No dobra, może by coś o drugiej części "Hobbita" nasmarować?
UWAGA, SPOILERY!!
Hmm... od czego zacząć? Na pewno uważam, że "Hobbit" jest absolutnie zajebistym jakimś filmem przygodowo-fantasy, chociaż na pewno nie jest ekranizacją książki "Hobbit"

Jest filmem na motywach, i to bardzo na motywach, i tyle. Z takim też podejściem z mojej strony udaje mi się filmem zachwycać, oglądam z prawdziwą przyjemnością i nie cierpię z powodu rozminięć z książką.
Obejrzałam pierwszy raz w 2D (prowadzę jakąś niezrozumiałą nawet dla siebie krucjatę przeciwko nadużywaniu 3D)

po czym, po wyjściu z seansu stwierdziłam: JA CHCĘ 3D! JA CHCĘ SMOKA W 3D! I poszliśmy drugi raz. Cały film przesiedziałam jak na szpilkach, czekając tylko na sceny ze smokiem. I mało się nie zaśliniłam z przejęcia, zachwytu, entuzjazmu i ekscytacji, gdy już ze Smaugiem spotkałam się oko w Oko! Aaaaaaaach! Warto było
Bardzo podobały mi się sceny pijanych, niedopilnowujących swych obowiązków elfów. Były dość zaskakujące, bo z tej strony elfy się raczej rzadko ogląda. Gdzie ta magia, wzniosłość, eteryczność, mądrość, ponadczasowość i niezwykłość?... Med odpowiedział na to krótko: bo to są elfy z punktu widzenia krasnoludów...
No cóż, co jeszcze... niedługo przed pójściem do kina rozmawiałam z kumplem który głośno perorował, że książka "Hobbit" jest książką, pardon, "pedalską", bo w niej nie ma kobiet. Ja ze swej strony perorowałam, że to książka bardzo stara z czasów, gdy jeszcze w wyobraźni czytelników/widzów nie królowały kopiące z półobrotu księżniczki, a świat i przygody należały do meżczyzn.
Otóż film "Hobbit" gejowski nie jest, nawet bardzo nie jest

Jest śliczna Tauriel, i mocno naiwna, ale w tej naiwności jakoś urocza (chyba mój sentyment się odzywa, lubiłam takie historie jak miałam 15 lat

a teraz już nic ponad te błogie wspomnienia mi nie pozostało) historyjka miłości krasnoluda i elfki.
A propos takich historyjek - to już wspominałam chyba, że "Hobbit" podoba mi się bardzo-bardzo, o ile wykreuję w sobie dystans do niektórych scen, motywów czy tekstów - zbyt młodzieżowych i zbyt współczesnych dla mnie - wstawionych w treść. Ale najwyraźniej tak już musi być, przynajmniej na razie, że kino musi być dla wszyskich - dla tych najmłodszych lub mniej wymagających też... Trudno, łykam to i dalej oglądam z przyjemnością
Śmiałam się za to, gdy Med zainteresował się, kto gra Bolga. W napisach końcowych wychwyciłam, że moje bóstwo erotyczne, czyli Lurtz we własnej osobie - Lawrence Makoare

Muszę przyznać, że jednak Bolg stracił na seksapilu w porównaniu z Lurtzem
A propos seksapilu - no cóż, po Gandalfie tego nie widać, bo wiele da się ukryć w zmarszczkach i brodzie, ale Legolas... nie był w stanie mnie przekonać, że jest młodszy niż we "Władcy". Albo chociaż taki sam, w końcu dla elfa 80 lat to chwila... Nie obronił się Orlando przed upływem czasu i widać, po prostu widać, że minęło 13 lat...
Bardzo podoba mi się piosenka końcowa, jak zresztą wszystki inne piosenki końcowe z "Władcy" i "Hobbita". Jest w tej jednak coś bardzo przejmującego -
"And if we should die tonight
Then we should all die together"
i potwornie boję się III części. Bo ja za miękka, za uczuciowa i za sentymentalna jestem - i chyba mi serce pęknie, gdy... oni zginą...