(Rrrany boskie, Med zaczyna się przekonywać do komedii... świat się kończy

Otóż, można faktycznie znaleźć niezłe smaczki wśród filmów, które chyba na dzień dobry kojarzą się z tandetą, czyli gatunek zwany horrorem komediowym.
Pierwszy film, o polskim tytule cokolwiek niezachęcającym, bo właśnie robi w/w wrażenie na dzień dobry

Porąbani

Angielska wersja: Tucker & Dale vs Evil.
Krótko mówiąc: klasyka. Grupka młodzieży na wakacjach, las i dwóch obdartych, mocno podejrzanych "wsioków" - wiadomo, że tacy przy pomocy zakrwawionych siekier i pił łańcuchowych lubią zabawić się z miastowymi...
No cóż, warto odświeżyć sobie spojrzenie, więc polecam

A, jeszcze podpowiem, że jednego z obdartusów gra Wash z "Firefly". Powinien dostać Ig-Oskara

Film powyższy przypomniał mi o innym "horrorze", o którym warto wspomnieć.
Black sheep

Horror, o którym słyszałam kilka lat temu. Prowadząc zajęcia studentom z tematu "choroby małych przeżuwaczy" opowiedziałam im (tzn. studentom, nie przeżuwaczom) w ramach ciekawostki o filmie. Ponoć na premierę ludzie przychodzili z owcami.
Gdy w lumpku trafiłam na płytę z filmem, postanowiłam wykosztować się złotóweczkę i zaryzykować zakup.
Zasiedliśmy z Medem do oglądania, przygotowani na horror klasy C.
Wiadomo - owce, nieudany (udany?) eksperyment, bezwzględni naukowcy i politycy. I owcołak.
Dawno żaden film mnie tak nie zaskoczył.
Dobre, parodiowe kino. Film prześmiewczy, ale naprawdę dobrze zrobiony i humor niczego sobie. Malowniczy, efekty zaskakująco dobre. Obejrzeliśmy do samego końca, nie nudząc się ani chwilę, ubaw - przedni.
No to zapraszam do oglądania. Tylko kolację zjedzcie przed seansem.