Na wątek międzyrasowy w pierwszej chwili zareagowałam niepozytywnie, chyba ze starości (takie "Orrany, co jeszcze wkleją?"

i z zazdrości - z tej zazdrości to się Med tak bezlitośnie śmiał, że na przekór postanowiłam być niezazdrosna

Ale przyzwyczajenie robi swoje więc po pierwszym zaskoczeniu zaczęło mi się bardzo podobać. Zresztą, motyw nie jest dla mnie szokiem, niczym nowym, bo spotkałam się już z tym pomysłem. W serii "Dragonlance" (taaaak, wiem - naiwne heroic fantasy), ale nie pamiętam, w której części (chodzą mi po głowie "Wrota Thorbardinu" ale naprawdę nie pamiętam dokładnie) było takie małżeństwo: krasnolud i elfka. Zapewne przez swoją nietuzinkowość zapadło mi w pamięć, bo czytałam to jako nastolatka.
I dlatego też zaczęłam bardzo pozytywnie podchodzić do tego wątku, bo przypomniały mi się czasy beztroskiej młodości, rozmarzenia i romantyczności. I fajowo
Z drugiej strony: żadna miłość nie jest niemożliwa

(Wystarczy, że sobie przypomnę najseksowniejszą męską postać z "Władcy"... aahaaha

)
Naiwności jest sporo, nieścisłości już się nie czepiam, bo to film "na motywach" tylko, więc niech już będzie.
Podsumowując: ja też po prostu świetnie się bawię.
P.S. "Kobiety w czerni" nie widziałam, nadrobię.