Kiedy wieczorami wędrujesz po mieście, w zaułkach i bramach kładą się cienie. Ciepłe światła latarni tworzą okrągłe enklawy w ciemnościach, bezpieczne przystanie, w których zmysły twe nie podnoszą Cię w stan gotowości, nie każą Twej podświadomości wypatrywać niebezpieczeństwa. Snujesz się miękko pośród wilgotnych od deszczu uliczek w płaszczu z postawionym kołnierzem, a wścibski chłodny wiatr w odwiecznej walce, chcąc dostać się głębiej, wyrywa Ci zachłannie z rąk jego poły.
Tuż za Bramą Krakowską świat zmienia swe barwy. Z okien zamieszkałych kamienic sączą się złote światła, bruk lśni od wilgoci nęcąco, otumaniająco. Na schodku po prawej siedzi od zawsze ta sama staruszka. Dobiega dziesiąta, zmrok skrył już miasto, a ona wciąż tam jest, sprzedając małe kwietne wiązanki.
Zagłębiony w myślach niemal wpadasz na pędzącego na oślep ponadprzeciętnie wysokiego gentlemana. Czarny płaszcz, cylinder, rozwiane ciemnobłękitne włosy... Zaraz, nie błękitne, przecież są czarne, musiało ci się przywidzieć. Jak wichura przemknął obok ciebie, niosąc za sobą zapach tytoniu fajkowego i... jaśminu? Jego podkute buty głośno uderzają o bruk, nagle przestają. Obracasz się. Gentleman przepadł, jakby nigdy go tu nie było. Musiał wejść do którejś z bram. Przez chwilę zdaje ci się, że słyszysz stukanie takich samych butów gdzieś w odległej części starówki, ale przecież to niemożliwe, by znalazł się tam tak szybko...
W mig zapominasz o nim, a wiatr znacząco cichnie, gdy wchodzisz w obręb Starego Rynku. Bryła Trybunału w tym świetle zdaje się świecić w ciemności. Z jednej z uliczek wytacza się wesoła grupa młodych ludzi, pewnie wyszli z któregoś z pubów na starówce, w poszukiwaniu kolejnego miejsca do zabaw. Są radośni, ich oczy lśnią, niosą ze sobą zapach alkoholu i papierosów - ciężką, duszącą mieszankę. Mijają cię, nawet cię nie zauważywszy. Dopiero gdy nikną za zakrętem, orientujesz się, że nigdy wcześniej nie słyszałeś języka w którym mówili młodzi ludzie. Był dziwny, pełen twardych głosek i miękkiej, śpiewnej intonacji, brzmiał jakby... pradawnie...
Schodzisz w dół ku Bramie Grodzkiej, jeszcze kątem oka łapiąc brylasty kształt na Placu Po Farze. Oglądasz się - nic tam nie ma prócz znanych Ci już odsłoniętych 'piwnic'. Kiedyś stał tu kościół, czyżby odprysk pamięci o tym miejscu postanowił ujawnić się dziś twym oczom? Ciekawe skąd pochodził - z głębin twego umysłu, czy może jest on tu od zawsze, tylko nie wszyscy mogą go ujrzeć? Co za myśli - odganiasz je szybko, czując przechodzący po całym ciele dreszcz...
Dziwna noc - myślisz i wzdychasz cicho. Zdaje się jakby opuszczona stara kamienica po lewej westchnęła razem z tobą. Każdej nocy w tym miejscu myślisz dokładnie to samo, nigdy nie będąc do końca pewien czy obrazy i dźwięki, które towarzyszą Ci, gdy spacerujesz tymi przytłaczającymi prastarymi uliczkami, prawdą są czy ułudą.
Jeśli mi zaufasz, pokażę Ci prawdę, Przyjacielu. Słuchaj mojego głosu.
Za zasłoną mgły - gdzieś na szczytach lubelskich budynków, w starych opuszczonych kamieniczkach z okiennicami zabitymi przeżartymi przez mole deskami, w pustych brukowanych kocimi łbami zaułkach czy tuż pod powierzchnią ziemi, pod ciężkimi żeliwnymi pokrywami studzienek ściekowych tylko pozornie panuje cisza.
Za dnia czasem cicho wyje w nich wiatr, czasem jakaś osamotniona rama okienna uderza szarpana gwałtownym powiewem, czasem przemykający cicho kot obwieści głuszy swoją obecność miękkim miauknięciem. A nocą...
Nocą zaczyna się od szmeru. Pojedynczy, trudny do wyłapania dźwięk wpierw snuje się cicho po opuszczonych tunelach, wśród piętrzących się, zdobionych freskami ścian kamienic, pod wysokimi sufitami przestrzeni zasypanych gruzem i zbutwiałymi deskami.
Potem szmer przeradza się w ciche westchnienie, jakby nagle, wśród tej dziwnej ciszy w ciemności, Stare Miasto budziło się do życia, a oddech jego przetaczał się echem pośród wyludnionych miejsc. Jakby z pradawnych czasów coś próbowało wydrzeć się z tych murow i uliczek i znów wyrwać się do życia...
Na szczęście większość tych, których zdziwić by mogło to nagłe poruszenie Miasta, dawno już śpi, kiedy ze snu budzi się Miasto Cieni, przez innych zwane Lublinem Pod.
Powiadają, że kiedyś miasto było jednością, lecz pewnie to tylko legenda. Miasto Pod towarzyszy miastu Nad od kiedy pamiętam, tak niewielu jednak świadomych jest tej dwoistości. Powiadają, że Lublin Pod widzą tylko wybrani, ale ja powiedziałbym raczej, że przeklęci. Jak ja i jak Ty.
Niektórzy z nas potrafią jeszcze żyć pomiędzy i kiedy ciemność nocy staje się zbyt przytłaczająca, wyjść na powietrze i z dachów najwyższych kamienic i kościelnych wież spojrzeć na chmury, niebo i słońce, przeczesać zziębniętymi palcami jego złote promienie, wciągnąć do płuc zapach świeżo skoszonej trawy.
Ci jednak o których będzie ta opowieść, na zawsze pogrążeni są w cieniu... Kim byli kiedyś - nie wiadomo. Każdy ma swoją historię, najpewniej każda jednak zaczyna się w Lublinie Nad, zanim jeszcze w głowach ich zagościła myśl, iż prawda o świecie rozpadła jest na pół i że tylko część prawdy objawia się ich oczom. Jakie losy sprowadziły ich do Miasta Cieni, nawet ja nie potrafię powiedzieć. Wiem jednak, że żaden z nich nie trafił tu przez przypadek. Tylko straceni dla świata i romantyczni szaleńcy dopuszczeni są odbywać tu swoją karę.
Jego zgrabiałe od mrozu palce przy zetknięciu z twardszymi niż zwykle strunami gitary słały do mózgu sygnały tępego bólu, ale to niewielka cena za godziny przyjemności. Wiedział, że prawie na pewno wyglądał komicznie, siedząc w bramie na lodowatej ziemi, okutany w dwie kurtki. Dobrze, że pomyślał zawczasu i od zwykłych rękawiczek odciął palce. Cieplej... ale nadal lodowato.
Widzi, jak ludzie spoglądają na niego dziwnie, z politowaniem. Siądźcie ze mną cwaniaki, zobaczycie, jak to jest! Jak na zawołanie z szarego tłumu wyłonił się na oko trzydziestolatek, ubrany w bardzo drogi płaszcz z czarnego materiału, na kołnierz płaszcza niedbale zarzucił szarą chustę wyglądającą na jedwabną. Na nogach elegancika – tak go teraz nazywał – buty z lakierowanej skórki, bynajmniej nie sztucznej. Uśmiechnął się do siebie na absurdalną myśl o tym, że ktoś taki siada obok niego i zaczyna śpiewać Dżem... Elegancik szedł szybkim krokiem, błyskawicznie pokonując dystans dzielący go od ratusza do przejścia dla pieszych, na które wszedł nawet się nie zatrzymując. Życie mu nie miłe?
Kierowca starego jak świat dużego fiata zapiszczał oponami, zatrzymując się centymetry od Elegancika. Ten, nie zatrzymując się, odwrócił twarz w lewo, kierując do czerwonego jak burak właściciela fiata nieme polskie pozdrowienie. W prawym uchu, teraz widział wyraźnie, Elegancik miał słuchawkę bluetooth. Wszystko jasne. Kierowca zacisnął tylko ręce na kierownicy i gdy tylko mógł wyrwał samochód z piskiem opon z przejścia. Gitarzysta odprowadził wóz wzrokiem, aż ten zniknął za budynkiem, w dole ulicy. W tym czasie nasz bohater już zdążył wejść na chodnik, podejść parę kroków i zatrzymać się tuż obok sklepu z artykułami dziecięcymi. Widać było nieregularne obłoczki pary wydobywające się z jego ust. I choć stał tyłem do bramy, wiadomo było, że z kimś gada. Eh... Czas coś zagrać, pomyślał młodzik i złapał pierwszy chwyt jedynej piosenki, jaką umiał. Wehikuł czasu. Zawsze ona. Tak makabrycznie pasowała do tego co robił. Czekam na Ciebie, Panie Elegancik – myślał, gdy zgrabiałe od mrozu palce uderzały o struny jak zeschłe gałęzie czasem uderzają o pręty metalowych ogrodzeń.
Elegancik skończył rozmawiać pod koniec pierwszej zwrotki, zwrócił się w kierunku bramy i ociągając się ruszył w jej kierunku. Na jego czerwonej od zimna twarzy nie było ani milimetra zarostu czy blizn, ni też nawet znamion czy pieprzyków. Jaki z Ciebie przystojny chłopczyk, pomyślał gitarzysta i zamiast zacząć drugą zwrotkę odczekał chwilę i bardzo głośno powiedział:
- Wrzuć Pan coś! - Elegancik spojrzał na młodzieńca, potem za siebie, upewniając się, czy to aby do niego, i znów na gitarzystę.
- Nie, Nie... Śpieszę się - Elegancik rzucił troszkę niespokojnie. To dziwne, że ludzie mówią zawsze to samo, tak jakby 500 metrów wcześniej stała tabliczka "Co powiedzieć, kiedy gitarzysta w bramie zaczepi właśnie Ciebie". Punkt pierwszy: nie, śpieszę się. Punkt drugi - nie, nie mam drobnych. Punkt trzeci - nie odzywaj się wcale. Ludzie myślą, że brak czasu tłumaczy to, że nie pomogą komuś, kto pomocy oczekuje. Tak jakby wyłuskanie i wrzucenie drobnych zając miało 15 minut, a drobnych musiało być co najmniej 10 zł. Te wymówki denerwują już po pierwszym dniu... A to nie był jego pierwszy dzień w bramie. Więc nie dawał za wygraną.
- Ale panie, toż cokolwiek! - Nie przestawał grać. Grał na gitarze jednocześnie grając przed
Elegancikiem biednego studenta. Bo kogo obchodzi prawda? Kogo obchodzi to, że pani, która sprzedaje kwiatki zaraz przed bramą, jest, być może, właścicielką największej sieci szklarni w Lublinie?
- Nie, naprawdę nie mam drobnych... - Powiedział szybko Elegancik i odwrócił się aby odejść. A raczej spieprzyć.
- Grosik, PROSZĘ! - Gitarzysta bardzo chciał go mieć. Bardzo. Elegancik zatrzymał się, odwrócił i z kieszeni swojego drogiego płaszcza wyjął dłoń w skórzanych rękawiczkach. Burżuj.
Zdjął prawą i zaczął macać się w poszukiwaniu portfela kiedy zabrzmiała głośno piosnka Feel'a. Anioła Głos dobiegał z kieszeni Elegancika. Widocznie był to telefon bez znaczenia, ponieważ Elegant wyjął skórzany portfel, a jakżeby inaczej, z tylnej kieszeni, a z niego z kolei dwuzłotówkę.
- Masz i szczęścia życzę - To mówiąc wrzucił monetę do pokrowca na gitarę ustawionego pomiędzy nimi.
- Już mi dopisało - Powiedział uśmiechnięty gitarzysta tak by odchodzący Elegancik tego nie dosłyszał, wciąż grając Wehikuł Czasu. Ach, piękne to życie. Elegancik pójdzie teraz pewnie na jakieś spotkanie, później pewnie przeleci jakąś sekretarkę, później może wróci do domu, może nawet do żony. Ale jedno jest pewne. Na pewno nie uśnie dzisiaj. Na pewno dane mu będzie zobaczyć coś czego jeszcze nie widział. Tak mój drogi. Witaj w Lublinie Pod.”
Do Lublina Pod można dostać się na wiele sposobów: można zagubić się w mroku i rozpaczy i niechcący rozedrzeć zasłonę oddzielającą świat rzeczywisty od świata cieni. Można też oddać swój ostatni dech w miejscach istniejących na pograniczu obu krain, zdarzyć się wtedy może, że Lublin Pod odbierze Was jasnemu światu i - jeśli wasze dusze są wystarczająco czarne - zatrzyma Was dla siebie. Najdziwniejszym jednak, najmniej spodziewanym sposobem dostania się do Lublina Pod, jest Charonita.
Mieszkańcy Lublina Pod panicznie boją się Charonitów, mistycznych posłańców. Kim bowiem może być ten, co swobodnie może wędrować pomiędzy światem Nad a światem Pod i przeprowadzać przez tę bramę innych? Nikt tak naprawdę nie wie skąd się wywodzą, niektórzy twierdzą, że Charonitą zostanie ten, komu dusza rozpadnie się na pół. Inni myślą, że to Charonita wybiera Charonitę, w odwiecznym, nieprzerwanym łańcuchu. Ludzie boją się ich, bo nie wiedzą, na co ich stać. Ciekawe, jakie historie mogliby nam opowiedzieć.
Konstantyn Strzegący Ogrodu - Lublin Pod nie pamięta już, od kiedy pośród ulic miasta cieni przechadza się Konstantyn. W długim czarnym, sięgającym ziemi, płaszczu ukrywa swą twarz pod grubą warstwą teatralnego, przypominającego nieco malunki na twarzy klauna, makijażu. Zwykle pielęgnuje swój tajemniczy ogród, o którym powiadają, że znajduje się poza czasem i przestrzenią. Konstantyn cieszy się dużym szacunkiem pośród mieszkańców Miasta Cieni, ale żyje jakby obok niego. Od lat coraz rzadziej pojawia się wśród ludzi. Nie można go "spotkać", to on "spotyka" ciebie...
"Wehikuł Czasu" - najbardziej ludzki spośród Charonitów Lublina Pod, o wielu imionach. Na co dzień można spotkać go pod Bramą Krakowską, gdzie zwykle egzystuje w obu światach jednocześnie, wygrywając teraz na gitarze, a wcześniej na lutni i innych instrumentach adekwatnych do danych czasów, swoje piosenki. Powiadają, że kto wrzuci grosik do jego kapelusza, stracony jest dla świata. Mówią też, że to sam Wehikuł Czasu, wybiera sobie "ofiary". Pięknych, szykownych ludzi, których chciałby widzieć w Lublinie Pod. Trudno jednak bać się tego sympatycznego, wiecznie uśmiechniętego młodzieńca o przenikliwych oczach.
Porcelanowe Serce - dziwna istota, golem, powiedziałbyś, sztuczny człowiek o bladej jak śmierć skórze. Mieszkańcy panicznie się go boją. Czy to przez wzgląd na tę dziwną, przypominającą maskę twarz? Mówi się, że przeprowadza tylko tych o najczarniejszych duszach. Porcelanowe Serce jest najmłodszy ze znanych Charonitów, być może dlatego
tak niewiele jest o nim wiadome, powiadają jednak, że wybrał go sam Konstantyn Strzegący Ogrodu. Upiorna twarz i zamyślone spojrzenie, które przewierca cię na wylot... taaak. Porcelanowe Serce wzbudza strach...
Trzy gangi, trzy nacje, trzech przywódców. Wpierw był tylko jeden, lecz dziś strefy wpływów są podzielone. W wielkim Lublinie Pod pozornie bez większych incydentów egzystują trzy wielkie organizacje, których przedstawicielom mieszkańcy Miasta Cieni zawsze schodzą z drogi. Pod osłoną nocy jednak, toczy się wielka walka o strefy wpływów, o możliwości, walka wywiadów, informatorów, walka o przewagę w każdej sferze życia społecznego, subtelna zimna wojna pomiędzy trzema największymi Gangami Starego Lublina.
A oto i one:
Legion Królewski
Czarna gwardia, działająca na zlecenie Króla. Niegdyś regularne surowe i tradycyjne wojsko przyboczne, które nazywano królewskimi muszkieterami, od kiedy jednak Król wycofał się z życia Lublina Pod, to Legion faktycznie ustanawia na ulicach swoje prawa. Legioniści wyznają zasadę oko za oko, ząb za ząb - ich zemsta jest krwawa i gwałtowna, wszyscy więc ci, którzy zadarli z Legionem prędzej czy później zakończą swe życie w przerażających okolicznościach.
Zadarcie z pojedynczym Legionistą jest równie niebezpieczne, drugą bowiem dewizą, której Legion od setek lat się trzyma, jest jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Zdrada wśród nich to najgorszy z możliwych grzechów, legendy o tych nielicznych, którzy zdecydowali się wystąpić z Legionu oraz o potwornych torturach jakie zadano im potem, do dziś sprawiają, że rezydenci Miasta Cieni, bogobojnie chylą głowy.
Mieszkańcy Lublina Pod mówią o Legionie- krwawi rycerze lub krwawi baronowie, ze względu na unikalne połączenie: specyficznie pojęty, bardzo eksponowany honor i zawziętość w pilnowaniu przez siebie tylko rozumianego porządku w Lublinie Pod.
Na czele Legionu stoi stary weteran, jeden z najgenialniejszych rewolwerowców w całym Mieście Cieni, którego nazywają Ojcem, przed którego karzącą ręką sprawiedliwości drży cały Lublin Pod. Decyzje które podejmuje Ojciec są nieodwołalne. Poza tym to on pośredniczy pomiędzy Królem Słońce a resztą świata.
Cechą charakterystyczną Legionistów są nakrycia głowy: kaptury lub kapelusze, z którymi niemalże się nie rozstają. W ich strojach przeważa czerń, dzięki której potrafią niezauważeni przemykać ciemnymi uliczkami Lublina Pod.
Ochrana
Czasem ironicznie zwana carską policją, pojawiła się w Lublinie Pod pod koniec XIX wieku i szybko zajęła jego obrzeża i obszary którymi nie interesował się Legion. Powiadają, że prowadzeni przez samozwańczego, anarchistycznego Cesarza przybyli wtedy ze wschodu. Skąd? Nikt poza nimi samymi tego nie wie. Cesarz przez długi czas próbował, rożnymi sposobami, zagarnąć Lublin Pod dla siebie, niestety, bezskutecznie, Legioniści byli zbyt dobrze zorganizowani i było ich zbyt wielu, aby nawet regularnie rozrastająca się garstka chytrych kombinatorów, mogła coś zdziałać.
Dziś Ochranę utożsamiać można z prawdziwą mafią. To oni znają na wylot cały Czarny Rynek, to oni zajmują się przemytem, kradzieżami co cenniejszych dóbr, to oni mają chody i dojścia, siatkę informatorów w społeczeństwie niechętnym żelaznym rządom Króla Słońce, to oni organizują prowokacje przeciwko Legionowi - instytucji wobec której prawdopodobnie nie odważą się nigdy wystąpić oficjalnie, ale chętnie robią to drogą nieoficjalną, podburzaniem ludu i dzięki siatce szpiegów. Cóż, mówi się że już teraz wiele dzięki takim działaniom utargowali.
Najemnicy, mordercy, złodzieje, przemytnicy, mafiosi i szpiedzy, którzy nie tylko doskonale znają ulicę ale też posiadają tajną siatkę informatorów, bezpiecznych nor, kontrahentów - takich właśnie ludzi rekrutuje Ochrana. Dla wrogów są śmiertelnie niebezpieczni, ale powiadają też, że nikt w całym Lublinie Pod nie potrafi bawić się i ucztować jak carska policja. Krążą słuchy, że niektórzy z nich są kompletnie szaleni - zdrowi ludzie, po cichu mówią niektórzy, nie potrafili z tym samym uśmiechem co wznosząc toast za przyjaciół, pozbywać się swoich wrogów.
Na czele Ochrany stoi Cesarz lub też Car, tajemniczy i dziwny przywódca gangu. Nikt w mieście cieni nie wie, kim jest Car, wiadomo jednak, że gdzieś z jednej z wielu tajemnych skrytek rozsianych po całym mieście, snuje plany przejęcia miasta z rąk Legionu i rządzi siatką przestępczą o niewyobrażalnych wręcz rozmiarach.
Cechą charakterystyczną Ochrany są czerwone dodatki do stroju: czapki i inne nakrycia głowy oraz chusty, szarfy. Carska policja to ludzie ulicy, najbliżsi naszym wyobrażeniom o przestępczym świecie zaułków, kanałów i zapadłych ruder.
Dhanray Bashkar (czyt. Danraj Baszkar) - pojawili się znienacka, w czasach kiedy w Lublinie Nad królowały lata 60-te, początkowo niezauważeni przez inne frakcje a nawet przez mieszkańców całego Lublina Pod. Pojawili się i ukryli gdzieś głęboko tak dobrze, że dopiero 10 lat później zauważono w ogóle ich istnienie. Co działo się przez te 10 lat - nie wiadomo, niektórzy dziś najprawdopodobniej niesłusznie przypisują im związek z różnymi dziwnymi wydarzeniami z tego okresu, jak na przykład z tajemniczymi zaginięciami dzieci w Lublinie Nad. Jak to możliwe, że w Lublinie Nad? W społeczeństwie Miasta Cieni krążą słuchy, że Dhanray Bashkar potrafią dzięki nieznanym rytuałom poruszać się także po Lublinie Nad.
Początkowo mówiono o nich sekta, tak bowiem zdają się być zorganizowani. Na ich czele stoi tajemnicza kobieta, ale nikt z członków gangu nie wymawia głośno jej imienia. Traktowana jest przez swoich wyznawców jak bogini, guru, wysłanniczka sfer najwyższych i oświecona pośredniczka pomiędzy światem duchowym a światem namacalnym. O Dhanray Bashkar krąży niezliczona ilość plotek, nikt jednak nie wie, które z nich są prawdziwe, a które - nie.
Jedne głoszą, że Dhanray Bashkar zostali wygnani z miasta Pod gdzieś w dalekich Indiach, za swoje krwawe okultystyczne rytuały. Podobno w odwecie za serię rytualnych morderstw zabito większość z nich, a ci, którzy przeżyli, długo tułali się po świecie cieni, zanim nie dotarli do Lublina Pod. Inni mówią, że Dhanaray Bashkar to odprysk po pochodzącym z Azji Mniejszej legendarnym tajnym stowarzyszeniu mistycznym, zajmujących się dziwnymi eksperymentami z życiem i śmiercią. Czy którakolwiek z tych plotek jest prawdziwa? To wątpliwe, ale na pewno poruszają one wyobraźnię każdego, kto je usłyszał.
Cechą charakterystyczną Dhanray Bashkar są stroje z wielokolorowych tkanin, zdobione tu i owdzie bogatą orientalną biżuterią i nietypowymi egzotycznymi makijażami.
Na początku była Triada. Nikt nie wie, skąd wzięło się Trzech Braci, do tej pory nikt nie wie, kim albo nawet czym są. Jedno jest pewne - są starsi niż cały Lublin Pod, a być może też Lublin Nad. Przez wieki powstało wiele opowieści, domniemań i legend o potężnej Triadzie. Która z nich jest prawdziwa? Nie wiadomo.
Pierwszy z trzech to praw ustanowiciel, który nosi imię Króla Słońce. Z całej Triady jest chyba najbliższy ludziom. Powiadają, że jeszcze kilka dziesiątek lat temu chodził wśród nich. Ponoć kiedy pierwszy chłód nocy owionął Stare Miasto zwykł przebierać się w prosty strój, wychodzić poza mury swego niedostępnego Zamku i przechadzać się pomiędzy swymi poddanymi nierozpoznany. Coś jednak stało się kilka nad-lat temu. Niektórzy mówią, że Król Słońce zdziwaczał tak, że wszędzie zaczął widzieć wrogów. Inni mówią, że faktycznie ktoś czyhał na jego życie, grunt że Król Słońce zniknął z ulic i zaułków Lublina Pod. Przestał bywać wśród swoich poddanych, a decyzje, które od tej pory podejmował ukryty w głębokich komnatach, zdawały się być oderwane od rzeczywistości. Pośrednictwem pomiędzy Królem a społeczeństwem zajął się tedy Legion, wcześniej wzbudzająca szacunek i respekt królewska gwardia przyboczna. Dziś, przez decyzję panującego i - jak powiadają - samowolkę Legionu, który korzystając z niedyspozycji Króla Słońce, wziął prawo w Lublinie Pod we własne ręce, Legion króluje wśród Gangów Starego Lublina.
Drugi z trzech nosi imię Sędziego. Sędzia to tajemnicza istota, która początkowo stać miała na straży praw ustanowionych przez Króla Słońce. I być może kiedyś, za czasów których nikt z Lublinie Pod już nie pamięta, tak było. W czasach, kiedy w Europie szalała pożoga pierwszej, a potem drugiej Wojny Światowej, Sędzia zdecydował się wycofać z interesu. Nikt poza nim samym nie wie, dlaczego podjął tę decyzję. Mówią, że anarchia, która nagle zaczęła objawiać się na świecie z coraz większą siłą, zniechęciła Sędziego do dalszego egzekwowania praw. Inni mówią, że Sędzia po prostu zmienił zainteresowania i skierował się ku mistyce, transcendencji i kwestiom okultystycznym. Są też tacy, którzy szeptem wspominają, że oddalenie się Sędziego od Triady spowodowało konflikt pomiędzy braćmi, mający swe korzenie gdzieś w odległej przeszłości. Sędzia nie daje o sobie całkiem zapomnieć. Raz na kilka dziesiątek lat organizuje pokazowe procesy, podczas których objawia się światu w całej swej krasie i podejmuje surowe decyzje. Oskarżeni drżą przed procesami pod egidą Sędziego. Trudno się dziwić, zwykle wydaje on bardzo surowe wyroki.
Trzeci z braci, najdziwniejszy chyba, najbardziej tajemniczy, to Kat, władca podziemi ciągnących się pod całym Lublinem Pod. Mieszkańcy drżą na samo jego wspomnienie, zazwyczaj więc nikt o nim nie wspomina. Zdawałoby się więc, że nikt nie pamięta o jego istnieniu, to jednak nie jest prawda. Niekiedy nocami na całym Starym Mieście wiatr niesie krzyki więzionych przez Kata. Potworne tortury z jakich słynie Więzienie Lublina Pod, wzbudza prawdziwą panikę i postrach. Kto znajdzie się w dziedzinie Kata na zawsze stracon jest dla świata. Wynaturzony, potworny, dziwaczny i przerażający - tak o nim mówią, chociaż tak naprawdę nikt nie wie, co kryje się w głębi jego groteskowego umysłu. Kat żyje na uboczu, a ze swego Więzienia wychodzi tylko po to, aby dokonać egzekucji nakazanej przez Sędziego. Kto jednak wie, ile "sprawiedliwości" niezależnej od decyzji Króla Słońce czy Sędziego egzekwuje za murami poddanej jego myśli twierdzy.
Mówią, że jest tak stary jak samo miasto Pod, ale to pewnie bujdy. Nikt przecież, może poza samą Triadą, nie żyje aż tak długo, aby o tym opowiedzieć, a trzej wielcy bracia raczej nie rozpuszczają plotek. Od kiedy Król Słońce zaszył się w swoich włościach, to on, w opinii mieszkańców stał się władcą miasta. To on wydaje dekrety i postanowienia, to on skazuje na śmierć czy daruje życie, to on nakazuje, kiedy Ojciec mówi - milknie całe miasto. Poorana bliznami ogorzała twarz i kapelusz głęboko naciągnięty na oczy. Czarny opatulający zwarte jak u dzikiego zwierzęcia ciało, płaszcz. Lekki zarost i bystre oczy błyskające gdzieś wśród cieni. Oto on, ten, który widzi i wie.
Cherry
Prawa ręka samego Ojca. Miasto Cieni wie, że nie ma w tej krainie drugiej osoby, która by tak władała rewolwerem jak ona. Powiadają, że w ciemności potrafi ustrzelić podrzuconą do góry monetę z odległości kilkudziesięciu metrów. Ubrana jak mężczyzna, prawie nie do rozpoznania pośród innych Legionistów, zwłaszcza gdy twarz kryje pod kapturem lub kapeluszem. Módl się jednak aby nie zostać jej wrogiem. Dla przyjaciół jest bowiem ciepła i wesoła, jak poranna bryza. Dla wrogów lodowata i niebezpieczna jak gradowa chmura. Wyrastała pod opieką Ojca i ów traktuje ją jak córkę, więc nawet jeśli uda ci się zrobić jej krzywdę, Legioniści wnet pozbawią cię głowy.
Klecha
Powiadają, że za życia w Lublinie Nad był zakonnikiem - dominikanem, lecz nie wiem ile w tym jest prawdy. Miasto Pod go zmieniło. Dziś z przepełnionym furią spojrzeniem dowodzi, w imieniu Ojca, Legionistami. Ten zdaje się mieć do niego pełne zaufanie, choć Klesze zdarza się podejmować decyzję na podstawie nie tylko racjonalnych pobudek, ale też swej niezachwianej wiary. Jak dotąd były to dobre decyzje. W Mieście Cieni wzbudza postrach, kiedy na czele Legionistów z wielkim żelaznym krzyżem w dłoni, eskortuje na miejsce egzekucji kolejnego skazańca i fanatycznym śpiewnym głosem wykrzykuje kazania o piekielnych cierpieniach, ogniu spalającym wszystko co plugawe, o nadejściu apokalipsy.
Dandys
Zawsze idealnie ubrany, dystyngowany, niezmiennie kulturalny, delikatny na grubiańskie zachowanie, czuły na swoim punkcie, wielu mieszkańców Pod zastanawia się co robi w Legionie, ale najwidoczniej jest przydatny. Ojciec bowiem otoczył go swoją troskliwą opieką. Nikt nie zauważył, kiedy się pojawił, plotki jednak głoszą, że jego pierwsze kroki w Lublinie Pod mają coś wspólnego z działaniem Ochrany. Co takiego? To chyba wie tylko on sam i być może jego teraźniejsi pobratymcy. Choć pewnie to wszystko i tak bujdy. I tylko zimny, zadumany wzrok Dandysa sugeruje, że w swoim życiu widział i robił znacznie więcej, niż można by się spodziewać po jego wymuskanej powierzchowności...
Car
Wielki i straszny jest Car, władca podziemia w Lublinie Pod. Mieszkańcy chylą głowy przed nim i jego sługami, bynajmniej nie dlatego, że wzbudza szacunek, lecz dlatego, że wzbudza strach. Powiadają, że wśród ochrańczyków są najbardziej przebiegli złodzieje i najbardziej krwawi mordercy, a wszyscy oni na skinienie Cara, pana i władcy największej i najbardziej potwornej mafii, jaka kiedykolwiek istniała w świecie Pod czy w świecie Nad. Powiadają, że Cesarz przybył tutaj ze wschodu pod koniec XIX wieku i szybko, dzięki swym talentom dowódczym i bezwzględności, zagarnął z rąk Legionu władzę nad najczarniejszą stroną miasta. Trzyma ją w garści do dzisiaj, znając tajemnice, jakie zwykłym mieszkańcom Lublina Pod się nawet nie śniły.
Szmalcownik
Prawa ręka samego Cara, najbliższy jego człowiek. Mówią też, że najlepiej poinformowany pośród wszystkich ochrańczykow. Choć plotki głoszą, że ten podstarzały Żyd jest kompletnie szalony, nie zmienia to faktu, że nim dotrzesz do samego Cara, wpierw napotkasz czujne mysie oczy Szmalcownika. Jeśli chcesz przypodobać się Ochranie, musisz przypodobać się jemu, od jego bowiem decyzji zależeć będzie, czy dopuści Cię przed oblicze samego władcy podziemi. Szmalcownik potrafi wzbudzić autentyczne przerażenie swoim nieobliczalnym zachowaniem, fanatycznym spojrzeniem i drapieżnością, która z niego emanuje. Car nie mógł sobie wybrać lepszego człowieka.
Spaślak Zabójca
Nikt tak naprawdę nie wie, kiedy pojawił się w Lublinie Pod, ale musiało to być dawno, sądząc po jego staromodnym stylu, lekko archaicznym języku, w którym pobrzmiewała nutka wysokiej inteligencji i obycia, i zachowaniu charakterystycznym dla osób co lepiej wykształconych. Mógł zrobić wielką karierę wśród Legionistów, lecz w swe łapska pierwsza dostała go Ochrana. Dziś mówi się o nim szeptem i każdy wie, że choć z powierzchowności sprawia wrażenie raczej przystępnej osoby, Spaślak jest królem zabójców. Dowódcą naczelnym carskich asasynow. I już dawno wszyscy przestali traktować to jak tajemnicę. Pedantycznie dokładny, przenikliwy o lekko martwych oczach. Zimny w kalkulacjach, bezwzględny w decyzjach. Taki zdaje się być.
Kornik Książę Złodziei
W Lublinie Pod każdy zaczyna od zera, nikt nigdy jednak nie zrobił tak oszałamiającej kariery jak Kornik. Powiadano, że swe przestępcze talenta przyniósł z Nad, ale kto tak naprawdę może to wiedzieć. Opowiadał już tak wiele wersji tej historii, że nikt nie wie, która jest prawdziwa, i czy w ogóle któraś z nich jest. Pan kłamców i złodziei, którego Car nagle, niespodziewanie wskazał jako spadkobiercę poprzedniego władcy Ochmańskich rabusiów. Powiadają, że jeśli w Lublinie Pod choćby mignie coś cennego, Kornik wie co to jest i jak to zdobyć. I czy warto się starać. Za dogodną cenę on i jego ludzie zdobędą dla ciebie wszystko, każdy cenny przedmiot. Plotki mówią, że jego zręczne kontakty sięgają nawet kwater Legionistów, lecz ci zaprzeczają. Co innego mieliby powiedzieć, prawda?
Sobroskin Służbista
Usłużny służbista w służbie cesarskiej Ochrany. Powiadają, że jeden z najlepszych podwładnych samego lodowatego Spaślaka i jeden z niewielu Ochrańczyków zdolnych przebywać z nim bez przerwy, bez większych uszczerbków na umyśle. Mieszkańcy dziwią się jak ten sympatyczny, wesoły człowiek może jednocześnie być tak wyrachowany i nieludzki, żeby z zimną krwią zamordować człowieka - tego bowiem oczekuje się od carskich asasynów, prawda? W czym kryje się tajemnica - nikt tego nie wie. Sam Sobroskin jednak w dalszym ciągu potrafi zjednać sobie innych, nawet tych nie należących do Ochrany.
Sumati Dhanray Bashkar
Zimna jak lód, piękna jak kość słoniowa, strojna jak bajadera, trudno powiedzieć dlaczego w jej obecności krew zwykłych mieszkańców Lublina Pod zamarza. Pojawiła się nagle, wraz ze swoją świtą. Co tu robi? Nie wiesz. Początkowo niewielu zauważyło strojne indyjskie dzieci w szarym i brudnym Mieście Cieni, dziś cały Lublin Pod kątem oka, aby nie zwrócić niczyjej uwagi, z napięciem przygląda się Sumati i jej sekcie. Co tu robią? Czego chcą? Mówi spokojnie i cicho, lecz słowa jej zawsze docierają do tych co trzeba. W głębinach jej ciemnych oczu kryje się jakaś straszna tajemnica, o której wielu snuje tylko domysły. Powiadają: nigdy nie stawaj na drodze Dhanray Bashkar, jeśli nie chcesz oszaleć. Tajemnice Sumati bowiem, jeśli cię nie zabiją, sprowadzą na ciebie obłęd. Trzymaj się więc od niej z daleka.
Gargoyla
Czym jest ta dziwna istota wijąca się zawsze w pobliżu Sumati Dhanray Bashkar? Czy kiedyś była człowiekiem? Ta wykręcona, ubrana w strzępki, poszarzała zbitka nieokreślonych kształtów, z której tylko raz po raz błyskają czujne, przewiercające na wylot oczy. Niektórzy mówią, że Gargoyla to maskotka Sumati, co do jednego można jednak być pewnym: oddaje swej pani tajemnicze, lecz na pewno nieocenione usługi. Powiadają, że Gargoyla potrafi podróżować pomiędzy Lublinem Pod i Lublinem Nad. Że czasem, na polecenie swej pani, zaczaja się na szczytach lubelskich kamieniczek, aby wypatrywać przyszłych straceńców, co wkrótce wylądują w Mieście Cieni. Wszystko to, aby zagarnąć ich dla siebie. Inni jednak mówią, że Gargoyla posiada znacznie bardziej przerażające talenty, o których nie mówi się nawet szeptem.
Zamsz
W jego obecności czujesz się nieswojo. Jakbyś miał do czynienia z więcej niż jedną osobą na raz. Lubi zwracać na siebie uwagę wszystkich dookoła, niczym przekonany o swojej wspaniałości egocentryk. Z drugiej strony jest w nim coś, co sprawia, że ciarki chodzą ci po plecach. Być może sposób w jaki przygląda się ludziom? Jakby oceniał czy nadają się do... Nie, wolisz nie myśleć nawet do czego. Zamsz młodnieje. Dosłownie, pamiętasz jak tylko się pojawił, był... stary. A teraz? W sile wieku. To przerażające, jaką potężną mocą dysponować muszą egzotyczni przybysze Dhanray Bashkar. Zapatrzony ślepo w swą piękną panią, będący na każde jej skinienie. Opętany jej urokiem, mocą, siłą, stanowi jej ochronę, jest jej największym żołnierzem.
Trudno powiedzieć jak długo żyje w tym miejscu. Niemożliwe, żeby był tutaj dłużej niż Triada, jednak zna Lublin Pod tak jak nikt. Można go zobaczyć, kiedy spaceruje ulicami, starając się unikać innych. Wydaje się, że ciągle czegoś szuka. Niezbyt często rozmawia z ludźmi. Trudno jest wydobyć z niego coś oprócz burknięcia, ale jeśli sam do ciebie podejdzie, okaże się bardzo rozmownym towarzyszem. W takich momentach zazwyczaj pokazuje jakieś miejsce swojemu rozmówcy, czasem obdarza go jakimś drobiazgiem. Jedni mówią, że to przynosi pecha, inni zaś wrócą takim osobom świetlaną przyszłość. Mówią, że kiedyś pracował jako goniec samego Króla Słońce. Podobno też zna Więzienie jak własną kieszeń. Opowieści o nim jest tysiące, a spisanie ich wszystkich zajęłoby lata. Większość z nich jest zbyt nieprawdopodobna, by miało to sens.
Scarface
Niektórzy nazywają go Samotnym Wilkiem, ale nie zawsze działał a pojedynkę. Kiedyś, w czasach które pamiętają tylko nieliczni, był Legionistą, prawą ręką samego Ojca. Dziś jest przez Legion wyklęty, dlaczego? Nie wiadomo. Być może jakiś wewnętrzny konflikt sprawił, że Scarface został wykluczony z Legionu, że zmuszono go do odejścia. Powiadano, że zniknął na długo, nim pojawił się znowu. Zgorzkniały, zimny, niebezpieczny. Dziś Scarface rzadko pojawia się na ulicach miasta i tylko po to aby ubić interesy. W podziemiu Miasta Cieni powiadają, że jest płatnym zabójcą, wyrafinowanym i tajemniczym, który pojawia się znikąd i równie tajemniczo znika. Pozostawia po sobie tylko zapach prochu strzelniczego i płatek czerwonej roży – jego znak rozpoznawczy.
Czerwona Madamme
Kochasz ją i nienawidzisz. Nigdy jej nie zniewolisz, choćbyś chciał. Jest wolna i niebezpieczna, choć delikatna i pełna słodyczy jak najpiękniejsza roża. Powiadają, że jest najlepiej poinformowaną osobą w całym Lublinie Pod i trudno się dziwić - któż jak nie ona i jej kurtyzany, gejsze, męskie dziwki i niewolnice, każdej nocy w Kabarecie Absynt wysłuchują szeptów tych, którzy nocami przychodzą, aby w ich objęciach gasić swe pragnienia. Usta Czerwonej Madamme purpurowe są jak krew. Jej dłonie śnieżnobiałe a oczy przenikliwe, jakby przewiercały cię na wylot. Zna każdą twoją tajemnicę, nawet tę, o której nie wie nikt więcej.
Lulu
Ta drobna, ułożona dziewczynka wygląda na pierwszy rzut oka jak dziecko, dopiero drugi rzut przynosi ciekawe odkrycie. Lulu jest młodą dziewczyną o wiecznie spuszczonym wzroku, przyboczną służką i wieczną towarzyszką samej Czerwonej Madamme. Powiadają, że Madamme próbowała uczynić z niej kurtyzanę, lecz na nic się to zdało, Lulu bowiem jak dotąd wymyka się jej naukom. Nikt nie wie, skąd się wzięła, krążą jednak plotki, że jest nieślubnym dzieckiem któregoś z ważnych dygnitarzy Gangów Starego Lublina. Inni mówią, że Lulu pojawiła się jakby znikąd w chwili, gdy ziemia poczęła drżeć. Czyżby wyszła z jednej z wielu rozpadlin, które pojawiły się po wstrząsach? Wszystko to jednak wyssane z palca bzdury, ukute przez tych, którzy swego życia nie mając, starają się żyć życiem innych, prawda?
Kawka Najemniczka
Nie cofnie się przed niczym, bo nie ma niczego, czego mogłaby się bać. Za to ty boisz się, kiedy widzisz ją w pobliżu, tyle opowiadano ci o niej, zabójczyni, najemnej krwawej wendetcie, którą każdy może wynająć, aby usunąć z drogi swoje problemy... jeśli tylko go na to stać. A cena nie jest mała. Powiadają, że gdy wpadnie w bitewny szał, potrafi nawet drzeć ciało przeciwnika zębami i pazurami. Ponoć ktoś widział ją, jak spływająca krwią wracała do swego pracodawcy zaułkami Lublina Pod, z uciętą głową w garści. Powiadają... choć nie wiadomo czy prawda to wszystko, czy ułuda. Jedno jest pewne, nie ma w całym Mieście Cieni takiej wojowniczki jak ona. I mieszkańcy o tym wiedzą, rozstępują się więc na boki, kiedy idzie ulicą. Zimna. Stanowcza. Nie znosząca sprzeciwu. Jak zemsta.
Trinovantes Pan-na-Wieży
Zwą go Panem na Wieży. Pojawił się już dawno temu, lecz wtedy nikt tego nie zauważył. Dziś jednak znają go wszyscy i jednocześnie nie zna go nikt. W swoim nieśmiertelnym płaszczu i cylindrze pojawia się na ulicach Lublina Pod tylko w wyjątkowej potrzebie, czyli prawie nigdy. Zazwyczaj zamknięty w tajemniczych przestrzeniach Wieży Zegarowej, Bramy Krakowskiej, żyje odludnie, nie przyjmując gości. Czym się zajmuje, nikt nie wie. Jedni mówią, że to on jest Architektem, genialnym konstruktorem, który stworzył maszynerię bramy. Inni się z nich śmieją, mówiąc, że Brama była tu na długo przed tym, zanim pojawił się Trinovantes. Jego przenikliwy wzrok i wieczna tęsknota w oczach... jakby jego myśli wciąż krążyły dookoła rzeczy niedostępnych zwykłym... śmiertelnikom.
Tanatos Żałobnik zwany Baronem Cmentarnym
Pomiędzy nagrobkami z kamienia i sterczącymi z ziemi przegniłymi drewnianymi krzyżami, ze staromodną latarenką w dłoni, zwykle przechadza się on. Strażnik Cmentarzyska, opiekun Zakątka Żałobników i jego jedyny żywy mieszkaniec. Lublin Pod odczuwa przed nim lęk, jak przed wszystkimi, którzy w życiu swym tak blisko egzystują cielesnej, pełnej rozkładu, brudnej śmierci. Niewielu go zna, kilku tylko zdołało zamienić z nim więcej niż kilka słów. Tanatolog, mistrz mumifikacji i oprawiania zwłok, przewodnik każdej pogrzebowej ceremonii, spirytysta i filozof śmierci, budzi odrazę i dystans innych. Zza swoich czarnych lustrzanych okularów, spod białego jak śnieg cylindra, opatulony w biały, puchaty, lecz szorujący po rozmokłej ziemi Cmentarzyska, a więc podarty od spodu i brudny, płaszcz, przechadza się wśród mgły niczym duch. Wielu twierdzi, że Żałobnik w miejscu tym folguje swoim dziwnym niezdrowym namiętnościom, ale nikt nie wie, czy plotki to, czy prawda. Śmierć, jest jego pieśnią. I duszą. Ze śmiercią mu do twarzy…
Nisel Faber
Okrągłe okulary, wąsik i nieśmiertelna teczuszka pod pachą to nieodłączne atrybuty tego znanego w całym Lublinie Pod ze swej poczciwości, lekarza i handlarza medykamentami. Wielu mieszkańców Lublina Pod zawdzięcza mu dziś zdrowie i życie. Sam Nisel jednak nie obnosi się ze swą sławą, woli żyć po cichu i trzymać się na uboczu. Gdy trzeba, przybywa jednak na pomoc, bez względu na to czy potrzebować jej będzie Ochrańczyk, Legionista czy Bashkaryta. Usługi Nisela cenią sobie wszyscy bez wyjątku. Powiadają więc, że ta dobra dusza zebrała już taką ilość "przysług", że w razie gdyby jemu samemu potrzebna była pomoc, wstawiłaby się za nim połowa Miasta Cieni.
Thairessa Dziecko Ulicy
Kim jest to kolorowo ubrane dziecko ulicy, z burzą rozczochranych włosów, z ręką na temblaku, które zgarbione szwenda się po uliczkach i zaułkach Miasta Pod? O czym śpiewa, gdy pod nosem nuci jakieś obce melodie? Z przepastnych głębin oczu, raz po raz błyska jednak przenikliwy i czujny wzrok, od którego ciarki chodzą Ci po plecach. Ponoć przyjaźni się z Nubukiem, a może i z innymi wędrowcami i mieszkańcami bram, schodów i uliczek. Niektórzy twierdzą, że jest kompletnie szalona, inni, że po prostu żyje we własnym dziwnym świecie, do którego nie wpuszcza innych, są w końcu tacy co utrzymują, że Thairessa ma dziwne talenty, że w swoich wizjach widzi rzeczy znacznie bardziej prawdziwe, niźli dostrzec można gołym okiem.
Romana Wróżbitka
Kiedy do Lublina Pod dotarła fala Nowego Porządku, mieszkańcy odwrócili się od niej, myśląc, że Romana jest tą Ramoną Bojowniczką, która wraz z tajemniczym zamachowcem i przywódcą Kropotkinem, wysadza w powietrze coraz to nowe obiekty w mieście. Tymczasem Romana jest tu już od dawna i od dawna budowała swoją reputację. Jeśli chcesz poznać przyszłość, dowiedzieć się kto zostanie Twoim mężem, poznać przeszłe losy przyjaciela, dowiedzieć się, kto Cię oszuka, kto stanie na drodze a kto dopomoże, zgłoś się do tej śniadej cyganki, ubranej w zwiewne falbany. Hiszpańska cyganka Romana prawdę Ci powie, jeśli tylko pozwolisz jej przeczytać ze swej ręki.
Łomiarz Nieugięty
Łomiarz żyje w kanałach i to odstrasza od niego innych. Powiadają, że zna je jak własną kieszeń i że nigdy w nich nie zabłądzi, choć dla innych stanowić mogą labirynt. Imię Łomiarza wywodzi się z tego, że zawsze ma on ze sobą wielki łom do otwierania studzienek ściekowych. Przydomek Nieugięty zdobył wiele dziesiątek lat temu, kiedy to Legion ponoć przesłuchiwał go w jakiejś dawno zapomnianej sprawie nieco zbyt brutalnie. Łomiarz nie ugiął się – nie powiedział ani słowa, bez względu na to czy był winien czy nie. Niektórzy wprawdzie oskarżają Łomiarza o brak kultury i tolerancji, ale tak naprawdę niewielu wie co kryje się w jego ciemnej jak zdradliwe zaułki kanałów, duszy.