanie gangów; jeśli ma to zostać zrobione pokojowo, będę szczęśliwa. Jednak na razie wciąż czekam na rozwój sytuacji. Widzisz, przyjacielu... Zamilkła na chwilę. Pomimo tego, że sama teraz o sobie decydować, wciąż nie jestem bezstronna i niezależna. Choć wszystko się zmieniło, nie zmieniło się nic... Czekam, wciąż czekam...
Milczała przez chwilę, bawiąc się znów filiżanką. Po chwili uśmiechnęła się smutno do swego gościa. Wybacz, że nie jest to odpowiedź na twe pytanie. Jednak dopóki moja sytuacja nie wyjaśni się do końca, nie potrafię ci nic więcej powiedzieć. Powiedz mi jednak... Dlaczego pytasz mnie o to?
------------
(Nubuk)
Wziął filiżankę prawą ręką, lewą ogrzewał w parze. Prawa dłoń wyglądała iście upiornie, jakby odmrożona do granic możliwości, trawiona gangreną, a przy tym Nubuk zdawał się tego nie zauważać.
Jesteś już samodzielna, Madamme, ale ja dalej pamiętam, kiedy stawiałaś pierwsze kroki w Lublinie Pod. Czasami trudno jest zapomnieć o takich rzeczach... Chwilami dalej mam wrażenie, że jesteś tą osobą, która z łzami w oczach wzywała zmarłego przyjaciela.
Uśmiechnął się, wspominając te czasy. To było niedawno, a jednocześnie jakby wieki temu.
Miasto Cieni się zmieniło, znowu jest obce i to chyba dla każdego z nas. Gdybyś potrzebowała pomocy, zawsze możesz na mnie liczyć. Tak... Przerwał, zapatrzył się na opływającą jego palce parę. Dużo się zmieniło. Triada stała się Kwartą, a potem wróciła do swojego poprzedniego stanu. Trinovantes został królem, Ojciec, Car i Sumati zdetronizowani...
Znowu przerwał, ale tym razem patrzył w oczy Madamme. Na twarzy miał smutek. Mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa.
Teraz, kiedy już wiem, kim jestem... To, co się działo na szczycie nigdy mnie nie obchodziło, ale teraz wiele się zmieniło. Nie mogę tego tak zostawić. Nie mam władzy, ale chcę spróbować... wpłynąć na nowy kształt Lublina Pod. Obawiam się, że... że Trinovantes nie podoła zadaniu. Chcę działać. Małymi krokami.
------------
(Madame)
Na wspomnienie przeszłości Madame zwęziła lekko oczy, jakby coś ją zabolało. Choć dawno zapomniała o tym bólu, po Wiecu uczucia znów wracały do jej zimnego serca. Cierpienie również. Jej usta poruszyły się, choć nie wydobył się z nich żaden dźwięk, jakby wypowiadała cicho czyjeś imię. Zamrugała gwałtownie.
To prawda, Pod zmieniło się, powiedziała. Jednak wiedz, że zrobię wszystko, by sytuacja podążyła ku lepszemu. To mój dom, pierwsze miejsce, w którym czułam się bezpiecznie... Przynajmniej przez jakiś czas. Westchnęła ponownie. Uważam, że masz rację. Przez tyle lat zamknięty w swej Wieży... Nie sądzę, by pan Trinovantes był w stanie zrozumieć, co tu się naprawdę działo. Samo obwołanie się nowym władcą, choćby nie wiem jak wielka moc za nim stała, nic nie zmieni. Niektórych nawyków się nie wykorzeni...
Zamilkła na chwilę i wbiła wzrok w nieruszoną herbatę. Nubuku, nie wiem, co będzie dalej. Wiem, że Cesarz i Ojciec zawarli rozejm, a przynajmniej chwilowo. Jednak w swych planach nie uwzględnili Pana-na-Wieży. Zresztą... Nie wiem, co teraz zamierzają. Ojciec jest zajęty, od Wiecu nie widziałam go; mój pan zniknął i nie wiem, co się z nim dzieje. Martwię się, dodała po chwili cichym, jakby nieprzytomnym głosem. Ochrana upadła. Spaślak był zdrajcą, Kornik przepadł, a szaleństwo Szmalcownika wykluczyło go z dalszej służby. Nie wiem, co teraz robi mój pan, ale niepokoję się o niego. Uśmiechnęła się smutno. Wiem, że to dziwne, mówić tak o nim. Ale dla mnie zawsze był dobry, opiekował się mną, troszczył się o mnie jak o własną córkę. Więc proszę, nie dziw mi się...
Odchyliła się na siedzeniu i zapatrzyła w przestrzeń. Chcę ci pomóc. Wiesz, że nie jestem altruistką, uśmiechnęła się krzywo. Nie bez powodu powiadają, że mam serce zimne jak lód. Jednak... Pod to nie tylko mój dom. Uśmiech znikła z jej twarzy jak stary ścierką; spojrzała na niego poważnie. Miasto Cieni to mój Czyściec. Pokutuję za dawną winę, a mój grzech powrócił do mnie. Aby go odkupić... Aby pozwolić dawnym cieniom odejść... Muszę ich chronić. Obu.
Zamilkła na chwilę. Mów więc, powiedziała. Słucham. Jesteś jedyną osobą, której ufam bezgranicznie, i na której zawsze mogłam polegać. Mów. Co mogę zrobić?
------
(Nubuk)
Westchnął. Wypił łyk herbaty i odstawił ją.
Wiesz, że ja, nawet teraz, jestem tylko włóczęgą. Prawie każde drzwi są przede mną zamknięte. Triada straciła swoją chwałę.
Przerwał, zaczął się się śmiać. Bardzo gorzko.
Odkąd tylko pamiętam, nie bałem się w Lublinie Pod nikogo, a respekt czułem tylko przed Triadą. To się zmieniło, kiedy uświadomiłem sobie, że "przesiąkniętą złem, brzydką istotą" z mojej legendy, tą, którą pominąłem na Wiecu, jest Gargoyla. Wtedy poczułem strach... Bo widziałem ją przed sobą. Stała na dachu kamienicy i przyglądała mi się, jak jastrząb, który upatrzył sobie następną ofiarę. Byłem sam naprzeciw niej i nie miałem u kogo szukać pomocy, bo rozumiałem, że Sumati nie ma władzy nad Bestią.
Schował twarz w dłoniach. Wypił następny łyk herbaty i podjął opowieść. Na Wiecu okazało się, że tylko ona może mi pomóc. I nazywa mnie dawnym przyjacielem. Straszne, prawda? A najstraszniejsze jest to, że chyba mówiła prawdę, a legenda jest tylko po części prawdziwa. To moi bracia przekonali ją do rzucenia klątwy. Tak myślę.
Znowu zaczął się śmiać, teraz jednak trochę histerycznie. Sięgnął po filiżankę, niemal łapczywie i wypił łyk.
Komu zaufać w świecie, w którym sprzedaje się swojego najmłodszego brata, żeby nie ograniczał zachcianek swojego rodzeństwa? Król Słońce, ten najlepszy z nich, nie żyje, a Sędzia jest cieniem samego siebie, Kat jest jeszcze gorszy niż był. Mimo wszystko, chcę porozmawiać z braćmi. Może uda mi się poskładać siłę Triady z fragmentów. Zawsze mi się podobała ta zabawka ze Świata Nad, te... - przez chwilę szukał nazwy w pamięci - puzzle.
Otrząsnął się i spojrzał na Madamme, trochę zawstydzony. Uśmiechnął się smutno i podjął monolog.
Ale w tym nie możesz mi, niestety, pomóc. Dlatego chciałem prosić cię o coś innego. Zaczął bawić się filiżanką. Chciałem się z nimi zobaczyć. Oboma. Chciałem, najpierw porozmawiać z Ojcem, ale w tej sytuacji to już nie ma znaczenia. Którykolwiek z nich może pomóc. Mimo rozbicia Ochrany, nie wierzę, że Car sobie nie poradzi. Ma zbyt dużo siły, żeby dać się pokonać swoim ludziom. Ojciec też stracił najważniejszych, więc są na równej pozycji. Poza tym obaj, sami w sobie, mogą pomóc Trinovantesowi, a po cichu dalej prowadzić swoją działalność. W końcu Ojciec był regentem przez tyle lat, czy nie może zostać pierwszym ministrem? Trzeba znaleźć lukę w tym schemacie, trzeba dowiedzieć się do czego dążą obaj i im pomóc.
Powiedział jeszcze coś, ale tylko do siebie. Położył prawą rękę, tą martwą, na oparciu, po chwili ją podniósł. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Prawda Thairesso?
Zwrócił się do Madamme. Nie śmiej się. Ona jest. Nie żywa, nie martwa. Darzę ją pełnym zaufaniem, bo ona zaufała mi. Poświęciła się za mnie. Proszę, Madamme, uszanuj ją. Tylko ja ją widzę, tylko ja słyszę... To nie jest łatwe.
------
(Madame)
Madame słuchała ze zgrozą słów Nubuka. Czy nie słyszała, że Triada szukała swego zaginionego brata? Że chcieli go odnaleźć? Czy robili to tylko po to, by pozbyć się go na dobre?...
Spojrzała na martwą rękę Krążcy i kiwnęła głową w milczeniu. Czy jej też nie prześladowały duchy tych, którzy odeszli?...
Rozumiem, odrzekła krótko. W Mieście Cieni zdarzają się dziwniejsze rzeczy niż ta... Zamilkła na chwilę, przymykając oczy. Nubuku, nie mogę ci obiecać, że uda mi się ich tu wezwać. Jak mówiłam, nie widziałam żadnego z nich od czasu Wiecu, choć bardzo bym tego pragnęła... Urwała i przez chwilę skupiała się na tym, by opanować nieznośną, niewidzialną obręcz, zaciśniętą na jej gardle. Jednak zrobię wszystko, co w mojej mocy, by skontaktować się z nimi. Kiedy uda mi się to, powiadomię cię, i spotkamy się tutaj, wszyscy razem. I może uda nam się wspólnie ustalić, co robić dalej. Inaczej to miasto... Urwała ponownie i spojrzała na niego poważnie. Wiesz, że zawsze jesteś mile widziany w moich progach. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował, jestem do twoich usług, Krążco.
Wstała i kiwnęła głową. Powiadomię cię, gdy uda mi się ich odnaleźć i sprowadzić tutaj. A teraz pozwól, że powrócę do swych gości; jeśli rzeczywiście przysłał ich tu nasz nowy władca, nie chcę ich obrazić. Proszę, odpocznij tutaj i dopij swoją herbatę, uśmiechnęła się. Jeśli będziesz mnie potrzebował, jestem tutaj. I... Zawahała się. Dziękuję za zaufanie. Dygnęła z szacunkiem i z szelestem odsuwanej kotary opuściła lożę.
___________________ Ostatnio zmodyfikowany przez Czerwona Madame 2008-11-30 23:33:32
Pozwól mi być jedną chwilą, wierszem poezji i snem...
Madame opadła ciężko na kanapę w swej loży. Zza grubej kotary dobiegały dźwięki muzyki, jednak nie było tutaj tak głośno, jak w Kabarecie. Upiła łyk wina; jego smak nie przynosił ukojenia. Niepokój drążył jej duszę, jak robak piękne jabłko.
Podniosła zaciśniętą w pięść dłoń i przycisnęła ją do skroni, zamykając oczy. Odległe echa szeptów, które do niej dobiegały od jakiegoś czasu, pojawiały się i znikały, ale wciąż były obecne gdzieś na skraju jej umysłu.
"Czy to wino?", zastanawiała się. "Czy to tylko moje złudzenia? A może są tu inni, tacy jak Thairessa?"
Czego chcesz ode mnie?, szepnęła cicho. Jednak nie otrzymała odpowiedzi.
Westchnęła i odstawiła wino na stolik. Oparła się na nim ciężko; z kieszeni wypadł jej list, który dostała kilka chwil wcześniej. Patrzyła na niego kilka sekund, po czym delikatnie podniosła go i rozłożyła przed sobą. Patrzyła przez chwilę na słowa, nakreślone ukochaną dłonią, i uśmiechnęła się lekko; poczuła, jak niepokój powoli mija.
Ojcze...
Jeszcze jeden dźwięk dobiegł jej uszu. Przypomniała sobie o podarku od dziewczyny; wyjęła zegarek i delikatnie położyła go na liście. Ułożyła głowę na przedramionach, skrzyżowanych na blacie, i zamknęła oczy.
Strach i szepty odeszły, a Madame zapadła w lekki sen, malowany melodią zegarka i echem muzyki Kabaretu.
Sama nie wiedziała, ile czasu minęło jej w błogiej nieświadomości, gdy ocknął ją szelest odsuwanej kotary. Podniosła głowę i ujrzała sługę, który - gdy skinęła dłonią przyzwalająco - podszedł i szepnął jej kilka słów.
Wiadomość sprawiła, że Madame momentalnie otrzeźwiała. Zerwała się z kanapy, zawahała, po czym potrząsnęła głową. Wygładziła ubranie, poprawiła włosy, zrobiła krok do przodu - po czym cofnęła się do stolika, by zabrać zegarek i list, które troskliwie schowała do kieszeni skrytej między fałdami sukni.
Dziękuję, powiedziała do sługi. Już idę.
Sługa ukłonił się i wyszedł; Madame została sama w loży. W jej sercu kilka przeciwnych uczuć biło się o władzę nad jej umysłem; była jednocześnie zaniepokojona, zdziwiona iż ON zjawił się u niej tak szybko, szczęśliwa, że ujrzy znów swego pana... I może, być może, lekko zawiedziona, że to nie...?
"Nie czas myśleć o tym. On czeka na mnie", upomniała się w myślach.
Wzięła kilka głębokich wdechów i opuściła lożę, by skierować się do sali głównej Kabaretu.
___________________ Ostatnio zmodyfikowany przez Czerwona Madame 2008-11-29 19:32:20
Pozwól mi być jedną chwilą, wierszem poezji i snem...
Pani Haremu, wychodząc z sali Absyntu, przyzwała gestem swego ulubionego syna, który podążył za nią do loży. Już w środku westchnęła ciężko, opierając się na stoliku. Na blacie wciąż stał kielich z niewypitym winem, ale Madame ledwo musnęła go spojrzeniem.
Szept, mój drogi, powiedziała do chłopaka, udaję się do swych pokoi. Dopilnuj, by nikt mi nie przeszkadzał... Ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo męczące. Potrzebuję odpoczynku.
Oczywiście. Szept pochylił głowę, po czym obrzucił Madame bacznym spojrzeniem ciemnych oczu. Czy życzysz sobie czegoś, matko?
Madame zastanawiała się chwilę, bawiąc się sznurem pereł, zawieszonym na szyi.
Przyniesiesz mi rano śniadanie... I tak dalej. Nie mam siły na razie wychodzić. Zacisnęła szczęki, by stłumić ziewnięcie. Chcę widzieć tylko ciebie, synu. Informuj mnie o wszystkim, co się dzieje. Zadzwonię, jeśli będę czegoś potrzebować. Na razie jednak pragnę jedynie spokoju. Jeśli wróci pani Kawka, lub jeśli przyjdzie nasz najbardziej szacowny klient... Wiesz, o kim mówię, synu... Oni wiedzą, jak wejść.
Twarz chłopaka nawet nie drgnęła, jednak w jego podkreślonych makijażem oczach wyczytała zrozumienie. Wyciągnęła dłoń i pogładziła jego czarne, jedwabiste włosy w zamyśleniu.
Poza tym... Gdyby zjawił się tu Cesarz Ochrany lub Nubuk Pod-Nad-Krążca, wpuść ich do środka. Ale tylko ich, i nikogo innego. Nie ma mnie dla nikogo, oprócz ciebie i tych czterech osób. Jestem... Bardzo zmęczona.
Szept skłonił się i ucałował jej dłoń. Położyła ją na jego głowie.
Dziękuję, synu. Dopilnuj wszystkiego wraz ze swymi braćmi i siostrami.
Szept wyszedł, zasuwając dokładnie za sobą kotarę. Madame odwróciła się i przyłożyła dłoń do jednej ze ścian loży. Przesunęła palcami po drewnie; z miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą nie było niczego szczególnego, teraz spoglądało na nią lśniące oko z szafiru. Madame zbliżyła do niego twarz; oko błysnęło i odwróciło się, ukazując rubinowy rewers. Pani Haremu ledwo słyszalnym głosem zanuciła krótką melodię i odsunęła się o krok.
Ściana rozsunęła się, ukazując mocne, zdobione drzwi. Zamiast klamki miały wbudowany mosiężny wizerunek nimfy. Madame dotknęła jej lekko i drzwi otworzyły się, ukazując długi korytarz. Madame weszła do środka; drzwi zamknęły się za nią, a do jej uszu dobiegł jeszcze chrobot drewnianych ścian, wracających na miejsce.
Przeszła przez swoje luksusowe apartamenty; drzwi do pokoju Kawki były otwarte, jednak w samym pokoju nie było nikogo.
Gdzie jesteś, Kawko? Nie ma cię już tyle czasu...
Obok znajdował się inny pokój, mniejszy, pachnący mocno liliami nawet zza zamkniętych drzwi. Również to pomieszczenie od 8 listopada było puste. Madame zagryzła wargę.
Lulu... Gdzieś ty znikła?...
Na końcu plątaniny korytarzy wisiał portret pani Haremu. Powieszony był nisko, na wysokości wzroku. Madame zbliżyła się i dotknęła wargami suchych ust swego wizerunku. Portret odstąpił od ściany, ukazując przejście do ciemnego pokoju. Otoczył ją zapach piżma i olejku różanego.
A teraz, moja droga, powiedziała cicho do siebie samej, trzeba czekać. Trzeba czekać...
Madame zamyka się w swojej alkowie.
Pozwól mi być jedną chwilą, wierszem poezji i snem...
Drewniane schody zaskrzypiały cicho, kiedy Kawka, ciągnąca za sobą woń kadzidełek i dymu z opuszczonego właśnie kabaretu wędrowała na poddasze. Mijani milczący niewolnicy miłości schodzili jej z drogi, nie próbując nawet zagadnąć. Była tu obca, nie pasująca do pełni pijanej winem i opium układanki Madame i nikt nawet nie starał się udawać, że jest jakkolwiek inaczej. Nie przeszkadzało jej to. Przyzwyczaiła się już, że gdziekolwiek by nie poszła, zawsze ściągać będzie na siebie ciekawskie spojrzenie i usłyszy ściszone szepty za plecami.
- To był baardzo długi dzień. – mruknęła do siebie półprzytomnie, wspierając czoło o skrzydło drzwi, prowadzących do zajmowanego przez nią pokoju. Przez moment przemknęło jej przez myśl, że przecież drzwi mogą być zamknięte na klucz. – No i dobra. To wyśpię się na korytarzu. Albo odwiedzę jakiegoś adonisa. – wymamrotała, zadowolona z własnego dowcipu, naciskając klamkę. Madame chyba jednak przewidziała tok rozumowania mocno wstawionej Najemniczki, albowiem drzwi stanęły otworem. - To skandal. – kontynuowała pijacki monolog, przekraczając próg. – A jakby tak ktoś się tu włamał?
W pokoju panował półmrok, rozjaśniony światłem stojącej nieopodal za oknem latarni. Nie było widno, ale wystarczająco jasno, by przeć przed siebie, nie wpadając na nieliczne sprzęty. Oparła się o futrynę sięgając do kieszeni po otrzymany perfumowany liścik. W głowie kołatało jej, że dobre maniery wymagają odpowiedzi na pismo, jednak wypita szkocka szybko przekonała ją, że owe dobre maniery mogą zaczekać do jutra. Odłożyła kopertę na mały sekretarzyk z głębokim wewnętrznym przekonaniem, że dokonała właściwego wyboru.
Zrzucała z siebie kolejne części garderoby, opuszczając je na podłogę, kierując się ku zaściełanemu łóżku. Pościel pachniała lawendą. Otuliła się miękką kołdrą, ziewając jeszcze szeroko. - Nieprawda. – odezwała się jeszcze nie wiadomo do kogo. - To porządny lokal. - Po czym po raz pierwszy od wielu tygodni zapadła w głęboki, nareszcie spokojny, sen.
Porcelanowe Serce cicho niczym kot wszedł przez zamknięte drzwi do Apartamentu Kawki. Można by przysiąc, że po drugiej stronie majaczą sklepowe półki, na których w równych rządkach poukładane stoją zabawki...
Cicho, niemal bezgłośnie zamknął za sobą drzwi. Powolnym krokiem zbliżył się do leżącej na łóżku kobiety. Spojrzał na nią. Miękka i delikatna kołdra układała się w fantazyjne kształty pośród których dominował dobrze widoczny zarys kobiecego ciała...
Kawka spała zwinięta w kłębek. Doskonale ją rozumiał. Sam spał tak samo. Leżenie na wznak jest zbyt niebezpieczne. Gdyby ktoś chciał ją zaatakować musiałby ją najpierw odwrócić na plecy, co wiązałoby się z koniecznością obudzenia. W tym czasie Kawka mogłaby się obronić przed potencjalnym napastnikiem...
Charonita długi czas wpatrywał się w śpiącą kobietę. Obserwował, jak z każdym wdechem jej pierś powoli unosiła się, a z wydechem opadała. Równomiernie. Sen spłynął na nią niczym fala, która zalała całe jej istnienie. Odpoczynek dla ciała, ukojenie dla duszy. Czuła się w nim bezpieczna... Ciekawe, czy spotkała w nim swojego wybranka...
Pamiętał, jak spotkał ją po raz pierwszy. Leżała niemal martwa, zawinięta jedynie w prześcieradło. Wydała mu się piękna, pomimo tego, co się z nią działo. Teraz znów widział na łóżku tą samą osobę. Piękną, pogrążoną w śnie dziewczynę - jego córkę...
Lekko, niemal eterycznie dotknął zwiniętego pod pościelą kształtu. Przesunął palcem po całej niemal jego długości, jakby chciał się upewnić, że ona naprawdę tu jest. Że jej ciało jest prawdziwe.
Po chwili kucnął przy jej łóżku, na wysokości jej głowy. Spojrzał na nią pustym wzrokiem. Zastanawiał się, czy nie jest to czasem ostatni raz, gdy może spojrzeć na jej twarz... Zebrał jednak w sobie odwagę. To musiało się stać.
Otworzyła szeroko oczy i zaczerpnęła gwałtownie tchu, jak osoba tonąca. Miejsce, w którym się obudziła, nie było już jej pokojem w apartamentach Madame...
Senna wizja przenosi Kawkę i towarzyszącego jej Charonitę do świata Pomiędzy.
___________________ Ostatnio zmodyfikowany przez Kawka 2008-12-05 02:27:43
Madame, zaalarmowana odgłosem kroków za ścianą, wyszła z alkowy.
Ubrana w długą, czarną suknię i czerwony szal, cicho podeszła do drzwi, za którymi kryło się przejście do pokoju Kawki, i zaczęła nasłuchiwać. Jej uszu dobiegło mamrotanie Charonitki, i choć nie mogła rozróżnić pojedynczych słów, odetchnęła z ulgą.
"A jednak... Wróciłaś, Kawko." Uśmiechnęła się. "Witaj w domu, Najemniczko... A może - Charonitko?..."
Madame, nie słysząc nic więcej, przeszła do swego salonu. Zapaliła kilka świec, różane kadzidło i usiadła w miękkim fotelu, pogrążając się w myślach.
Pozwól mi być jedną chwilą, wierszem poezji i snem...
Delikatne pukanie do drzwi, Ojciec delikatnie uchyla drzwi i powoli wchodzi do loży. Uśmiecha się, ale bynajmniej nie na widok znajomych pomieszczeń lecz z powodu perspektywy spotkania z pewną zbyt długo już nie widzianą damą.
Madame, zatopiona w miękkim fotelu, usłyszała ostrzegawczy dźwięk małego dzwoneczka. Znak, że ktoś właśnie wszedł do jej loży i - jeśli zmierza do jej pokoi - już za chwilę się tu zjawi.
"Któż to może być?", zastanowiła się. "Nubuk? Cesarz? A może..."
Zawahała się chwilę, wstała z fotela i podeszła do lustra. "Ktokolwiek to jest, powinien mnie zobaczyć w odpowiednim stanie." Poprawiła włosy i wygładziła aksamitną suknię, po czym stanęła na środku saloniku, oczekując swego pierwszego od długiego czasu gościa.
Pozwól mi być jedną chwilą, wierszem poezji i snem...
Senna wizja ze świata Pomiędzy kończy się. Kawka budzi się w swym pokoju na poddaszu w apartamentach Madame.
Pierwszy pojawił się ból głowy, który powoli rozprzestrzenił się po całym ciele. Już od pierwszej sekundy wiedziała, ze nie jest on skutkiem wczorajszego wieczora w towarzystwie szkockiej. Znała go aż za dobrze. Wdzierał się w każdą komórkę, przebijał żelaznymi igłami przez zaciśnięte powieki, odbierał zdolność rozumowania.
Skuliła się na posłaniu, nie mogąc przestać jęczeć, zwijając się jak robak nadziewany na haczyk. Znów była tylko kawałkiem mięsa, zredukowanym jedynie do trwania i odczuwania bólu.
- O Boże... Czemu znowu to zrobiłaś? Siostro, szybko! Nowy wenflon!
- Proszę się odsunąć, niech pan zawoła sanitariusza! Albo niech pan mi pomoże. Gotowy? Raz, dwa, trzy. O widzisz, kochanie, już jesteś z powrotem w swoim łóżku.
- Niee chceeę...
- Tak, tak, wiemy, kochanie, ale już wszystko jest dobrze... proszę podać i tą drugą strzykawkę.
- Wyy... puuść... cie. Mnie.
- Tak, tak, wszystko będzie dobrze. Teraz będziesz spać. Jestem przy tobie. Pan doktor za chwilę się tobą zajmie.
- Sanitariusz, pasy! Szybko!
Stoczyła się z łóżka na podłogę, wijąc się i szarpiąc włosy. Zaciskała szczęki, czując jak gehenna osiąga swe apogeum. Jak przez ścianę z grubej na kilometr waty słyszała, że ktoś chyba puka do jej pokoju, nie była jednak w stanie myśleć nic innego, niż: Proszę, niech to się wreszcie skończy...
Stojący po drugiej stronie drzwi młody chłopak zastanawiał się, co powinien zrobić. Z jednej strony wiedział, że na dole czeka na niego Charonita, spodziewający się, iż sprowadzi do jego stolika Najemniczkę. Z drugiej jednak wtargnięcie do pokoju gościa byłoby niewybaczalnym błędem, który kosztować mógłby go powrót na ulicę Miasta Cieni. Rozejrzał się po korytarzu i przyłożył ucho do drzwi. Odgłosy wydały mu się na tyle niepokojące, że pomimo obaw zdecydował się nacisnąć klamkę.
Leżąca na podłodze, pośród porozrzucanych białych ubrań, skulona jak embrion naga kobieta wyglądała jak konająca w agonii. Wstrząśnięty stał przez moment, obserwując zatrzaśniętą w kleszczach cierpienia postać. - Ja... Proszę mi wybaczyć wtargnięcie, ale... – wyjąkał zmartwiałymi wargami. - Czy pani dobrze się czuje? - Już w chwili wypowiadania słów zdał sobie sprawę, jak głupio brzmią wypowiedziane na głos, nie wiedział jednak, cóż innego mógłby powiedzieć. - Ktoś... Ktoś na panią czeka. Na dole. – Czuł, że powinien podejść, pomóc, lecz nie mógł ruszyć się spod drzwi.
Kobieta na podłodze oderwała dłonie od głowy, którą osłaniała jakby spodziewając się niewidocznych ciosów. Twarz miała pobrużdżoną i poszarzałą, ściągniętą z trawiącego ją od wewnątrz bólu w upiorną maskę. Nieskończenie wolno otworzyła oczy, straszne, martwe oczy topielca. - Wynoś się. – wychrypiała. - Nie ma mnie dla nikogo. Dla nikogo. Pierwszego, który tu wejdzie, poczęstuję nożem, zrozumiałeś?
Ostatnią rzeczą jaką usłyszała był odgłos zatrzaskiwanych cicho drzwi.
Ojciec otworzył przejście i swobodnie wszedł do znanych mu apartamentów, ściskając w dłoni niewielki pakunek z dużą kokardą. Jak powiedzieli mu na dole, Madame była tutaj. Teraz pozostawało tylko chwilę poczekać.
Kiedy otworzył drzwi i zobaczył ją w pokoju, odłożył pakunek na stół, ucałował ją w dłoń i powiedział:Cieszę się, że nareszcie mogę się z Tobą zobaczyć, najdroższa. Mam nadzieję, że ten drobny upominek będzie wystarczającymi przeprosinami za ta niezapowiedzianą wizytę.
--------------
(Madame)
Gdy Madame ujrzała, kto jest jej gościem, w jej sercu po raz pierwszy od wielu tygodni zagościła radość, a uśmiech rozpromienił jej bladą twarz. Przywitała Ojca, pozostawiając na jego ustach ulotny smak słodkiego wina.
Wiesz, że to nie tak, uśmiechnęła się. Zawsze jesteś tu wyczekiwanym gościem, i nie musisz mi już przynosić żadnych... Prezentów. Dotknęła czule jego twarzy; widziała w jego oczach ślady zmęczenia. Jak się czujesz? Czy jesteś zdrowy? Tak dawno cię nie widziałam, Ojcze...
--------------
(Ojciec)
Wybacz, że tak długo Cię nie odwiedzałem, to co stało się ostatnio z tym miastem wymagało z mojej strony tego ogromnego poświęcenia. To że mogę Cię teraz zobaczyć, porozmawiać, dotknąć wynagradza mi każdą utraconą chwilę, tylko Ty jesteś radością po smutku opłakiwania wiernych towarzyszy, którzy odeszli. Ojciec przerwał na chwilę, objął Madame ramieniem. Mam nadzieję, że będę miał kiedyś możliwość odwdzięczyć się za wszystko, co mi dajesz.
Ostatnio dużo myślałem. Choć sam nie ucierpiałem, gdy miastu groziła zagłada, to straciłem wielu spośród zaufanych, a przywrócenie porządku kosztowało mnie wiele wysiłku. Cieszę się, widząc Cię w znakomitym zdrowiu.
Tyle się ostatnio wydarzyło, a Ty jesteś coraz piękniejsza, niczym róża, która kwitnie na popiołach. Wiem teraz, że mogę Ci zaufać, dlatego nigdy nie znajdę kobiety ani Nad, ani Pod zdolnej choćby pomyśleć o konkurowaniu z Tobą.Ojciec złożył czuły pocałunek na ustach Madame.
--------------
(Madame)
"Mój drogi", pomyślała Madame, patrząc na Ojca z łagodnym uśmiechem. "Nawet nie wiesz, ile mi dałeś... Tylko dzięki tobie znów żyję naprawdę, to ty sprawiłeś, że odzyskałam to, o czym myślałam, że już od dawna jest we mnie martwe..." Nie powiedziała jednak nic; żadne słowa tego świata nie zdawały się jej być wystarczajaco godne, by je do niego skierować.
Wtuliła się w Ojca, opierając czoło na jego policzku. Pragnęła tylko trwać tak w nieskończoność, w jego ramionach kojąc samotność i ból. Poczuła usta Ojca na swej skórze; wplotła palce w jego włosy...
... Cichy dźwięk dzwoneczka wyrwał ich ze słodkiego odurzenia, i Madame z westchnieniem żalu odsunęła się od Ojca. Wybacz, chyba mamy gości. Po chwili usłyszeli ciche pukanie; klasnęła dłońmi i do środka wsunął się jej syn Szept z niewielkim wózeczkiem, na którym stało wiaderko z lodem chłodzącym butelkę szampana. Madame podniosła brew. Szept z kamienną twarzą ukłonił się swej pani i Ojcu - być może zatrzymał na nim spojrzenie o ułamek sekundy dłużej, być może nie - i postawił kieliszki na stoliku.
Mój synu, powiedziała Madame, starając się nie okazywać irytacji. Czy możesz mi to wytłumaczyć?
Wybacz, matko, Szept pochylił głowę. Car Ochrany, goszczący właśnie w Absyncie, rozkazał to dostarczyć i przekazać, że niedługo zjawi się tutaj. Podniósł głowę i popatrzył pytająco na swą panią. Wymieniła spojrzenia z Ojcem, po czym machnęła dłonią.
Skoro czas nadszedł, to niechaj tak będzie, westchnęła. Jej syn ponownie się ukłonił i opuścił pokój. Madame obdarzyła Ojca bladym uśmiechem.Cóż, najdroższy, obowiązki wzywają. Podała mu kieliszek z cicho musującym szampanem. Mam jednak nadzieję, dodała, mrugając do niego, że gdy to wszystko się skończy, wynagrodzisz mi swą długą nieobecność.
Zegarek w jej kieszeni cicho tykał, swą melodią odmierzając kolejne chwile oczekiwania.
___________________ Ostatnio zmodyfikowany przez Ojciec 2008-12-07 17:38:38