Najchętniej prowadzę wszelkie horrory w czasach współczesnych. Być może wynika to z tego, że jestem "gadżeciarska", a także z tego, że lubię budować genezę scenariusza na wydarzeniach z początku XX wieku (w sensie legenda z zamierzchłej przeszłości) i, dajmy na to taki 2006 rok jest wystarczająco odległy od tamtego okresu, że zdarzenia w których uczestniczą gracze, a mające tę odległą podstawę, są dla nich wystarczająco egzotyczne.
Nie uważam jednak, aby czasy współczesne były najlepsze do prowadzenia horroru.
Najlepiej bowiem, jako gracz, czuję się właśnie w czasach początku wieku, lat 20-stych XX. Uwielbiam ten koloryt, kapelusze, operetki, swing, gangsterzy, salony spirytystyczne, loże okultystyczne, etc. Ma to swój niepowtarzalny, wyjątkowy klimat.
Horror jednak, ponieważ zwykle oparty na jakimś settingu historycznym, a więc umieszczony w konkretnych czasach/epoce, jest bardzo otwartym na "czas" gatunkiem w grach fabularnych, nie uważacie?
W jakich czasach najchętniej byście zagrali w horror RPG? Tu-i-teraz? Jak ja- w latach 20stych? W wiktoriańskiej Anglii? Barokowej Francji, czy może średniowiecznej Hiszpanii? Czy wyobrażacie sobie horror RPG w starożytnej Grecji lub Egipcie? Czy chcielibyście zagrać w horror RPG w czasach kolonizacji Ameryki? A może w czasach wikingów? Co Wy na to?
Horror można poprowadzić chyba w każdych czasach historycznych, tak samo jak w każdym systemie fantasy/sf. Jeśli idzie tu jednak o wyliczenie takich czasów i okoliczności, w których chciałbym zagrać, to znalazłoby się kilka opcji. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że może będę trochę monotematyczny, a kilka rzeczy powtórzę po Wiewiórce.
- Wiek XVIII - horror połączony z salonowymi intrygami na dworze. Monastyrowa Cynazja.
- Wiek XIX - Stare odosobnione zamki, dokoła lasy. Good Evening Good Night
- Lata 20/30, jestem jak najbardziej za. Strasznie podoba mi się tamta muzyka oraz moda.
- Wenecki karnawał uliczny - kolorowe tłumy na ulicach, większość zamaskowana.
- Samuraje - Legenda 5 Kręgów
Co do horroru w starożytnym Egipcie - nie wydaje mi się, aby z tym były jakiekolwiek problemy. Ówczesna kultura oraz wierzenia świetnie dają wpisać w siebie tego typu wątki. Chociaż ja osobiście preferowałbym odkrywanie piramid.
Starożytna Grecja niby jest taka poukładana i mało straszna, ale jakby trochę poszperać, dałoby się znaleźć odpowiednie wątki: Misteria Eleuzyjskie, szalone menady z orszaków Dionizosa, Apollo obdzierający ze skóry Marsjasza, złośliwy bożek Pan (chociażby "Labirynt Fauna", Medea odprawiająca mroczne rytuały... Wystarczy sięgnąć do mitologii po dalsze pikantne szczegóły.
Z okazji moich opóźnień w czytaniu forum, którego zapomniane dawno wątki czytam ostatnio po 4:00 w nocy, pozwolę sobie przeprosić, że piszę dopiero teraz.
Jestem jak najbardziej za odgrywaniem horroru w czasach współczesnych. Początki XX wieku, era pary itp. jeszcze ujdą, jako że są w miarę jeszcze "techniczne" (wyjaśnienie poniżej). Oto powody:
1. W żadnym przypadku nie wierzę, że potrafiłbym się w pełni "wczuć" w jakiekolwiek rpg fantasy (dark fantasy, dupa fantasy, srark fantasy itp.). Od dziewięciu prawie (rocznica w październiku) gram w muda/mudy, które to zapewniają mi codziennie solidną dawkę tego typu realiów. Dołączenie do tej porcji jeszcze gry fabularnej (w sensie ortodoksyjo-purystycznej, tj. klasycznej sesji z kartami postaci, kostkami, świeczkami i Manowar w głośnikach) sprawiłoby, że miałbym tego fantasy tzw. "do twardego rzygu" i prędzej dziurki w uszach udrożniłyby mi się do szerokości pięciu centymetrów od wypływajacego mózgu i ekstrementów mentalnych, niż czułbym się dobrze. Nie, wcale nie oznacza to, że na słowa "pograjmy w warhammera" uciekam na Kamczatkę. Po prostu, wątek niniejszy traktuję jako "ogólne" podejście, a moje "ogólne" podejście brzmi "fantasy? nieeeeee...".
2. Istnieje problem we mnie (tzw. "defekt" ), który już dawno temu zauważył i wytknął mi sellcode. Otóż, wszystkie moje postacie są w gruncie rzeczy takie same i bardzo nawiązują do mnie "prawdziwego", zarówno odzwierciedlając te cechy, które są we mnie naprawdę, jak i te, co do których - nie oszukujmy się - lansuję się, że są. Z tego powodu o wiele ŁATWIEJ odegrać mi postać w realiach współczesnych, które jakośtam znam. "Czemu ma być łatwiej?", spytacie. Otóź - skoro moje postacie są takie same, znaczy to, że nie potrafię tak naprawdę "odegrać" postaci, wczuć się w nią itp. (brzmi smutno w ustach/palcach tzw. "wieloletniego erpegowca", co? Cóż. Takie życie). A jeśli nie potrafię, a chcę wypaść jak najlepiej (dla siebie i po to, żeby nie psuć zabawy innym) naturalne jest, że wolę bardziej "swojskie" środowisko. Do tego dodając, że IRL jestem gadżeciarzem, komputerowcem itp. (wspomniana wyżej "technika" wolę współczesność z jej internetem, komputerami, telefonią komórkową i zapalniczką od starożytnego Egiptu, Grecji, pseudo-średniowiecza itp.
Viva la współczesność!
f.
The victor will never be asked if he told the truth.
Zupełne przeciwieństwo mnie chyba cieszę się, że nie mudzę. W fantastyce fantasy cenię najbardziej. Co nie znaczy, że nie lubię czasów współczesnych chociaż są dla mnie mało atrakcyjne. W końcu żyję w nich co dzień A horror? Może być wszędzie...
Ja też jakoś nie mogę się oderwać od fantasy, chociaż w literaturze jest to gatunek w dużej mierze schematyczny. Ale jeśli chodzi o horror, to najchętniej wybrałbym sf -- w stylu system shocka, albo cyberpunk, w stylu deus ex-a.
---- -------------- ------ -- -------
Écrire, c'est une façon de parler sans être interrompu.
To może rozszerzę trochę tematykę, coby rozkręcić temat ponownie. Czy macie jakieś konkretne wtedy-i-tam w którym chcielibyście zagrać/poprowadzić? Chodzi mi o jakiś moment w (tej prawdziwej, niealternatywnej) historii, któremu towarzyszą jakieś wydarzenia w jakimś konkretnym miejscu. Często spotykam się u różnych ludzi z chętkami na granie w Polsce lub w Niemczech w okresie II wojny światowej na przykład (tak Merlin, strasznie to oklepane ).
Mnie samą kręci kilka takich wtedy-i-tamów. Najstarszym wtedy-i-tamem na który zawsze miałam ochotę jako MG to londyńskie dzielnice nędzy pod koniec XIX wieku. Częściowo pewnie dlatego, że sporo o nich już wiem, ale głównie ze względu na bardzo posępny i ciężki klimat. East End, Spitafield, Whitechapel, Doki. Brak oświetlenia ulicznego nocą, zapadłe speluny i ich nocni bywalcy, nocne chichoty pijanych dziewek oddających się za miejsce do spania w ciemnym zaułku. Labirynty jednopiętrowych ceglanych budynków, szerokich brudnych uliczek, odrapane ściany, walające się wszędzie odpadki i śmieci. Yummy.
Chętnie poopowiadam więcej o moich wtedy-i-tamach, mam ich sporo, ale teraz Wasza kolej.
Mnie czegoś do horroru pasują trójgraniaste kapelusze, białe warkoczyki, pończochy i buty z klamrami a do tego opuszczenie i osamotnienie w pionierskiej Ameryce XVIII wieku...mam nadzieję, że nic nie porąbałam...
Mnie czegoś do horroru pasują trójgraniaste kapelusze, białe warkoczyki, pończochy i buty z klamrami a do tego opuszczenie i osamotnienie w pionierskiej Ameryce XVIII wieku...mam nadzieję, że nic nie porąbałam...
Lovecraft napisał:
Tamte czasy musały być wyjątkowo okropne - nic dziwnego, że co bardziej wrażliwi studenci wzdrygali się na samą myśl o latach kolonialnych w Massachusetts. Tak niewiele wiadomo, co się wtedy działo - niemniej nawet drobne wzmianki o ówczesnych wydarzeniach przypominają obraz rozkładającego się trupa. Nie było wtedy mowy o pięknie, przestrzeni i wolności - widać to w architekturze, piśmiennictwie, a zwłaszcza w ociekających jadem kazaniach pseudoduchownych. A wewnątrz owego zardzewiałego, żelaznego kaftana bezpieczeństwa czaiły się ochyda, perwersja i diabolizm. Oto prawdziwa historia purytanizmu.
Tak po przemyśleniu stwierdzam, że (pomijając już wymienione) najbardziej odpowiada mi Francja za panowania Króla-Słońce, począwszy od przełomu XVII i XVIII wieku. Wersal i Montparnasse. Kapiące od złota i zdobień rezydencje szlachty stojące tuż obok rozwalających się ruder biedoty. Damy w ogromnych perukach zżeranych przez wszy i pluskwy, skrywające pod grubą warstwą pudru ślady pozostawione przez ospę lub syfilis. To wreszcie koterie, stronnictwa, tajne loże i bractwa zaludniające Złotą Klatkę. Jednym słowem knucie, knucie, knucie i walka o wpływy na dworze.
"I can't believe life's so complex when I just wanna sit here and watch You undress"