Regulamin 
Profil
Wyszukaj
Zakątek Żałobników
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Thairessa napisał:
Jesień... Rzadko kto widział w lecących z nieba i drzew liściach coś
więcej niż marnotrawstwo natury. Lub jej błogosławieństwo. Nie było
już kogoś, kto widziałby w nich rozkoszny taniec wesołych łez
jesiennego nieba, gdy natura oddaje to, co musi, ciesząc się z
oddawanej daniny i płacząc z umierających liści.
A jeszcze rzadziej można było dojrzeć niewyraźny, choć ludzki kształt,
migający pośród wirujących, kolorowych liści, które tańczyły na
pocieszenie lub potępienie dla Tej, Co Kochała Ulicę...


"Cherry" napisał:
Cherry po raz ostatni rzuciła okiem na przepełnioną salę Sanktuarium. Szeregi zadufanych w sobie głupców walczących o skrawki rozsypującego się świata. Nienawidzili go, brzydzili się nim ale do końca walczyli o te strzępy władzy, jakby zupełnie zapomnieli o otaczającej ich rzeczywistości. Gdzieś tam Car spiskował z Ojcem. Dumna Sumati - pani Dhanray Bashkar roztaczała swe obce piękno próbując podporządkować sobie innych pretendentów do władzy. Czerwona Madamme działała z sobie właściwym wyczuciem, manipulując mężczyznami niczym bezrozumnymi marionetkami. Dziwni byli, ale może to był jedyny sposób aby zachować zmysły w tym upadłym świecie szaleństwa?

Ostatnie spojrzenie…. i ruszyła stromymi schodami, ponaglana spojrzeniem Trinovantesa Pana-na-Wieży. Tuż obok szła, nieco nieobecna wzrokiem mała Thairessa - Dziecko Ulicy, oraz dumna zapatrzona w przyszłość Romana Wróżbitka. Wojowniczka spojrzała w przepastne, kryjące mrok wielu nocy, oczy Porcelanowego Serca. Przerażający i piękny, potężny i zarazem tak delikatny. Sprowadził ją tutaj, zamknął w świecie- więzieniu, lecz o dziwo nie potrafiła go nienawidzić tak jak na to zasłużył. W ostatecznym rozrachunku dobrze na tym wyszła. Cherry- jedna z potępionych dusz w Lublinie Pod, przeżyła tu najstraszniejsze chwile swego życia. Lecz tylko tu dostała szansę aby stać się człowiekiem. Teraz szła na górę, opuszczała bezpieczne Sanktuarium aby spróbować ocalić ten upadły świat.

Wyszli z budynku na zastawiony samochodami, zalany pomarańczowym światłem latarni, deptak. Było już późno, ale niemrawe, nocne życie Lublina Nad wciąż trwało. Gdzieś obok przemknęły cienie jakiś dwóch rozbawionych dziewczyn. Młodzi wciąż przemieszczali się z jednego klubu do drugiego, nieświadomi dramatu rozgrywającego się tuż obok nich. Tak blisko i tak daleko zarazem. Dwa światy istniejące obok siebie lecz całkowicie obce.

Trinovantes ustawił ich w trójkącie. Dziwne. Myślała, że wszystkie te czarodziejskie bzdury zazwyczaj rozgrywają się w magicznych kręgach. Ale co tam. Niech mu będzie. Rytuał miał być przeprowadzony według jakiś starożytnych reguł, kierujących losami upadłych, zapomnianych mieszkańców Pod. Pan Wieży pierwszy rozpoczął recytację niezrozumiałych tekstów ze zbrązowiałych ze starości zwojów. Potem mieli się przyłączyć oni. Romana, Thairessa, Porcelanowe Serce i wreszcie Cherry.

*

Widziałam jak padają jeden po drugim, wyssani przez rytuał z wypełniającej ich ciała energii i mocy. Pięcioro głupców, poświęcających swe bezwartościowe życie dla jeszcze mniej istotnego świata. Widziałam oczy Dziecka Ulicy wpatrujące się w bezkresną pustkę śmierci. Włosy cyganki rozsypane niczym aureola wokół głowy, poruszane przez nocny wiatr. Przypominająca maskę twarz Charonity po raz pierwszy sprawia wrażenie niemal żywej w blasku latarni. Leżał na bruku zupełnie martwy tuląc do piersi złotowłosą lalkę.

*

Może jednak było to tylko złudzenie, widziane kontem oka, na granicy poznania, podczas czytania ostatnich wersów rytuału. Kiedy ogarniała ją ciemność zobaczyła jeszcze Pana-Na-Wieży otoczonego falami mocy. Wtedy też wszystko zrozumiała. Wykorzystał ich aby ocalić ten świat. Ocalić go dla siebie i dla swoich ambicji.

*

- Czy pani nic nie jest? Dobrze się pani czuje?
Poczułam ból, kiedy ktoś szturchnął mnie w ramię. Otworzyłam oczy niepewna co ujrzę i wzrok mój padł nad pochyloną nade mną staruszkę.
- Kim jesteś- wymamrotałam- gdzie ten zdrajca?
- Pani źle wygląda. Chyba panią napadli.
Przetarłam oczy, podniosłam się z bruku ulicy i rozejrzałam wokoło. Nad dachami Lublina wschodziło słońce.
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez StaryLublin 2008-11-24 17:38:59
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Niegdyś stare Cmentarzysko zwane przez mieszkańców Lublina Pod Zakątkiem Żałobników, znajdowało się w centrum Miasta Cieni, dziś jego granice częściowo wyznacza skalne urwisko Otchłani powstałe po tym, jak maszyna, pożerając w amoku fragment miasta, wżarła się daleko ku jego centrum. W końcu jednak została powstrzymana, a upiornym dowodem na jej niedoszłe działanie, są próchniejące drzewa cmentarne sterczące pod różnymi kątami, chylące się ku rozwartej w oczekiwaniu Pustce...



Zakątek Żałobników zwykle w swe posiadanie bierze płynąca z wnętrza pustki mgła. Stare, zmurszałe drewniane nagrobki stoją tutaj koło niewielkich mauzoleów w nowoorleańskim stylu, gdzieniegdzie pomiędzy nimi ukryte groby znaczą tylko niewielkie wzgórki porośniętej trawą i chwastami ziemi, czy stary przegniły płotek.

W nowszej części cmentarza ostatnio powstało wiele świeżych grobów... wśród nich groby tych, którzy zginęli nie pod gruzami upadającego miasta, lecz w wyniku dramatycznych wydarzeń, które rozegrały się w murach Sanktuarium. Na nagrobkach odczytać można też imiona tych, którzy poświęcili swe życie, by ratować miasto i wszystkich tych, którzy jeszcze mają szansę...

Na czterech kamiennych mauzoleach stojących w wielkim trójkącie w samym niemal środku Zakątka Żałobników, widnieją słowa:

Tu leży Ramona Wróżbitka - Bohaterka, która wbrew swej buntowniczej naturze, oddała swe życie dla dobra ukochanych jej ludzi...

Tu leży Cherry - Bohaterka, która okiełznała szalejącą w sobie bestię i oddała swe życie za innych.

Thairessa Dziecię Ulicy - Bohaterka, która w głębi swego gołębiego serca zdolna była do czynu tak pełnego poświęcenia.

Porcelanowe Serce, Charonita - Bohaterski. Jeśli jego wielkie serce jest z porcelany, tedy serca wszystkich ludzi są z papieru.


Powiadają jednak, że nagrobek Charonity jest pusty... Kawka bowiem zabrała jego ciało w sobie tylko znaną podróż.

Cmentarzysko to ciche miejsce... Wstąp tu i wspomnij, a może uda Ci się dotknąć kolejnego ze światów...
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez StaryLublin 2008-11-25 09:40:56
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Nubuk napisał:
"Rzadko kto widział w lecących z nieba i drzew liściach coś
więcej niż marnotrawstwo natury. Lub jej błogosławieństwo. Nie było
już kogoś, kto widziałby w nich rozkoszny taniec wesołych łez
jesiennego nieba, gdy natura oddaje to, co musi, ciesząc się z
oddawanej daniny i płacząc z umierających liści.


Kiedy Thairessa wyszła z Sanktuarium, wiedziałem, że idzie na śmierć. Poszła tam dla mnie, żeby uchronić mnie od śmierci, może nawet na moją niewypowiedzianą prośbę. Była we mnie zapatrzona, bezbrzeżnie wdzięczna za to, co zrobiłem. Za to, że wyrwałem ją z rąk śmierci.
Dopiero później zrozumiałem, że tym, co mnie powstrzymało przed pójściem na śmierć był strach. Bałem się o Miasto Cieni, mój dom, mój świat. Innego nie znałem. Ale przede wszystkim bałem się zapaść w tą otchłań, w którą zajrzałem, kiedy w rozpaczy dotknąłem czoła Dziecka Ulicy. Kiedy jakaś przedwieczna siła, tkwiąca we mnie odkąd zamieszkałem w Lublinie Pod, kierowana moją wolą, wyrwała Thairessę z przegniłych łap Kostuchy. Mimo iż czułem, że umęczona Wizjonerka znajdzie ukojenie w śmierci, to nie powinno być tak. Stchórzyłem. Zostawiłem ją.

Thairessa Dziecię Ulicy - Bohaterka, która w głębi swego gołębiego serca zdolna była do czynu tak pełnego poświęcenia.

Widziałem ten nagrobek. Sam zaniosłem ciało do Zakątka Żałobników. Patrzyłem, jak grabarz kopie grób. Stałem w tłumie, kiedy mieszkańcy Lublina Pod przyszli uczcić zmarłych. Widziałem jak ciało znika w trumnie, a trumna w ziemi. Patrzyłem, kiedy ustawiano pomnik i patrzyłem na więdnące w moich rękach kwiaty. Cały czas miałem przed oczami roztańczoną, radosną dziewczynkę, która mi zaufała i chciałaby, żeby jej grób znalazł się obok mojego. Teraz to mi należałoby wykopać grób obok niej. Na nagrobku pojawiłoby się epitafium:

Nubuk Pod-Nad-Krążca - Czysty, który w głębi swego dobrego serca zdolny był do czynu tak zdradzieckiego.

Żałowałem, ale nie mogłem cofnąć czasu. Nie mogłem wyrwać Kostuchy dziecka, które zdradziłem. Ci, którzy mi zaufali byli mi właśnie jak dzieci. Zastanawiałem się, czy ojciec który pośle na śmierć własną córkę czuje się tak samo.
Jednak...

Nie był już sam. Czuł czyjąś obecność, choć naokoło nie było nikogo widać. Nie mógł stwierdzić, kto poprawiał mu płaszcz, gdy w czasie snu ten spadał. Kto w najzimniejsze wieczory otulał go, jakby tulił. Czyj szept słyszał czasem wśród wiatru.

Czułem, że coś jest inaczej, niż być powinno. Noce były tak samo zimne jak zawsze, dni równie ciemne, ale coś było nie tak... coś... ktoś ze mną był.

Niech Nubuk patrzy na swój cień, czy pusta ulica tylko on dotrzymuje mu towarzystwa.

Bałem się, że klątwa powróci. Że teraz, kiedy już nie było odwiecznej tajemnicy, demony przywołane przez Gargoylę zaczną mnie dręczyć w inny sposób. Ale głos, którym mówił wiatr by tak znajomy...

Stał przed nią. Stał pośród kamienic, zamyślony i milczący jak zawsze. Jak bardzo chciała przytulić go, uczepić się jego ramienia, jak zawsze. Żeby pogładził ją po głowie, szepnął, że nic złego się nie dzieje. Ale przeniknęła przez niego, jak... Duch? Czyżby tym się stała?
Wzdrygnął się, czując nieznane dotąd uczucie, gdy coś przez niego przeniknęło.
Z wściekłości kopnęła leżące jesienne liście. Te, pchane wiatrem, a może jej nogą, podleciały, by zaraz znów upaść na bruk. Uniosła jeden, tyle choć mogła. Położyła go Nubukowi na ramieniu.


Liść... liście... wtedy zrozumiałem. W tańcu liści tego bezwietrznego wieczoru... nie zobaczyłem, bo wtedy nie widziałem. Poczułem samym sobą, że Ona jest i znowu szuka mojej pomocy... To była moja radość, moja szansa i moja nadzieja. Chciałem odkupić winy, ale wtedy zrozumiałem także, że zwyczajnie tęskniłem za towarzystwem Wizjonerki.

Gdy latarnie budzą wieczorne cienie, ktoś słaby i niemal zapomniany budzi się by znów na straży Czystego stać, by koić sny muśnięciem policzka i otuleniem odegnać pradawną tęsknotę, która wraca
Nubuk podniósł się z zimnego bruku, zbudzony lodowatym podmuchem. Przetarł zmarznięty policzek oszronionym rękawem i zauważył swój cień na pustym chodniku. Uśmiechnął się, widząc drugą postać i wyciągnął rękę w bok.


W ten sposób ją znalazłem. Była głosem na wietrze, cieniem na ulicy. I widmem, przenikającym mnie do głębi swoim chłodem. Ale to nie było to zimno, które znałem z każdego dnia, które mnie zahartowało. To był ten chłód, który poczułem, gdy rany na rozerwanej szyi Thairessy się zrastały. Zrozumiałem, że mało zostało w niej życia. Chcialem też zmazać z siebie winę, oddać coś z siebie, coś, czego nigdy nie miała, nie mogła poczuć. Dlatego... ofiarowałem jej rękę.

Nie odwracał się, by nie tracić kontaktu wzrokowego z cieniem, choć chciał spojrzeć przez ramię, zobaczyć, czy Dziecko stoi tam naprawdę. Zaprosił ją gestem.
Podpłynęła, lekka i zwiewna jak powietrze. Wyminęła go, stając po prawej stronie Nubuka. Bała się stanąć przed nim, bała się jego reakcji.
Zamknął oczy, kiedy przeniknął go chłód do głębi jego jestestwa. Powstrzymał dreszcz i poczucie winy, uśmiechnął się na myśl, że umarli mogą żyć.


I ożyła, nie tylko w moim sercu, ale i przed oczami. Przestała być cieniem ulic i szeptem wiatru, stała się osobą. Martwą, eteryczną, ale osobą. Nie tylko w mojej pamięci, w marzeniach i wyobraźni, ale przede mną. Dalej głodna życia i zimna, ale ja też się zmieniłem. Nie wiem co dokładnie się stało. Moja prawa ręka, aż do łokcia, jest... jakby martwa. Dalej ją czuję, ale jakby odrętwiałą. Jest zimna, trupio zimna, odrażająca. Sina, jakby odmrożona, czarne palce... taki kolor widziałem u ludzi, których trawiła gangrena, ale to nie jest choroba. Nie postępuje, nie cofa się. Po prostu jest.
Z Thairessą na nowo połączyła mnie śmierć. Ona jest duchem, zawieszonym miedzy Światem Pod a krainą umarłych, ja jestem Pod-Nad-Krążcą. Gdzie jestem ja, tam ona. Nie rozumiem jej do końca. Mówi, że moja pamięć daje jej siłę. Ona wie to lepiej ode mnie. Chcę, by żyła, a raczej odżyła. Będę szerzył pamięć o niej i innych bohaterach Lublina Pod.
Na początku za wszelką cenę chciałem wrócić jej życie, ale ona nie chciała. Uznała, że tak jest lepiej. Nie wiem dokładnie dlaczego. Musiała wiele wycierpieć.
Ale ona nie wie wszystkiego o tym, co zrobiłem. Nie rozumie mojej ofiary. Nie rozumie też tego, co czułem zanim wróciła. Co czuję nadal. Chyba to lepiej.

Po ulic mokrym, czarnym tle, pod prószącymi latarniami, ja wlokę cień, cień wlecze mnie, kałuże lśnią nam od nogami…

Może ona tak naprawdę nie żyje? Może oszalałem z tęsknoty, poczucia winy, żalu? Od klątwy?
Nie wiem. Chyba nigdy się nie dowiem. Ale to nie jest ważne. Ona żyje we mnie."
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Thairessa napisał:
"Leciała w górę. Ulatywała ku blademu blaskowi śmierci, który to kusił w górze, wzywając ją. Pamięta te uczucie, było niedawno, gdy zabiła ją Gargoyla.

To już... Wybacz, Nubuk, niech ci się dalej żyje, samemu...

Wiedziała, co się dzieje. Znała już przecież te uczucie, gdy w miarę wzlatywania ogarniał ją chłód, potem zimno, nareszcie przenikający na wskroś mróz, nieporównywalny z niczym innym. Zamknęła oczy, nie chciała patrzeć na te przeklęte światło. I tak wiedziała, gdzie idzie. W górę, do ostateczności. Co będzie dalej? Nie była ciekawa.

Nagle... Usłyszała ostry głos, nie do końca zrozumiały. Pierwsze słowa brzmiały „idź stąd”, ale ostatnie? Niby jej imię, ale... Brzmiało bardziej jak Teresa. I słowa te nie miały źródła. Zanim się zastanowiła nad tym poczuła szarpnięcie. Całe ciało zatrzymało się w powietrzu, by zaraz potem zacząć... Spadać. Ciągnięta niewidzialną siłą w dół spadała. Chciała krzyczeć, lecz nie mogła. Nie dawała rady wydobyć głosu. Zresztą, przecież była już tylko duszą.

Leciała głową w dół ku ziemi. W rozmazanych plamach widziała tylko przybliżające się dachy, budynki, bruk. Bliżej, coraz bliżej. Tak blisko...

Upadek odczuła Thairessa niezwykle boleśnie. Jakby roztrzaskała głowę o ulicę, a potem ktoś na nowo składał jej umysł, nie używając znieczulenia i napychając mózg igłami przemieszanymi z drutem kolczastym nasączonym trucizną. Wyła, czy w myślach, czy naprawdę, nie miało to znaczenia. Ból oślepiał, nie widziała nic, tylko cholerną biel, która wciskała się pod zamknięte powieki, potęgując i tak nieznośne cierpienie.

Daj mi umrzeć wreszcie!

Bóg chyba jest łaskawy. Albo ktoś, kto czuwa nad podobnymi jej. Ból nagle ustał. Nastała cisza, głęboka i złowroga. Czyżby tak wyglądała śmierć? Cisza i pustka?

Odważyła się otworzyć oczy, Odważyła się spojrzeć na swoje dłonie, które były blade i na wpół przezroczyste, tak że widziała przez nie, jak leży na bruku. Leży? Ona? Tak, to ciało Dziecka Ulicy, leżące na kamiennych płytach. Otwarte oczy, jakby spoglądała na ostatnią wizję. Lekko rozchylone usta, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. Roztrzepane jak zawsze włosy, które zamiotły bruk w ostatniej chwili, jakby dla ironii miała upaść na coś czystszego.

Odwróciła wzrok. Dopiero zdała sobie sprawę, że nie leży, a klęczy. Podniosła się powoli, płynąc wręcz w powietrzu. Ów niewidzialny gaz stawiał jej lekki opór, jakby pływała w rzadkiej, ciepławej wodzie. Każdy krok był śmiesznym uczuciem.

Ale jej nie było wcale do śmiechu. Rozejrzała się, szukając kogokolwiek. Byleby nie patrzeć w dół, na ciała równie martwe jak jej. Nie zdążyła jednak pomyśleć nawet, co mogło się stać z resztą ofiar rytuału, bo zobaczyła Nubuka.

Stał, patrząc. Widziała strach i niedowierzanie malujące się na jego twarzy. Podpłynęła do niego, nawet nie ruszała nogami. Nie musiała, i tak nie dotykałaby chodnika. Chciała go dotknąć. Wyciągnęła przed siebie rękę i położyła mu na ramieniu.

Nubuk...

Jej ręka przeszła przez ramię Krążcy. Delikatnie, płynnie, nie napotykając żadnego oporu. Wzdrygnął się, to widziała. Ale potem odszedł.

Nie, wróć...

Uciekła. Najdalej jak mogła. Uciekała, chcąc płakać. Ale nawet to już nie dane jej było. Uciekała, nie patrząc, co robi. Nikt nie widział, jak przenikała kolejne ściany. Jak przebiegała przez domy, ludzi, samochody. Była niczym półmaterialny wiatr.

Zatrzymała się dopiero nad skrajem Otchłani. Niedaleko miejsca, gdzie był kiedyś jej dom u Menrei Drith. Tam dopiero opadła na kolana, przeklinając wszystko, na czym stoi świat. Wszystko i wszystkich. Wrócił ból, o wiele gorszy niż wcześniej. Bo pochodził prosto z serca. Mieszał się ze wspomnieniami, a miejsce to, jego symbolika, jeszcze boleśniej rozdzierało rany,

Minęło trochę czasu, zanim się ocknęła z tej bolesnej stagnacji. Nie wiedziała, co się działo, ile czasu minęło. Gdyby mogła, wypłakałaby w tym czasie całe oczy i wykrzyczała się do zdarcia gardła. Lecz nikt nie widział i nie słyszał Dziecka Ulicy.

Wstała. Czuła, że musi iść. Musi odnaleźć tego, dla kogo poszła na śmierć. Miała wrażenie, że to jeszcze nie koniec.

Tu jesteś...

Wracał z pogrzebu. Owej farsy, którą ktoś musiał odprawić. Przemykając między nowymi grobami przeczytałam to, co pisało na moim własnym nagrobku:

Thairessa Dziecię Ulicy - Bohaterka, która w głębi swego gołębiego serca zdolna była do czynu tak pełnego poświęcenia.

Zaśmiała się. Wręcz paranoidalnie. Oczyszczającym, dzikim śmiechem.

Na koniec zrobili ze mnie bohaterkę o gołębim sercu! Darowalibyście sobie tę farsę, dzieci uratowanego świata!

Pobiegła za Nubukiem. Tak, pobiegła. Powoli uczyła się tego nowego, dziwnego stanu. Uczyła, a raczej przypominała sobie. Takie miała wrażenie, jakby wszystko było w jej umyśle i tylko ktoś co chwila otwierał drzwiczki, podnosił klapki, odsłaniając nowe możliwości.

Odtąd była przy nim. W te coraz zimniejsze noce poprawiała mu płaszcz. Początkowo trudna czynność, po pewnym czasie była już łatwa. To oznaczało, że mogła w jakiś sposób oddziaływać na świat materialny. Jego świat.

Ale wciąż jej nie widział. A to było bardzo niewygodne. I wciąż bolesne. Wszystkie kłopoty czuła pomiędzy piersiami. Chyba tylko to mogło ją w tym stanie boleć. Cóż, nie-żyje się dalej.

Pewnego razu nie wytrzymała. Chciała go przytulić, tak bardzo... Przeniknęła przez niego, jak nieraz już. Z wściekłości i bezsilności kopnęła leżące liście, co spadły z drzew. Zawirowały. Ujęła jeden, położyła mu na ramieniu. Może by się domyślił...

Zauważył to. Poczuł. Udało się!

Jaka była szczęśliwa, gdy zareagował. Wiedziała już. Ten jeden znak wystarczył, by on wiedział, był świadom jej istnienia. Nie było to nic dużego, ale dla niej... I pewnie dla niego... To było coś ważnego. Powoli też zaczął ją słyszeć.

Wciąż była przy nim. Wciąż wędrowali razem. Jak niegdyś.

Była słaba, czuła to. Czasem traciła widok świata. Czasem nie mogła się ruszyć. Ale Nubuk jej pomagał. Jedno słowo, jedna myśl, i wędrowała do niej niteczka siły. Niewiele, ale na tyle, by swoją pamięcią i przyjaźnią utrzymywał ją przy sobie. Zrozumiała. To dzięki niemu była tu. Zawieszona pomiędzy światami, ale była. Zgadzała się na to. Traktowała jak swoistą pokutę.

A potem... Potem oddał dla niej część siebie. Żeby mogła być zawsze. Zaprosił, pozwolił uchwycić jego rękę. Chyba sam nie wiedział, co się dzieje. Widziała zaskoczenie w jego oczach, gdy w miarę, jak Thairessa pojawiała się, jego dłoń siniała i drętwiała. W końcu została tak samo półmaterialnym bytem jak wcześniej, ale... Widział ją. A ona czuła, że łączy się z nim. Jego teraz martwa ręka, o ironio jak podobna to jej bezwładnej... Było to świadectwo ich połączenia, podobieństwa.

Istniejemy tak długo, jak długo trwamy w pamięci bliskich.

Jej siła zależała od pamięci. Pamięć Nubuka, jego słowa, jego radość. Czerpała z tego pełnymi garściami. Mogła dalej odkrywać, co może. Dotykać, łapać go za rękę. Nawet pojawiać się przed innymi, choć to ostatnie z trudem, dopiero się uczyła. Ale miała na to całą wieczność.

Nie chciała jednak odżyć. Tak... Tak było wygodniej. Nie musiał się martwić, że Thairessa zginie. Zależna była od jego pamięci, od niego, ale nie można jej było zabić. Łączyła to, co najlepsze w niej było – jej dziecięcy charakter i wizje – z tym, co otrzymała w chwili rytuału – możliwości czystej duszy: przenikanie murów, można nawet rzec, że i niewidzialność.

Obiecała sobie, że będzie go strzec. Opowiadać o wizjach. Nauczy się mówić jak on, sprzedawać opowieści. Imponował jej, jak zawsze.

Oczywiście, ani teraz, ani nigdy, nie nazwała uczuć, jakie nią kierowały..."
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Sumati napisał:
"Sumati... Czy wiesz, że kiedy Ty karmiłaś Panią Jedyną, ona z każdą sekundą toczyła Cię jak żarłoczny robak? Wyssała Ci wszystko i teraz nie ma w Tobie już nic – ani krzty emocji i już nigdy nie poczujesz szczęścia, radości ni uniesienia. Skazana na egzystencję podobną przedmiotom, niż żywym ludziom..."

W cieniu czarno-złotego welonu kapłanka uśmiechnęła się gorzko. Tyle lat pracy, więzienia, strachu… jest już stara. Chociaż w młodym ciele, duszę przygniata ciężar tych nieprzeliczonych lat, które spędziła w świecie Pod. Ostatnie dziesiątki tutaj, na tym lodowatym krańcu świata, by w końcu w ścianach Sanktuarium Sprawa dokonała się.

Tak długo żyła w odosobnieniu, w więzieniu, które oplotła wokół niej Gargoyla, że Sumati niemal ze zdziwieniem patrzyła teraz na mieszkańców Lublina Pod, a większość z nich widziała pierwszy raz. Ze swojego cichego miejsca na uboczu, pod ścianą, z beznamiętnym zainteresowaniem naukowca obserwowała, jak te śmieszne ludziki żałośnie miotają się po Sanktuarium, niczym langury nilgiri w pułapce karnivorii (kiedy ostatnio miała okazję podziwiać okrutne piękno karnivorii? Czy kwitnie jeszcze w Indiach?...) świadomi nieuchronnego, lecz nawet w jego obliczu nie zapominający o wrogości, uprzedzeniach, wielkich interesach i małych podłostkach…

Pełen pogardy uśmieszek wykrzywił wargi kapłanki.

Kim byli? Biało-czarna Kawka, wbijająca swe przeszywające spojrzenie w Twoje oczy i zdradliwe ostrze sztyletu w plecy… Zbyt jazgotliwy Kornik, nie rozpoznający różnicy między pojedynkiem a morderstwem… zresztą, czemu tu się dziwić? Skoro nawet Sędzia pod płaszczykiem Sprawiedliwości załatwia swoje interesy… Kat, pod tym samym zbrukanym przykryciem, zaspokaja swe najbardziej odrażające, chore żądze. A ten sługus małego, austriackiego tyrana z komicznym wąsikiem? A Cherry, z jakąż pogardą rzucająca oskarżenia, i z jakim strachem w oczach błagająca o pomoc przy Rytuale… Koło Fortuny obraca się, moja droga… Jak zabawnie było patrzeć i słuchać, jak niedoszli oprawcy skamlą o pomoc…

„…już nigdy nie poczujesz szczęścia, radości ni uniesienia. Skazana na egzystencję podobną przedmiotom, niż żywym ludziom…”

Mogła im pomóc, chociaż na chwilę znów powstrzymać wstrząsy… Tylko po co? Dla kogo? Dla tej przepełnionej nienawiścią zgrai… Dla siebie?

„…Teraz nie ma w Tobie już nic …”

Wiedziała… wiedziała od dawna. Ale spychała tę wiedzę na samo dno świadomości, wierząc, nie, usiłując wierzyć, że jeszcze nadejdą dla niej jaśniejsze dni, gdy tylko… uwolni się… od tej koszmary… A teraz? Czuje, jak kajdany Gargoyli zsuwają się z jej umysłu. Ale Romana pozbawiła ją złudzeń...

„…Skazana na egzystencję podobną przedmiotom, niż żywym ludziom…”

A jednak, sprytna Cyganeczka zdołała przekonać ją… w jakimż bezsensownym porywie nadziei Sumati postanowiła oddać swoją moc, by wspomóc Rytuał Zniszczenia?

I czemu Gargoyla pozwala na to?... Jaki ma teraz cel, skoro przez dekady tak dbała, by Pani Jedyna nie była głodna?

Zniszczą Maszynę – zegar stanie… plugastwo pochłonie świat. Jeśli zaś Pani Jedyna przetrwa – wkrótce Lublin Pod zniknie w Otchłani.

Każde rozwiązanie jest równie dobre dla Sumati…

„…Teraz nie ma w Tobie już nic …”

Jej dharma. Wszystko, czego tu dokonała, czyniła dla wyższego celu, dla dobra ogółu… Musiała wiele się nauczyć i utwardzić swe serce, by móc działać… Tak myślała kiedyś. Ale przecież już od dawna nic nie działo się wedle jej woli i sumienia... Zbyt późno zdała sobie sprawę z zastawionej pułapki. Jak langur nilgiri w niosących śmierć objęciach karnivorii…

Bądź przeklęta, Gargoylo…

„…Teraz nie ma w Tobie już nic …”

„A jednak… Pani Jedyna została zniszczona, a my wciąż żyjemy…

Ciesz się, Trinovantesie, ze swojej chwili tryumfu. Może nawet faktycznie wierzysz w Nową Sprawiedliwość…

Ale niezależnie od tego, pod jaką władzą czy jakim bogiem, Lublin Pod dalej będzie żył swoimi ciemnymi sprawkami. „

Sumati podniosła się ze swojego miejsca pod ścianą Sanktuarium, niczym złoty cień cicho przesunęła się do wyjścia.

Czas wracać do Domu…
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez StaryLublin 2008-11-26 20:12:00
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Papula
Postów: 4
Punkty: 12
Sędzia przychodzi...

Postać, na pierwszy rzut oka Kowboj żywcem z Westernu przechadzała się wolno po Zakątku Żałobników, stopami mącąc ciężką mgłę. Znalazł groby jakich szukał... Oparł się plecami o nagrobek znajdujący się tuż za nim, zdjął swój charakterystyczny kapelusz i spuścił głowe...

Jego myśli formowały się, równocześnie kształtując kłęby mgły spowijającej jego ciało w dziwne meandryczne wzory.

Ramona, Cherry, Thairessa, Porcelanowe Serce... Rozumiem, że mój brat umarł na długo przed trzęsieniami, na długo przed zdarzeniami w Świętej Sali, ale należy mu się chyba jakiś pomnik... Muszę o to zadbać. Do śmierci wielu z was przyczyniłem się pośrednio, lub zupełnie bezpośrednio. Ale... Każde z was zasłużyło na śmierć, a jeszcze pare nazwisk chciałym tu zobaczyć... Są osoby, których kara Sędziego ominęła...A nie może. Kary Sędziego nie omijają nikogo.
Nikogo.

Sędzia odchodzi...
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Sędzia 2008-11-26 22:43:34
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Zakątek Żałobników
Postów: 45
Punkty: 92
Niebo rozdarła samotna błyskawica, kiedy Tanatos Żałobnik mozolnie wspinał się na cmentarne wzgórze. Po ziemi, owinięty w wielką, czarną płachtę, ciągnął obły, bezwładny i najwidoczniej ciężki przedmiot, krople potu wstąpiły bowiem baronowi na czoło. U szczytu wzgórza, pod starym, bezlistnym i pokrytym popielatym porostem orzechem, przystanął i brutalnie rzucił worek na ziemię. Zdjął cylinder, jego dumę i znak rozpoznawczy, i z namaszczeniem powiesił go na jednej z gałęzi. To samo uczynił z płaszczem, pozostając w samej białej jak śnieg koszuli, jasnej kamizelce i spodniach. Ubranie było nań opięte, to jeszcze bardziej upodobniło go do tykowatego, chudego owada, baron bowiem lubił nosić się ciasno. Zdjął rękawiczki, odgarnął z mokrego czoła kępkę włosów przypominającą skręcony krzew różany, po czym schylił się i zepchnął worek do wnętrza wcześniej przygotowanej jamy w ziemi. Łopata stała oparta o nagie drzewo i minęło sporo czasu nim Tanatos zasypał jamę.
- Ostatni… – westchnął utrudzony, po czym pogwizdując pod nosem, powoli zszedł ze wzgórza ku cmentarnej kaplicy. Na miejscu skierował się ku stojących pod ścianą klatek z gołębiami, otworzył jedną z nich, wyjął śnieżnobiałego ptaka i do kieszonki przytroczonej do jednej z jego nóg wsunął wyjęty z kieszeni, najwidoczniej przygotowany zawczasu, zwitek pergaminu. Potem tylko przytulił policzek do czystych piór ptaka, szepnął mu coś i, spoglądając w dal na odległe światła sączące się żółto ze szczytu niedalekiej Wieży Trynitarskiej, podrzucił gołębia do góry.
Ptak szybko zniknął mu z oczu.

* * *

W kaplicy panowała ciemność, Żałobnik sunął więc niby duch w białym swym płaszczu. Przy tylnej ścianie gotyckiego budyneczku stało stare biurko, Tanatos zapalił jedną ze stojących na nim świec, po czym zasiadł przed oprawianą w bladą skórę księgą, w której mozolnie wydrapał piórem imię denata:

Nisel Faber aka Kropotkin. Zm. 8 listopada AD. Zawód: lekarz rewolucjonista.

Po czym z rozmachem zatrzasnął wolumin a kurz z księgi uniósł się kłębiasto nad prastarym meblem. Baron zerknął bez zainteresowania na pustą przestrzeń po swojej lewej, pokiwał ze zrozumieniem głową, jakby w ten sposób przyznawał komuś rację, po czym patrząc w ciemność wybrzmiał swym dobitnym barytonem:

- Z tej ścieżki nie ma odwrotu, mój słodki. Tak jak mówiłeś, nadchodzi mój czas.

Po czym zabierając cylinder i skórzane białe rękawiczki, ruszył w kierunku bram cmentarnych, która zdawały się skrzypieć jakby bardziej donośnie, kiedy Tanatos Żałobnik po raz pierwszy od wielu lat opuszczał Zakątek Żałobników.

Tanatos wychodzi na Ulice Miasta.
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Tanatos Żałobnik 2008-11-27 15:51:37
I looked. I shall not look again.
For yet I see them pass.
The hollow faces of the drowned
In mist beyond the glass.
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Zakątek Żałobników
Postów: 45
Punkty: 92
Tanatos powraca do Zakątka Żałobników.

Po przekroczeniu bramy przystanął i podrapał się za uchem. Po chwili, stawiając worek na ziemi, zamknął bramę główną Zakątku Żałobników, pozostawiając tylko otwartą niewielką furtkę, z której ktoś dawno temu ukradł bramkę, po czym wyjąwszy zza pazuchy niewielką przybrudzoną tabliczkę, powiesił ją z zewnątrz na bramie. Na tabliczce nierówne pismo głosiło:

Przerwa na lancz, Żałobnik wraz z usługami swymi dostępny po łykendzie.

Po czym kołyszącym krokiem skierował się ku skupisku swych kaplic. Większość z nich była pusta a zwłoki zeń dawno przeniesione w inne miejsce. Bez zastanowienia skierował się ku jednej z nich, pod którą - jak wiedział - znajdowało się wejście do katakumb.

Uśmiechnął się pod nosem na myśl że czekało go kilka bardzo pracowitych dni...

Żałobnik znika w podziemiach.
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Tanatos Żałobnik 2008-11-28 10:14:51
I looked. I shall not look again.
For yet I see them pass.
The hollow faces of the drowned
In mist beyond the glass.
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Zakątek Żałobników
Postów: 45
Punkty: 92
Drzwi do starej kaplicy skrzypnęły nokturnalnie i z głębi zatęchłej kamiennej budowli powoli, mrużąc oczy, wyłonił się wpierw biały cylinder, potem reszta Tanatosa, przeciągającego się w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Po wozie do przewożenia zwłok zostały tylko czarne bruzdy na błotnistej cmentarnej ziemi - Powinienem upomnieć się o niego u Króla – pomyślał głośno dźwięcznym barytonem Żałobnik. Jego twarz i postawa znamionowały zadowolenie i spokój. Tanatos wraz ze swym krzywym cynicznym uśmieszkiem wodził skrytymi za goglami oczyma po swych włościach, jakby pośród tego ciemnego, mglistego cmentarnego mroku powiedzieć chciał: ach, doprawdy, piękny mamy dzień!

Ziewając szeroko, leniwie przymknął drzwi do kaplicy i skrzywił się nieznacznie, zerkając na swoje pokryte czerwonawymi ranami dłonie. Postronny obserwator dostrzegłby, że najpewniej nabawił się ich niedawno, lecz ponieważ żadnemu zdrowemu na umyśle postronnemu obserwatorowi nie przyszło do głowy obserwować Cmentarnego Barona, nikt tego nie zauważył. Tanatos zerknął tylko badawczo w stronę kłębiącej się daleko w zachodniej części cmentarzyska Otchłani i, tym razem nie zauważywszy niczego niezwykłego, otulił się mocniej puchatym płaszczem i ruszył w stronę cmentarnego wyjścia, po drodze zdejmując zeń tabliczkę o urlopie i na powrót otwierając szeroko skrzydła bramy. Zapraszamy kochane dzieci… – pomyślał, upiornie się krzywiąc, po czym jakby lekko sztywno ruszył ulicami miasta w kierunku Wieży Trynitarskiej. > > > >
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Tanatos Żałobnik 2008-12-01 15:18:38
I looked. I shall not look again.
For yet I see them pass.
The hollow faces of the drowned
In mist beyond the glass.
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Triada
Postów: 80
Punkty: 160
Nubuk wchodzi do Zakątka Żałobników, wraz z nim Thairessa i Doktor.
Cmentarz był pogrążony w ciszy. Tylko wiatr zakłócał spokój zmarłych. W budce Thanatosa światło było zgaszone. Ludzie niechętnie garnęli się do miejsc, w których tak dotkliwie mogli poczuć swoją śmiertelność.
Furtka wydała z siebie żałobny jęk, kiedy Nubuk naparł na nią całą siłą. Spłoszone ptaki i nietoperze poderwały się do lotu. Kiedy przeszedł przez bramkę, odmienił się. Spoważniał. Szedł wolno główną aleją. Przy trzecim grobie zaczął mówić, ale inaczej. Ciszej, spokojniej.
Widzisz ten grób po lewej? Nie ten. Sępa. Tak. Kiedyś, dawno temu, Sęp pomógł mi, kiedy tego potrzebowałem.. Postawił mnie do pionu. Przetrzymał mnie w swoim domu przez trzy noce, kiedy nieomal się nie wykrwawiłem, pomógł mi wylizać się z ran. Potem sam dostał trzy kule, kiedy znalazł się pomiędzy walczącymi. Nie zdążyłem na czas. Sęp spoczywa sześć stóp pod ziemią. Nie jest zapomniany, wskrzeszam go do życia kiedy tylko mogę.
Czysty upuścił dwa kwiaty i poszedł dalej aleją.
Tutaj spoczywają wszyscy zmarli Miasta Cieni. Ci, którzy zasłużyli na swój grób i ci, którzy powinni być rzuceni psom. Po śmierci wszyscy jesteśmy równi. Wszyscy powinniśmy być pamiętani. Bez względu na to kim byliśmy.
Ścieżka wydeptana między omszałymi nagrobkami przechodziła pod wierzbą płaczącą.
Tam, na Wiec, szliśmy przede wszystkim by ratować siebie. Gdzie mogliśmy być bezpieczni, jeśli nie w samym środku Lublina Pod, tam, gdzie się narodził? Miasto miało przetrwać, albo zginąć razem z nami. Chyba nikt nie wierzył w to pierwsze. Każdy szedł tam dla siebie, by ostatni raz być sobą. Topiliśmy naszą rozpacz w pozornej walce o przetrwanie, prawie tak jak wszyscy ci nieszczęśnicy, którzy zgromadzili się w Haremie. Mimo to, trzymaliśmy się nadziei, Sędzia miał nas uratować. Zgromadziliśmy się i zaczęliśmy ciągnąć gnijące płótno, każdy w swoją stronę.
Krążca znowu się zatrzymał, pokazał palcem jeden z grobów. Wiatr nie zdążył rozrzucić otaczających go uschniętych kwiatów.
Tam leży Mrówa. Legionista. Nikt nie pamięta twarzy i głosu mróweczki, ale każdy pamięta jaką odwalała robotę. Okrutne, ale taki jest los mrówek. Zawsze w cieniu, a jednak w pierwszej linii. Kiedy coś nawala, to oni umierają jako pierwsi. Jednak Mrówa nie jest zapomniany. Legion pamięta o swoich.
Za następnym pomnikiem w lewo, do coraz to nowszych mogił.
Nawet Sędzia szukał swojego interesu. Oczywiście, prawie każdy chciał ocalenia Lublina Pod. Prawie, bo niektórzy chcieli uwolnić się z tego czyśćca, czy też piekła. Uwolnienie wszystkich na raz miało w sobie coś szlachetnego, ale my nie chcieliśmy umierać.
Wiec pokazał dużo prawdy o nas samych. O tym, co ceniliśmy i do czego dążyliśmy. Poświęciłem cenne godziny na odzyskanie siebie, swojej własnej tożsamości. Widzisz, w legendzie było czterech braci, a ja mówiłem o trzech. Tym przeklętym jestem ja. Mam na imię Czysty, ten, który ma pilnować tego co ludzkie, co dobre. Pod moją nieobecność można było zrobić wiele rzeczy, na które sam nigdy bym nie zezwolił. Przesiąkniętą złem, brzydką istotą była Gargoyla. To ona powiedziała mi prawdę. Ramona potwierdziła ją swoimi wróżbami, Sędzia nie zaprzeczył ich prawdziwości. Nie wiem, czy rzeczywiście wcześniej mnie nie rozpoznał, czy nie chciał powiedzieć mi prawdy, żeby powstrzymać mnie przed działaniem. Myślę, że pierwsze było prawdziwe, bo nie byłby taki zaskoczony, kiedy opowiedziałem mu legendę. Tak samo Kat.
Czy wiedząc o tym nazwałbyś mnie Czystym?

Kolejny pomnik.
Tutaj spoczywa Klecha, najbliższy doradca Ojca. Był jego oparciem w trudnych chwilach. Zginął, bo sprzeciwił się komuś potężnemu... Wiedział o zbyt wiele... Kawka posłała go tutaj, podczas Wiecu.
Tak, podczas Wiecu... Chciałem, abyśmy odkupili nasze winy. Żebyśmy stanęli w prawdzie i radzili, szukali rozwiązania, a nie własnego interesu. We współpracy z moją drogą Madamme odkryłem tożsamość Nisela Fabera i oddałem Sędziemu bomby, które przyniósł. Za jego winy spotkała go śmierć.
Czy wiedząc o tym nazwałbyś mnie Czystym?
Spójrz, tam jest jego grób. Zaraz obok jest mogiła Łomiarza Nieugiętego. Nieugięty, bo kiedyś Legion chciał wydobyć od niego pewne informacje i mimo tortur, nie udało im się go złamać. Łomiarz od narzędzia pracy, z którym się nie rozstawał. Potrzebował go do otwierania studzienek kanalizacyjnych. Łomiarz był stróżem kanałów Miasta Pod. Zginął podczas wstrząsów. Nie ominęły one nawet Sanktuarium.
Podczas Wiecu chciałem zapobiec śmierci ludzi. Oni wszyscy byli i są potrzebni Miastu Cieni. Jednak nie byłem w stanie zapobiec śmierci Zamsza, kolejnego z członków Nowego Porządku. Klecha go rozszyfrował i wydał Sędziemu. Wcześniej ktoś z obecnych zapłacił Kawce za jego śmierć, jednak nie udało jej się uprzedzić Klechy. Ledwie uszła z życiem z pojedynku. Kontraktu dotrzymała, wyręczyła Kata w jego pracy. Wyrok śmierci Kawki za złamanie etykiety Sanktuarium został uchylony właśnie dlatego. Wyręczyła Kata, przyspieszyła śmierć. Zamsz był także najlepszym żołnierzem Sumati i słynnym Rzeźnikiem z Lublina Pod, psychopatycznym mordercą poszukiwanym przez Legion. Obierał ze skóry swoje ofiary.
Czy wiedząc o tym nazwałbyś mnie Czystym?
Oto jego grób. Zamsz, Rzeźnik z Lublina Pod.
Na Wiecu pojawił się Samotny Wilk, Scarface. Wyrzucony z Legionu, cudem ocalony z Więzienia Kata. Chyba jedyny, który wydostał się z tego potwornego miejsca. Wiedział, że Król Słońce nie żyje i chciał o tym powiedzieć ludziom. W ten sposób ściągnął na siebie gniew Ojca. Ci, którzy wchodzą w drogę Legionowi giną szybko i czysto, ale dla zdrajców jest specjalna kara, wieczność w domu Kata. Scarface Zgorzkniały zginął od wstrząsów. Spoczywa pod tym oto drzewem.
Zginął także Sobroskin, usłużny służbista w służbie Cara. Kolejna ofiara wstrząsów. Jeden z nielicznych podwładnych Spaślaka Zabójcy, który przebywając z nim zachował zdrowe zmysły. Lulu prosiła Madamme o ochronę przed nim, jak się okazało, na wyrost, bo sama szukała jego towarzystwa. Oto jego grób.

Znaleźli się na najnowszej części cmentarza. Tuż nad wyrwą, spadającą prosto w Otchłań, znajdowały się cztery nagrobki, ustawione w trójkąt. Były skromne, na każdym z nich znajdowało się krótkie epitafium i ta sama data śmierci. Ósmy listopada. Czysty stanął tam, gdzie podczas rytuału stał Trinovantes. Z jego dłoni powoli, jedna za drugą, wypadały orchidee.
Znalazło się w końcu rozwiązanie! Przyniósł je pustelnik, Trinovantes Pan-na-Wieży. Kiedy po śmierci Zamsza wszyscy oskarżali Bashkarytów o współpracę z Nowym Porządkiem, tak, że ich życie było zagrożone, Trinovantes wystąpił na mównicę i powiedział prawdę o wstrząsach. Opowiedział o śmierci Króla Słońce, o maszynie Pani Jedynej, o jej działaniu i o sposobie rozwiązania problemu. Przyniósł ze sobą tekst rytuału, który miał ją zabić, zniszczyć. Potrzebował woli nas wszystkich i poświęcenia życia czterech z nas. Oczywiście, niczego nie zrobiłby bez łutu szczęścia.
Udało mu się. Zgromadził wszystko, czego potrzebował. Miałem brać udział w rytuale, ale wycofałem się i przekonałem do tego Sędziego. Uważałem, że Triada musi być zachowana, żeby Miasto Cieni działało. Stchórzyłem. Ale miło było patrzeć, jak możni Lublina Pod jednoczą się na tą krótką chwilę, żeby uratować nas wszystkich.
Oto są ich groby.
Cherry, ulubienica Ojca, którą traktował jak własną córkę, najlepszy strzelec w całym Lublinie Pod. Dla ratowania honoru potrafiła się postawić nawet w przegranej sprawie.
Romana Wróżbitka, znana także jako Ramona Bojowniczka, postrach Legionu, wierna służąca Nisela Fabera, ta, która ujawniła światu prawdę o Pod-Nad-Krążcy, Ojcu, Sumati Dhanray Bashkar i Trinovantesie. Każdy z tej czwórki żyje i może powiedzieć, że jego zadanie zostało wykonane oraz że odszedł z Sanktuarium usatysfakcjonowany, a ona poświęciła się dla miasta. Ta, której wróżba przywróciła Dandysowi sumienie, leży tutaj, sześć stóp pod ziemią.
Porcelanowe Serce, charonita, który żył w świecie niedostępnym dla innych, zaręczony z lalką Beatriks, której pożądał ołowiany żołnierz Jean Paul, ten, któremu Konstantyn Strzegący Ogrodu powierzył tajemniczą pozytywkę, wywołującą śmiertelny strach, który odmienił życie Kawki Najemniczki, czyniąc ją swoją następczynią. Charonita o martwej twarzy, przypominający upiora z opery.
I moja Thairessa, Dziecko Ulicy, która mnie zawsze była Thairessą Wizjonerką. Przyprowadziłem ją, aby zapewnić jej bezpieczeństwo i przyszłość. Moja wola wyrwała ją z objęć śmierci, kiedy Gargoyla rozszarpała jej gardło. Tylko po to, by skończyła na Pod-lubelskim bruku.
Ona tu z nami jest, cały czas. Słucha moich opowieści, przygląda ci się, doktorze. Jest niewidzialna dla wszystkich oprócz mnie. Możesz usłyszeć jej słowa, jakby szeptane przez wiatr. Możesz zobaczyć jak unosi drobne przedmioty. Możesz także poczuć jej dotyk. Przeniknie cię chłodem aż do głębi. Jest słaba i głodna życia, ale sama wybrała dla siebie ten los. Uszanuj jej decyzję, proszę, Doktorze. Ty nigdy nie staniesz przed takim wyborem.

Odwrócił się na pięcie, skierował się do bramy. Po trzech krokach znowu zaczął mówić.
Pamiętaj o nich. To są bohaterowie, dzięki którym istnieje twój nowy dom. Tam, zaraz za nimi, była Otchłań. Pochłaniała Miasto Pod, kawałek po kawałku, aż do śmierci Pani Jedynej. Została zatrzymana właśnie tu. To ona nas więzi w tym miejscu, nie możemy jej przekroczyć. Ona nas zabija.
Wracając do naszej historii... Trinovantes niszcząc maszynę zyskał niemal boskie moce. Wrócił do Sanktuarium i obwołał się królem. Nikt nie miał dość mocy, by mu się sprzeciwić, skoro nawet Sędzia nie wytrzymał jego nacisku. Gangi rozwiązane, Triada wywyższona, nowy król na miejsce Króla Słonce. Tak wygląda rzeczywistość po ósmym listopada. Oficjalnie, bo tak naprawdę wszyscy wiemy, że Trinovantes jest królem, ale nie wiemy, kim jeszcze się okaże. Widzisz... Król-na-Wieży bardzo dobrze określa naszego nowego władcę. Spędził całe życie w Wieży Zegarowej, a kiedy pękła podczas drgań, przeniósł się do Wieży Trynitarskiej. Jest zamknięty. Chociaż mieszka tutaj od wielu lat, wie o mieście niewiele więcej niż ty. Dlatego czekamy na to, jak się zachowa, jaki front przyjmie. Wiadomo, że chce się spotkać z przywódcami Gangów. Nic nie mówił o spotkaniu z Triadą, którą gloryfikował zamykając Wiec. Dlatego nasza sytuacja jest niepewna.

Czysty zatrzymał się przed bramą Zakątku. Spojrzał na Doktora, którego do tej pory pozornie ignorował.
Czy chcesz mi zadać jakieś pytanie póki tu jesteśmy?
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Nubuk Czysty 2008-12-03 08:56:30
Lubelski Pod-Nad-Krążca, Handlarz Opowieściami i Innym Towarem Jakimkolwiek
Offline
Profil
Wiadomość
Odpowiedz
[1-10] [11-20] [21-27] »