Regulamin 
Profil
Wyszukaj
Wieża Trinovantesa (Król-na-Wieży i jego zaproszeni goście)
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Na początku myśleli, że to wstrząsy. Odgłosy, które opanowały okolice Wieży Trynitarskiej na początku wprowadziły zamęt pośród ludzi. Bliscy paniki poczęli wypatrywać efektów tych odgłosów. Tylko nieliczni zauważyli, że wszystko to wychodziło z wieży nowego króla. W plotkach później sobie przekazywanych mówiono, że wieża się rusza. Odgłosom przesuwających i ocierających o siebie głazów towarzyszyły mechaniczne szczęki i odgłosy. Wielu ludzi odniosło wrażenie, że wieża się podniosła. Obserwatorowi w oczy rzucał się nowy element. Od samego szczytu wieży, na do kilku metrów nad wejściem ciągnęła się metalowa rura. Jakieś 2 metry nad ziemią lekko się rozszerzała i spostrzec można wewnątrz szkło.
Wszystko to nie trwało długo. Jednak zaraz po tym, jak odgłosy ustały, spostrzec można było Trinovantesa, stojącego na balkonie Wieży Trynitarskiej. Przy jego boku można było się dopatrzeć drugiej postaci w długi płaszczu, aczkolwiek nie sposób było rozpoznać kim ona jest.

Od tego dnia Wieża Trynitarska otworem stoi tylko przed tymi, którzy zostaną zaproszeni... Pozostali mogą jeno łomotać do drzwi.
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez StaryLublin 2008-12-02 14:13:00
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Lublin Pod
Postów: 55
Punkty: 112
Maja dochodzi do Wieży od strony Czarnego Rynku

Maja podeszła do zamkniętych wrót Wieży. Postawiła walizkę na ziemi, zastukała mosiężną kołatką i zamarła w bezruchu oczekując na odpowiedź.
"Każda wystarczająco zaawansowana Technologia jest nieodróżnialna od Magii"...
..."Każda technologia odróżnialna od magii jest niewystarczająco zaawansowana"
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Zakątek Żałobników
Postów: 45
Punkty: 92
Oślepłem… – pierwsza histeryczna myśl zakołatała w jego głowie, kiedy odzyskał świadomość choć przez chwilę sam nie wiedział, czy przyjąć ją ze strachem czy z ulgą. Po chwili zdrętwiałą ręką namacał jednak przewiązaną dookoła oczu chustę i wielkiego guza wyrastającego mu na wysokości skroni. Skrzywił się boleśnie, próbując zmierzyć palcami jego wielkość.

Powoli, czując jak wszystkie jego stawy skrzypią żałobnie, podniósł się do pionu i, bezskutecznie po omacku próbował znaleźć w okolicy swój płaszcz. Nie było go tam, zaklął więc szpetnie pod nosem, wziął głęboki oddech i jednym ruchem ściągnął chustkę z oczu…

Blade źrenice w otoczeniu jaskrawoczerwonej powierzchni „białka” zwężyły się gwałtownie pod wpływem światła a Tanatos jak oparzony odskoczył do tyłu, zwalając się z łóżka, wpatrując się z przerażeniem w powietrze tuż obok miejsca, gdzie przed chwilą siedział. Po jego czole spłynęła stróżka potu. Nie, nie… – jęknął – Tylko nie tak blisko… Błagam, nie bez ostrzeżenia… – Z głębi jego piersi wydobył się trudny do zidentyfikowania szloch, a blada dłoń Żałobnika zacisnęła się mocno na poręczy. Wtem zauważył niedbale przewieszony przez poręcz niedaleko stojącego krzesła płaszcz, przymknąwszy oczy rzucił się więc w panice w jego kierunku. Z jednej z przepastnych kieszeni wygrzebał okulary – lenonki z lustrzanymi szkłami, a gdy wsunął je na nos z jego ust wydobyło się wielkie westchnienie ulgi…

Cylinder leżał tuż obok, lekko przygnieciony z jednej strony, Tanatos wypchnął go więc od środka, poprawił zdarty z płaszcza kawałek kołnierza, sprawdził, czy aby wszystkie stawy sterczą mu w ustawowym kierunku i czy żadna kość nie wystaje poza powierzchnię skóry, zapiął rozpięte guziki w kamizelce, zauważając brak jednego z nich, ubrał się i pomyślawszy na głos - Muszę się napić – na znalezionym w szufladzie skrawku papieru, piórem nabazgrał wiadomość dla Trinovantesa:

Królu, ukłony w pas za udzielenie mi własnego łóżka i za twą pomoc. Gołąb, jak widzę, w pogotowiu, bądźmy w kontakcie. Jakbyś miał jakieś problemy z no… wiesz kim… jestem do dyspozycji. Twój Tanatos.

Kartkę zostawił na łóżku, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą sam leżał, po czym przytrzymując się ścian w poczuciu raz po raz wirującego dookoła świata, zwlókł się powoli po milionie schodów na sam dół Wieży. Wychodząc zerknął jeszcze tylko zza okularów na siedzącą na swej walizce przed bramą małą dziewczynkę i uśmiechnął się do niej półprzytomnie i – niewątpliwie także – krzywo, po czym idąc zygzakiem od ściany do ściany ruszył uliczkami miasta w kierunku Kabaretu Absynt. > > > >
I looked. I shall not look again.
For yet I see them pass.
The hollow faces of the drowned
In mist beyond the glass.
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Lublin Pod
Postów: 55
Punkty: 112
Słysząc otwierające się drzwi drgnęła, jednak człowiek wychodzący z Wieży nie był tym, którego szukała. Z pewnością.
Westchnęła ciężko i wstała. Siedzenie tutaj i czekanie nie miało sensu. Otworzyła walizkę i wyjęła z niej specjalnie przygotowany na taką okoliczność list. Jeszcze raz przebiegła po nim wzrokiem po czym zamknęła kopertę i wsunęła przez szparę pod drzwiami. Odwróciła się od wieży i ruszyła ulicami Miasta w stronę Absyntu.
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Maja, Córka Zegarmistrza 2008-12-03 15:01:41
"Każda wystarczająco zaawansowana Technologia jest nieodróżnialna od Magii"...
..."Każda technologia odróżnialna od magii jest niewystarczająco zaawansowana"
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Papula
Postów: 25
Punkty: 50
Krew spływała mi po ręce. Ponownie przetarłem twarz umożliwiając drugiemu oku zapoznanie się z zastałą sytuacją. Próbę oparcia się na łokciu uniemożliwiło nagłe zarejestrowanie kolejnego źródła bólu w organizmie. Najwyraźniej nie cała krew znajdująca się na mej dawniej białej koszuli pochodziła z licznych ran, którymi przyozdobił mi twarz. Faktycznie. Na prawym boku szkarłatna plama wciąż rozprzestrzeniała się niczym fala w czasie sztormu zajmująca kolejne połacie lądu. Niczym nie powstrzymana, nieokiełzana chęć odkrycia obszarów znajdujących się poza macierzystym organizmem.
Podsunąłem bezwładną rękę
(jakże się wtedy bałem, że stracę w niej czucie) pod ciało i lekko oparłem się o ścianę by móc w końcu zobaczyć co z moim „gościem”. Cóż to było za uczucie? Satysfakcja chyba kryła się głęboko pod niedowierzaniem.

Stał oparty o okno trzymając się rękami za szyję. Niewiele to najwyraźniej dawało, gdyż spomiędzy palców co chwilę wystrzeliwały sprężone strugi czerwonej posoki, zdobiąc cały hol wieży. Krew spływająca na jego koszulę miała zdecydowanie większe predyspozycje ekspansji niż ta na mojej. Gdyby jego koszula była w stanie czuć na pewno ciągnęła by satysfakcję z powrotu do intensywności swej dawnej barwy. W dużej mierze czułaby się zaspokojona poprzez zaistniałą sytuacją. Już niedługo tylko niewielkie jej połacie przykrywała już naturalna, sprana czerwień.

Żałuję, że nie widziałem oczu. Może to przez słabość. Ile sił kosztowało mnie podniesienie się. Nie mogę sobie przypomnieć. Udało mi się go pchnąć… a może przez przypadek na niego wpadłem? Ja już jedną nogą byłem poza wieżą. Upadając na pewno uszkodziłem sobie nogę. Kolejne ognisko niczym nieskrępowane bólu, którego haremem stało się moje ciało.

On znalazł się za gzymsem obiema nogami. Jakże pięknie wyglądał pośród tego szklanego śniegu, który mu towarzyszył. „My kurwy wędrowniczki” myślę teraz patrząc na te drobne elementy otaczające jego ciało w locie. Jedno się wyróżniało w tym całym obrazie. Opływający brązem metalowy element tkwiący w jego szyi. Moje Trinovantium... .


Bogowie. To wtedy… Tam na Wieży Zegarowej tej nocy. Tej nocy, gdy do mnie przemówił po raz pierwszy...


Trinovantes rozejrzał się po pomieszczeniu powoli przywracając się do stanu działania w realnie kształtującej się rzeczywistości. Rozejrzał się powoli przywracając zmysłom ostrość.

Plany i plany. Wszędzie papier. – powiedział rozglądając się po pomieszczeniu, w którym pod nawałem różnego rodzaju materiałów pochodzenia drzewnego nie sposób już było dostrzec prawdziwej jego natury.

Wyszedł na balkon zaciągając się mocno powietrzem zmieszanym z dymem wylewającym się z kominów Lublina Pod. Puścił zmysły na ulice. Jego spojrzenie przedzierało się przez ulicę i zaułki miasta dostarczając umysłowi nowych obrazów do analizy.

Ciekawie. rzekł król przyglądając się postaciom zebranym pod Absyntem. Goście.

Po chwili spędzonej na odnalezienie odpowiednich części garderoby ruszył schodami w doł.

My kurwy wędrowniczki? Skąd ja to znam?

Chodźmy. Pora się przespacerować. Rzucił mijając ostatni pokój na drodze ku wyjściu.

Trinovantes opuścił swoją wieżę udając się na ulice miasta. >>>
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Trinovantes 2008-12-22 08:19:48
Pewne jest, że wprost proporcjonalnie do rozwoju osady potrzebne były nowe rozwiązania techniczne, które utrzymywały osadę czy później już miasto, na tym właśnie poziomie. To forma standardu czy jak kto woli, niezbędnego luksusu.
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Przez miasto przetoczyła się potężna fala uderzeniowa. Wszystko, dosłownie wszystko, budynki, ulice, bramy, wnętrza, drzwi i okna zafalowały lekko, jakby zbudowane były z ciepłego budyniu, po czym całe miasto zadrżało, jakby było tylko wielką, dwuwymiarową taflą wody, do której ktoś przed chwilą wrzucił kamyk. Wszystko to stało się niemal bezdźwięcznie i w jednej krótkiej chwili. Sekundy później nikt już nie wyczuwał tego co się stało, echo dziwnej „fali” widząc jedynie w przerażonych oczach towarzyszy.
Offline
Profil
Wiadomość
Odpowiedz