Regulamin 
Profil
Wyszukaj
Ogrody Konstantyna (Charonici i ich zaproszeni goście)
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Ogrody, których panem jest Konstantyn Strzegący Ogrodu - najstarszy z Charonitów jakiego znają mieszkańcy Lublina Pod - rozpościerają się w miejscu niedostępnym dla zwykłych śmiertelników, a jednak powiadają, że znajdują się wszędzie. Być może tuż obok, tuż za rogiem, albo nawet w miejscu w którym stoisz znajduje się wielki ogród... Kto wie... Chyba tylko sami Charonici, którzy jako jedyni mogą poruszać się po ogrodach Konstantyna, nie zaproszeni...



Podobno każdy mieszkaniec Miasta Cienie wpierw, nim pojawił się w samym mieście, choć przez chwilę był w Ogrodzie Konstantyna i choć tego nie pamięta, wspomnienie tej chwili pozostaje w jego sercu w postaci dziwnego przekonania, że gdzieś tam, ponad jego głową, jest raj. Niektórzy tylko, "specjalni" goście Konstantyna, mają zaszczyt dostąpić prawdziwej o nim pamięci.

Bladożółte światło sączy się pośród ciemnych, zamglonych, pachnących trawą i mokrą ziemią alejek. Gdzieś w głębi cicho szumi lodowaty strumień, słychać pokrzykiwania pawi czy skrzypienie wiekowych drzew. Czasem tylko pośród Ogrodu słychać kroki... Pewnie to sam Konstantyn, mistyczny i potężny Charonita o bladym, przenikliwym wzroku, odziany w strój przypominający to raz smutnego, to znów uśmiechniętego clowna, przechadza się po Ogrodzie, którego strzeże...
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez StaryLublin 2008-11-26 09:04:53
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Miasto Cieni
Postów: 59
Punkty: 118
Kawka i Porcelanowe Serce pojawiają się jakby znikąd w Ogrodzie.

Upadli w morze traw. Zielona łąka przyjęła ich miękko.
Kawka przez chwilę leżała, nie otwierając oczu. Wciągała w nozdrza zapach frezji i bzów.

Tylko w takim miejscu kwitnąć mogły w tym samym czasie...

Wciąż pamiętała tą chwilę, kiedy pojawiła się tu po raz pierwszy...

Ocknięcie. Pokój jest jak dawniej, ale wciąż jestem we śnie, bo pozostały jedne z niechcianych drzwi i stojący w rogu facet z maską na twarzy niczym uliczny aktor. Pochylał się nade mną przez kilkadziesiąt minut, przyglądając się mi całej. W końcu zawinął mnie w kołdrę i podniósł mnie jak lalkę do góry, zawisłam bezwładnie w jego ramionach, zdając sobie sprawę z tego, że moje serce nie pompuje już krwi, że w końcu umarłam. Przeszliśmy przez drzwi w ścianie czwartego piętra do ogrodu. Duszące zapachy wielkich purpurowych lilii, słodkich czerwonych i białych róż, mokrej trawy i wilgotnej ziemi, niemal rozdzierały moje zgasłe zmysły od środka. Porcelanowe Serce - nie wiem skąd znałam jego imię - rzucił mnie jak stary nieużywany worek, upadłam w głęboką trawę czując, jak dziwnie wygięły się moje obciągnięte szarą skórą kości. Stał nade mną czekając na Konstantego Strzegącego Ogrodu, który sunął wśród trawy w czarnym płaszczu wymalowany jak clown. Śmiesznie. Nawet na mnie nie spojrzał, skinął tylko ręką w geście pozwolenia.
- Dobrze wybrałeś – głos zabrzmiał gdzieś w mojej głowie – Teraz daj jej tyle czasu ile potrzebuje.


- Wróciliśmy do domu, Porcelanowe Serce.wyszeptała, opuszkami palców muskając pokryte rosą źdźbła. Słuchała szumu liści, sennego brzęczenia owadów, cichych śpiewów ptaków. Zaczerpnęła krystalicznie czystego powietrza w płuca i otworzyła oczy.

Światło. Tak dawno nie widziała jasnego nieba. Poczuła w piersi ból tak silny, że przez chwilę miała ochotę się rozszlochać. Płacz byłby taki oczyszczający... Kawka jednak od dawna nie miała już łez.

Uniosła się wolno na łokciu. Charonita leżał nieruchomo, zimny i martwy. Wonne zioła kołyszące się na wietrze rzucały postrzępione cienie na jego bladą twarz. Pozbawiony maski wydawał się być jeszcze bardziej obcy.

___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Kawka 2008-11-29 18:53:25
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Miasto Cieni
Postów: 59
Punkty: 118
Wyraźny szelest zwrócił jej uwagę. Ręce obciągnięte czarnymi, skórzanymi rękawiczkami rozchyliły gałęzie ukwieconego jaśminu. W niebo uniosła się spłoszona jemiołuszka.

- Witaj, Kawko. - pokryta grubą warstwą scenicznego pudru twarz Konstantyna rozciągnęła się w groteskowym uśmiechu. - A może powinienem powiedzieć: witaj ponownie?

Wyciągnął przed siebie rękę. Zawahała się tylko przez moment i przyjęła pomoc przy powstaniu. Zauważył chyba jej chwilę rozterki, bo kącik pomalowanych na karminowo ust clowna drgnął lekko.

- Zmieniłaś się, odkąd widziałem cię tu po raz pierwszy. – wzrok Charonity przesunął się po ciele Najemniczki, by przenieść się na nieruchomego trupa Porcelanowego Serca. - Dziękuję, że przyprowadziłaś go z powrotem.
- Ja... – głos miała ochrypły i obcy. - Nie chciałam, żeby zakopali go w zimnej, brudnej ziemi Zakątka Żałobników. – zdała sobie sprawę, że mówi, jak małe dziecko, ubolewające nad stratą umarłego zwierzątka. Poczuła się śmieszna. Odwróciła twarz.

- Taka kolej rzeczy, Kawko. – ruszył ku Porcelanowemu Sercu. - Każda opowieść ma swój koniec.
- Ale... Czy ty... - nie mogła znaleźć słów. - Czy Ogród... Ja niosłam go tutaj bo wierzyłam...
- Że powołam go na powrót do życia? - Konstantyn zaśmiał się gorzko. -Nie jestem bogiem, dziewczyno. A nawet jeśli byłbym, po cóż miałbym go wskrzeszać? Myślisz, że chciałby tu powrócić? Nie pomyślałaś, że może nareszcie jest wolny?

Poczuła w gardle ucisk. I po co w ogóle tu przyszła? Czego się spodziewała? Przecież w głębi ducha wiedziała, że jej nadzieja była dziecinna i nierealna. Śmierć to koniec drogi. Nawet dla Charonity.

- Pomóż mi. - Konstantyn pochylił się nad ciałem. Unieśli go pod ramiona. Głowa golema zwieszała się na pierś, jakby był marionetką, której ktoś poprzecinał wszystkie sznurki. Ponieśli trupa pod rozłożyste drzewo akacji. Blade płatki spłynęły w dół, wirując w podmuchu ciepłego powietrza. Buty trupa żłobiły dwa długie rowki w miękkiej, wilgotnej ziemi.
Położyli go na dywanie wiecznie zielonej trawy.


- Dobranoc, Porcelanowe Serce. – usłyszała ściszony głos Strzegącego Ogrodu. Drżała na całym ciele. Chciała coś powiedzieć, ale ze ściśniętego gardła nie chciały się wydostać żadne słowa. - A teraz patrz uważnie. – wzrok miał twardy i nieprzenikniony.

Ziemia drgnęła i rozstąpiła się. Spomiędzy ziół i traw wynurzyły się korzenie akacji, która miłośnie oplotła ciało martwego Charonity. Kwiaty pochyliły niewinne główki, liście i pędy otulały jego bladą skórę. Wokół zaroiło się od barwnych ptaków, które ostrymi dziobami scałowywały ciało, odsłaniając nagie kości.
Ogród karmił się Porcelanowym Sercem, pochłaniał go, choć jednocześnie Kawka nabierała pewności, że oto na jej oczach Charonita staje się częścią Ogrodu, że sam staje się Ogrodem.


Dokonało się.
Na zielonej trawie leżał czysty, biały szkielet, odziany we frak i cylinder.
Korzenie zacieśniły swój chwyt, by pociągnąć go w głąb wilgotnej, żyznej ziemi.


- Maska. -szepnęła Kawka. - Nie może odejść bez maski.

Podniosła zimną, lśniącą księżycowo maskę Charonity z miejsca, gdzie upadli, przybywając do Ogrodu. Konstantyn stał, spokojnie obserwując wijące się korzenie.
Uklękła pośród wonnych kwiatów i przyłożyła maskę do pozbawionego ciała oblicza.


Korzenie cofnęły się gwałtownie, jak porażone prądem. Trawy zaszumiały niepokojąco. Ptaki rozsypały się trwożliwie we wszystkie strony. Szkielet drgnął konwulsyjnie, obcasy butów zaczęły drzeć ziemię. Powoli, sekunda po sekundzie białe kości poczęły pokrywać się ciałem. Najemniczka patrzyła osłupiała.

Porcelanowe Serce leżący na ołtarzu delikatnych traw zadrżał, zaczerpnął powietrza i otworzył oczy.

___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Kawka 2008-11-29 18:57:14
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Pod
Postów: 32
Punkty: 67
Świat zawirował przed jego oczami. Widoczne jeszcze przed chwilą twarze współuczestników rytuału zaczęły powoli rozwiewać się niczym dym, by już po chwili zostać zastąpionymi przez ciemność...

... A później mocne szarpnięcie. Porcelanowe Serce czuł się, jakby spadał, a jego lot został nagle i brutalnie przerwany przez mocne, stanowcze pociągnięcie za linę. Gdziekolwiek nie spojrzał, jego oczom nie ukazywało się nic innego poza nieprzeniknioną czernią głębszą nawet i bardziej gęstą niż bezgwiezdne niebo Lublina Pod. Namacalną niemal. Miał wrażenie, że gdy tylko wyciągnie odrobinę rękę będzie mógł jej dotknąć. Nie mógł jednak. Nie mógł sięgnąć owej pustki tak samo, jak nie mógł dotknąć samego siebie. Gdy największym wysiłkiem woli starał się dotknąć swojego ciała, ani ręce, ani żadna inna kończyna nie reagowały na jego bodźce. Nie miał czucia. Po krótkiej chwili zorientował się, że przez ten czas (jak długi? Parę sekund? Minuta? Godzina? Wieczność?) ani razu nie zmrużył oka, a te, pomimo tej tortury, nie zaszły mu łzami.

Porcelanowe Serce wiedział, że jego ciało zostało gdzieś tam - tam, gdzie wszystkie inne rzeczy materialne. Poczuł, że stał się czymś, co do tej pory było dla niego jedynie pojęciem abstrakcyjnym. Bytem niematerialnym, którego postrzeganie nie opierało się na zmysłach. Ono było... częścią jego.

Wtem ciemność naokoło zaczęła się rozwiewać. Coś, co do tej pory było jedynie jednolitą, ciężką, gęstą masą zaczęło nabierać barw i kształtów. Ciemność, niby kłęby dymu zaczęła ustępować kolejnym przedmiotom. Najpierw drzwi (chyba je skądś znał...), potem podłoga (tupot drobnych nóżek wystukujących rytm szalonego tańca...), następnie sklepowa lada (Nie, proszę pana. Niestety ta kareta wystawiona na wystawie nie jest na sprzedaż) i wreszcie półki (Ty okropny! Ty niedobry! Ty wstrętna kreaturo! Myślałeś, że odbierzesz mi moją ukochaną?! Byłeś w błędzie! Ona kocha MNIE! Teraz, skoro odniosłem nad Tobą kolejne zwycięstwo, drogi Jean-Paul, będziesz stał tu, na tej właśnie półce przez TYDZIEŃ! Hahaha!). Jego ukochana również tam była...


Jego bezcielesny wzrok spoczął na Beatrix. Wspomnienia, niczym wezbrana fala przypływu wtargnęły do jego umysłu. Znów przeżywał wszystkie piękne chwile uniesień i porażek swojego dzieciństwa. Widział piękne obrazy tak ostro, jak nigdy przedtem. Czuł, że jest tam, wśród swoich największych przyjaciół. Jeżeli to spotyka człowieka po śmierci, to był gotów umierać każdej sekundy!

I wtedy przyszli oni. Tak samo, jak ostatnio słyszał ich ciężki krok, gdy wkraczali do miasta. Jak przez mgłę słyszał dźwięk wybijanej szyby. Gdzieś, jakby z bardzo daleka słyszał krzyki mordowanych beznamiętnie osób. A może to byli jego rodzice? Jego własna matka? Drogi jego sercu ojciec? Możliwe. Jednak jego umysł owładnięty był inną myślą. Wzrok skierowany w stronę jego ukochanej, która właśnie została brutalnie wyrwana z jego objęć. Trzask pękającej porcelany... A później cisza. I znów ciemność. I znów lot w dół...

Porcelanowe Serce chciał krzyknąć, lecz nie mógł. Nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Jego usta... Wcale ich nie czuł... Ogarnęła go panika. Przejmujący strach, że za chwilę się roztrzaska o ziemię. Rozbije się na miliony drobnych kawałków dokładnie tak, jak przed chwilą jego... I znów poczuł silne szarpnięcie w górę. Obraz zaczął się zmieniać. Świat nabrał ostrości, znanych mu kształtów.

Ponownie siedział w sklepie jego ojca przestraszony tuląc do siebie porcelanową lalkę. Ten sam odgłos ciężkich butów maszerujących brukowanym chodnikiem Starego Miasta. Krzyk mordowanych ludzi i... odbijający się echem w jego umyśle trzask rozbijanej porcelanowej twarzy!

Okropny, przerażający krzyk chciał wydostać się z jego płuc, lecz pozostał niemy gdzieś w otchłaniach jego umysłu, który stał już na krawędzi szaleństwa. Kształty wirowały przed jego wzrokiem i już po chwili ponownie, tak samo jak za każdym poprzednim razem spadał w dół...

Gdy ponownie znalazł się w sklepie z zabawkami, które stało się dla niego miejscem tortur gorszym nawet niż Więzienie, zdesperowany Porcelanowe Serce chciał chwycić cokolwiek wpadnie mu w rękę i bronić swojej ukochanej. Pomimo tego, iż jego zmysły dostrzegały ciało, nie był w stanie nim poruszyć. Ono poruszało się za niego. Za każdym razem tak samo. Za każdym razem z takim samym skutkiem. Za każdym razem (ile razy łącznie? Pięć? Dwadzieścia pięć? Pięć milionów?) jego ukochana roztrzaskiwana zostawała na podłodze...

Lecz pewnego razu było inaczej. Żołnierze weszli do sklepu, lecz zamiast chwycić Beatrix i roztrzaskać ją na ziemi, jak za każdym poprzednim razem, lecz miłym gestem zachęcili go, by wstał. Porcelanowe Serce zdziwiony podniósł się, odwrócił głowę w stronę lalki... I rzucił ją z obrzydzeniem. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się piękna blond włosa głowa jego ukochanej, pojawiła się krótko ostrzyżona głowa żołnierza. Przerażony, oddychając ciężko cofnął się o krok. Powoli odwrócił się w stronę żołnierzy, którzy ku wielkiemu zdziwieniu chłopca odgarniali właśnie piękne blond kosmyki ze swoich ślicznych, bladych niczym porcelana twarzy... Porcelanowe Serce bez chwili zastanowienia ruszył w stronę lalki. Targany niepohamowanym gniewem podniósł nogę i ze złością opuścił na lalkę... która na krótką chwilę przed uderzeniem znów zmieniła się w jego ukochaną...

Było jednak za późno. Z przerażeniem w oczach patrzył, jak jego noga opada na nią i z hukiem roztrzaskuję jej głowę. Czemu tym razem jego członki nie odmówiły mu posłuszeństwa?! Gdy ze złością chciał zacisnąć pięść i uderzyć się w twarz, jego ciało znów pozostało obojętne na jego bodźce...

Po chwili ziemia rozstąpiła się pod nim. Jak za każdym poprzednim razem spadał w dół. W ciemność. W Otchłań. Zrozpaczony miał wrażenie, że nic już nie będzie w stanie go ruszyć. Widział już najgorszą tragedię, jaka go mogła spotkać. Z drugiej strony nasuwała mu się myśl, że tym razem będzie to coś jeszcze bardziej strasznego. Że to, co widział tym razem było jedynie prologiem do tego, co nastąpi. Bał się. Bał się, jak nigdy przedtem. Powoli przyzwyczajał się do myśli, że zaraz nastąpi szarpnięcie, lecz błagał, by nigdy nie nastąpiło.

I wtedy zobaczył znajomą, ubraną w białą rękawiczkę dłoń. Zbliżała się do niego centymetr po centymetrze roztaczając wokół siebie światło, jakiego Porcelanowe Serce nie widział od czasu opuszczenia Lublina Nad. Wtem nastąpił wstrząs. Jego lot w dół został przerwany, lecz tym razem z innego powodu. Czuł na sobie mocny uchwyt dłoni, która wyciągnęła go w stronę światła...


Porcelanowe Serce otworzył oczy. Spojrzał na piękny, kwitnący Ogród. Poczuł zapach kwiatów. Spojrzał na stojących obok niego Kawkę i Konstantyna. Ich wzrok spotkał się. Do oczu młodego Charonity strumieniami napłynęły łzy...
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Miasto Cieni
Postów: 59
Punkty: 118
Kawka patrzyła osłupiała, jak Porcelanowe Serce powraca do życia. Kiedy poruszył się po raz pierwszy, odruchowo cofnęła się, zasłaniając zgiętą w łokciu ręką. Odpełzła w tył, wciąż na kolanach, nie odrywając wzroku od ożywieńca. Chropowaty pień drzewa pomarańczowego zatrzymał jej wędrówkę. Oparta plecami zastygła w bezruchu, wpijając się wzrokiem w Charonitę.
- Do diaska...- usłyszała głos Konstantyna. W jego głosie słychać było zdziwienie, przemieszane z lekkim...rozbawieniem? - A to ci niespodzianka...

Kiedy Charonita otworzył oczy i spojrzał na nią, poczuła spływającą wzdłuż kręgosłupa grozę.
- Zmarli... Zmarli nie wracają... - wyszeptała zdrętwiałymi wargami.
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Kawka 2008-11-30 00:13:11
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Pod
Postów: 32
Punkty: 67
Ogród zawsze był pełen barw. Od pięknej, soczystej zieleni do emanujących egzotyczną urodą odcieni różu czy fioletu. Kolory przenikały się, zlewały ze sobą by już po chwili znów rozpaść się na miliony różnych, drobnych punkcików stanowiących wszystkie kolory tęczy.

Każdym poprzednim razem Ogród wydawał się taki piękny. Tego dnia jednak jedynym kolorem jaki Porcelanowe Serce dostrzegał był kolor biały. Biała twarz Konstantyna. Białe ubranie Kawki. Piekielnie wystraszonej Kawki. Charonita szybko próbował przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek widział w jej oczach strach. Znał ją wszak od samego początku.

Charonita wstał i podszedł do zastygłej w bezruchu Najemniczki. Uklęknął przy niej i pomimo jej niepewności objął ją ramieniem. Spojrzał prosto w jej zimne, zazwyczaj pełne wyrachowania, lecz dziś przepełnione strachem oczy i powiedział: "Moja droga, to ja. Czemu się mnie boisz? Czy zrobiłem Ci coś złego?", po czym pytającym wzrokiem spojrzał na Konstantyna.

Od niego również nie otrzymał odpowiedzi...
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Miasto Cieni
Postów: 59
Punkty: 118
- Nie wracają. Zmarli nie wracają. Zmarli nie wracają. – powtarzała, cofając się przed Charonitą. – Upiór. Kolejny upiór. Nie wierzę ci. – Przez moment wyglądała, jak ktoś zupełnie szalony.
Odwróciła się w stronę Konstantyna.

- To ty. Ty to ukartowałeś. – cofnęła się gwałtownie, jak przed dotykiem jadowitej żmii. – Nie dotykaj mnie. Nie wierzę ci. Nie wierzę.
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Pod
Postów: 32
Punkty: 67
Charonita smutnym wzrokiem popatrzył na Najemniczkę. "Czemu tak mówisz moja droga? Czy ktoś zrobił Ci krzywdę? Powiedz mi, proszę, ale nie mów tak!"

Po chwili odwrócił się w stronę Konstantyna: "Powiedz mi co się stało! Gdzie byłem?!"

"Sam chciałbym wiedzieć, moje dziecko..." powiedział. "Gdziekolwiek jednak byś nie był, znów jesteś z powrotem z nami." Po chwili podszedł do niego i dotknął jego twarzy. Ostrożnie, jakby bał się, że młodszy Charonita pokryty jest jakąś żrącą substancją. Jakąż to ulgę wyczytać można było z jego twarzy, gdy zamiast niematerialnej powłoki poczuł stałą, zimną, porcelanową twarz...
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Miasto Cieni
Postów: 59
Punkty: 118
Patrzyła na nich, choć z wyrazu twarzy wyczytać można było, że nie słyszała żadnego słowa. Mechanicznie dźwignęła się na nogi i zaczęła się cofać, nie odrywając wzroku z towarzyszy, jakby w obawie, że za chwilę skoczą jej do gardła, rozszarpując ciało i napawając się zapachem świeżo przelanej krwi.

Widziała jeszcze, jak Porcelanowe Serce wykonuje gest, jakby chciał ją zatrzymać i Strzegącego Ogrodu kładącego mu ciężko dłoń na ramieniu.

- Daj jej chwilę czasu. –
spojrzał na golema wymownie. – Dojdzie do siebie. Nie co dzień jest się świadkiem zmartwychwstania. – w głosie Konstantyna wyczuć można było nutkę złośliwego rozbawienia, a umalowana twarz rozciągnęła się w parodii uśmiechu.

Nie słyszała już nic więcej. Jak pijana podążyła jedną ze ścieżek Ogrodu, odwracając się dopiero, gdy charonici znikli zupełnie za pióropuszami traw i kwiatów.

Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Pod
Postów: 32
Punkty: 67
Porcelanowe Serce ze zmartwieniem patrzył, jak jego podopieczna odchodzi w dal. Wpierw chciał podążać za nią, lecz słowa Konstantyna zatrzymały go w miejscu.

"Czy ja... umarłem? zapytał młodszy z nich. W odpowiedzi otrzymał jedynie powolne, lecz stanowcze kiwnięcie głową. "Ale... ale jak? Przecież jestem tutaj... Rozmawiam z Tobą..." "Na Twoim miejscu nie zastanawiałbym się nas tym, tylko cieszył z drugiej szansy. Trzeciej już miał nie będziesz." powiedział Konstantyn ze stoickim spokojem, a na jego usta wpełznął ironiczny uśmieszek. "Masz naprawdę wielkie szczęście, że nie zostałeś tam dłużej. Nie zostałby z Ciebie nawet strzęp. I wcale nie mówię o aspekcie fizycznym Twojej osoby." "Czyli jednak wiesz, gdzie byłem!" krzyknął Porcelanowe Serce, "Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?!" Konstantyn jednak odwrócił się w przeciwną stronę i odszedł parę kroków.

Po chwili odwrócił się nagle i zapytał: "Sądzisz, że jest już gotowa?" "Z całą pewnością drogi Konstantynie. Sądzę, że nadszedł już czas." "Wiesz w takim razie co masz robić, prawda? Po czym oddalił się i już przy najbliższym drzewie nie było po nim śladu...

Porcelanowe Serce stał chwilę osłupiały. Setki myśli przelatywało przez jego głowę niczym chmara rozjuszonych owadów. Po chwili odwrócił się jednak i ruszył w pogoni za Kawką.
Offline
Profil
Wiadomość
Odpowiedz
[1-10] [11-14] »