Godzina dziewiętnasta dnia 11 lipca bieżącego roku. Stacja benzynowa Statoil przy al. Kraśnickiej w Lublinie. Po długiej i męczącej podróży z ogromną ilością toreb wypchanych jeszcze większą ilością ubrań docieramy razem z Dorotą na miejsce zborne, gdzie czeka już na nas Levir z Miśkiem, i z którego to miejsca wyruszyć mamy na długo oczekiwany "terrAkademikon". Po chwili dołącza do nas Gwindor i tak oto mały, acz pojemny samochód Levira, zapełniony ciasno ludźmi i bagażami, może wyruszyć w długą podróż na miejsce minikonwentu...
O terrAkademikonie po raz pierwszy usłyszałem podczas Piątej Imprezy Integracyjnej Grimuaru "PIIG Vip", podczas której jedna z organizatorek i, o ile się nie mylę, pomysłodawczyni imprezy – Squi – powiesiła na jednych z drzwi Siesty plakat promujący ów projekt. Od tamtego czasu na stronie Grimuaru stosunkowo regularnie zaczęły się pojawiać coraz to bardziej konkretne informacje na temat terrAkademikonu. Pierwszego kwietnia wystartował Newsletter informacyjny, w którym to w małych dawkach dozowane były informacje na ten temat i dzięki któremu wszyscy zainteresowani mogli zasmakować namiastki tego, co będzie im dane przeżyć, a sceptycy projektu przekonać się, jak wiele stracą, nie jadąc. Poprzez demokratyczne głosowanie termin wyjazdu ustalony został na weekend 11-13 lipca. Mniej więcej w tym samym czasie od organizatorów zaczęły wypływać pierwsze informacje o LARPie "Sen Nocy Letniej", ale o tym bezprecedensowym wydarzeniu napiszę później... Tymczasem nasza wesoła gromadka wyrusza z Lublina trasą na Lubartów. Tam to zrobiliśmy ostatnie zakupy w miejscowej Biedronce i pomknęliśmy dalej, przez lasy i pola, ku niewielkiej miejscowości o wdzięcznej nazwie Lubenka, gdzie konwent miał się odbyć. Droga nie była jednak łatwa i nieraz zmuszeni byliśmy zawracać, gdyż skręciliśmy w nieodpowiednim miejscu i nagle okazywało się, że jesteśmy nie tam, gdzie wynikałoby z mapy. W końcu jednak nasz środek transportu wyłonił się spomiędzy drzew i oczom naszym ukazały się zabudowania Rancza. Tam oczekiwały znajome nam osoby, które już zaczęły zabawę. Nie były one jednak w komplecie, gdyż spora część osób postanowiła skorzystać z pierwszej atrakcji terrAkademikonu, czyli Paintballu. Ponieważ sam nie mogłem być obecny, pod spodem zamieszczam krótką relację Draqa: Pierwszą atrakcją terrAkademikonu (nie licząc dotarcia na miejsce) był Paintball. W rozgrywce udział wzięło osiem osób, zatem w większości przypadków oznaczało to wzajemną próbę anihilacji dwóch czteroosobowych drużyn. W sielskiej scenerii oraz przy sprzyjających warunkach pogodowych rozegrane zostały scenariusze takie jak klasyczny "deathmatch", "capture the flag", "eskorta", "odbicie jeńca", "wojna secesyjna" czy "uciekający Chińczyk" (ewentualne wyjaśnienie zasad jest dostępne u osób biorących udział). Radosną strzelaninę urozmaicały akty odwagi, desperacji oraz zdrady, a dobrą zabawę przerwać mógł tylko zapadający zmrok lub wyczerpanie limitu kulek z farbą. Szczęśliwie, oba te zdarzenia zgrały się w czasie, a zmęczeni i zadowoleni żołnierze dołączyli do reszty klubowiczów. Terrakademikon dopiero się rozpoczynał. To prawda. Większość atrakcji była jeszcze przed nami. Po powrocie zmęczonych, poobijanych, lecz jednak szczęśliwych żołnierzy, można było wreszcie oficjalnie rozpocząć terrAkademikon. Po zakończeniu owej części, podczas której rozdane zostały nagrody konkursowe (gratulacje dla Braids, która to wygrała konkurs na trailer terrAkademikonu), rozpalony został grill i zabawa, zatytułowana "Back to the 80' & 70'", mogła rozpocząć się na dobre. Spokojną z początku imprezę poruszyła informacja o urodzinach jednego z klubowiczów - Nornicka oraz wizyta Kingi Rusin razem z ekipą programu telewizyjnego "Taniec z Gwiazdami", który to przekonał nawet najbardziej niechętnych klubowiczów do wyjścia na "parkiet" i tańczenia. Gdy po dłuższym czasie zmęczeni tańcem na świeżym powietrzu klubowicze zasiedli z powrotem wokół grilla, okazało się, że mamy jeszcze jeden powód do świętowania - Słowik obronił swoją pracę magisterską. Wiele czasu upłynęło, nim ostatnie osoby skierowały się na spoczynek, a gdy wreszcie udało im się to uczynić, okazało się, że niedługo trzeba wstawać, gdyż czekał nas kolejny dzień pełen atrakcji. Około godziny 9.00 zmęczeni zabawą dnia poprzedniego ludzie zaczęli wyłaniać się ze swoich śpiworów i powolnym krokiem zbliżać się w stronę studni, by dokonać porannej toalety. Na szczęście znalazła się między nami osoba, która postanowiła zadbać o naszą czystość. Braids, jako inspektor Sanepidu doprowadziła za pomocą wiadra pełnego zimnej wody do tego, by żaden z uczestników nie czuł się brudny. Po pewnym czasie już wszyscy uczestnicy zebrali się przed domem, by wspólnie odpoczywać i opalać się na słońcu, które – nota bene – całkiem szybko stało się na tyle uciążliwe, że nawet najbardziej wytrwali klubowicze postanowili stłoczyć się w coraz to bardziej zmniejszającym się cieniu. Wkrótce zaczęli do nas dołączać ludzie, którym nie udało się dojechać dnia poprzedniego. Z powodu zbyt uciążliwego słońca oraz zmęczenia dniem poprzednim nie udało się przeprowadzić kilku planowanych punktów programu. Nie dane nam było odbyć "Pirackiego, drużynowego i absolutnie niezgodnego z oficjalnymi zasadami turnieju Ringo" autorstwa Squi czy też "Rycerzy mężnych starcia orężnego o rentę pieniężną księżniczki siermiężnej", które przygotowali dla nas Słowik z Gomorą. Co nam się natomiast udało zrobić, to rozegranie dwóch sesji RPG: gracze w "Victorianę" mieli możliwość ponownego wcielenia się w swoje role w świecie wykreowanym przez Jacę, a niczego nie spodziewający się ochotnicy mogli zmierzyć się z hordami ninja w świecie opartym na starym, dobrym kiczu: "Pulp the 80s" prowadzonym przeze mnie. Mam nadzieję, że mimo ogólnego zmęczenia, obie sesje warte były zainwestowanego czasu i że żaden z graczy nie żałuje udziału. Około godziny 18.00 w jednym z pokojów gromadzić zaczęły się osoby chętne do wzięcia udziału w przygotowanych przez Dorotę w kooperacji ze mną Kalamburach. 5 drużyn 3-osobowych oraz jedna 2-osobowa stanęło w szranki o tytuł Najlepszych terrAkademikonowych Pokazywaczy, starając się odgadnąć hasła, które do najłatwiejszych nie należały. Po dwóch etapach udało się wyłonić dwie najlepsze drużyny, które to w finale musiały się zmierzyć z wyjątkowo trudną "kategorią terrAkademikonową". W ten oto sposób udało nam się wyłonić zwycięzcę, którym została jedyna w swoim rodzaju drużyna dwuosobowa w składzie Draq i Jura. Po wręczeniu nagród rozochoceni konwentowicze kontynuowali kalamburową zabawę w najlepsze. Wkrótce jednak dostaliśmy nakaz zebrania się przed domem, gdyż zbliżał się moment, na który czekaliśmy z niecierpliwością. Oto rozpocząć się miał LARP "Sen Nocy Letniej" - gwóźdź terrAkademikonowego programu. Muszę przyznać, że sama idea LARPa jako "ciężkiej, gore'owej, sadomasochistycznej opowieści grozy" (cytując za stroną http://www.terrakademikon.pl/larp.html) oraz fakt, że miał on sporo czerpać z polskich ballad romantycznych i dramatu elżbietańskiego, zachęciła mnie do wzięcia udziału w całym przedsięwzięciu, jakim był ów konwent. Oryginalność tego LARPa polegała jednak na tworzeniu postaci. Członkowie lubelskiego fandomu przyzwyczajeni są do gier, gdzie przychodzą już na gotowe – wszystkie aspekty, wątki, cała fabuła została od początku do końca przygotowana za nich przez Mistrza Gry. "Sen Nocy Letniej" był jednak inny. Gracze poprzez korespondencję z organizatorem LARPa (t.j. ze Squi - wieeelki ukłon w jej stronę) współtworzyli swoje postacie, opisywali historie i sami snuli swoje wątki, które to z kolei zaplatane były z wątkami innych postaci. W ten oto sposób projekt rozrósł się do ogromnych rozmiarów i chyba tylko sama Squi wiedziała tak naprawdę, co i jak. Po wielu mailach udało się wspólnymi siłami stworzyć coś, co każdy z graczy będzie jeszcze długo wspominał... Gdy wszyscy zebrali się już przed domem, nastąpiło wyjaśnienie zasad i mechaniki rogrywki. Rozwiały się wszystkie wątpliwości odnośnie znaczeń kart testu (2-8), tudzież kart specjalnych (9-As), które do tego czasu dla niektórych (na przykład dla mnie ![]() Krótko po tym, jak wszyscy gracze kontrolujący postaci naturalne zgromadzili się wokół ognia, LARP się rozpoczął. Od samego początku nawiązały się pierwsze konflikty i namiętności. Jednak prawdziwie fabuła zagmatwała się dopiero po tym, gdy przywódca taboru cygańskiego, Gunnar, odprawił rytuał, sprowadzający między nas duchy zmarłych, które, jak się okazało, mają dużo więcej wspólnego ze światem żywych niż mogło by się na początku wydawać. Aż ciarki mnie przeszły po plecach, gdy zobaczyłem kolejne postaci wyłaniające się spomiędzy drzew, bądź płynące między łanami zboża. Sama gra, w moim odczuciu, była wyjątkowo emocjonująca. Grające osoby włożyły naprawdę dużo siebie, by ożywić postacie, które do tej pory zapisane były jedynie na papierze. Rozegrało się wiele dramatów, wiele cierpień, jak również i wiele triumfów. Niektóre momenty, niektóre niespodziewane zwroty akcji powodowały naprzemiennie uśmiech na twarzach graczy i wyciskały łzy z oczu innych. Muszę z czystym sumieniem przyznać, że nigdy, przenigdy nie byłem w żaden sztuczny twór ludzkiego umysłu tak bardzo zaangażowany emocjonalnie. Do dziś kołaczą mi się po głowie słowa wypowiedziane przez innych. Do dziś widzę obrazy, które to zostały wyryte w mojej głowie, a których, jak sądzę, nigdy nie dane mi będzie zapomnieć. Po kilku pełnych wrażeń godzinach LARP jednak musiał się zakończyć. Jeszcze długo po zakończeniu siedzieliśmy i próbowaliśmy wspólnymi siłami nakreślić ogólny obraz tego, co się przed chwilą zakończyło. Nie do wszystkiego jednak udało nam się dojść i sądzę, że niektóre wątki na zawsze pozostaną otoczone mgłą tajemnicy. Nie był to jednak koniec atrakcji - przed nami był jeszcze kolejny dzień. Zaaferowani "Snem Nocy Letniej" nawet nie zauważyliśmy, jak słońce leniwie wypłynęło nad horyzont. Po wyjątkowo krótkim odpoczynku nadszedł czas, by rozpocząć kolejnego terrAkademikonowego LARPa - "Na przełęczy mgieł" autorstwa mgr Słowika. Początkową niechęć potencjalnych graczy (która bardzo szybko, już po paru minutach gry, przerodziła się w entuzjazm) można tłumaczyć zmęczeniem i nadmiarem wrażeń poprzedniej nocy. LARP ten rozgrywał się w Dominium, świecie gry fabularnej „Monastyr”. Po wielu spiskach i knowaniach, gracze postawieni zostali przed wyjątkowo ciężkim wyborem moralnym. Ci, którzy nie poddali się mocom Ciemności, odnieśli definitywne zwycięstwo moralne, przypłacili to natomiast własnym życiem. Pozostali, których życzenia zostały wprowadzone w życie, muszą się liczyć z tym, że ich dusze pozostaną na wieczność potępione... Gdy LARP został zakończony, konwentowicze powoli zaczynali rozjeżdżać się do swoich miejsc zamieszkania. Pech chciał, że samochód Levira odmówił posłuszeństwa i część osób zmuszona była pozostać na Ranczu (oczywiście znaleźli się i tacy, którzy nie chcąc tak szybko rozstawać się z tym miejscem postanowili zostać tam jedną noc dłużej). Po około dwóch godzinach wspominania, planowania oraz pakowania, udało się mi oraz kilku innym osobom, złapać busa, który jechał do Lublina. Zmęczeni, ale okropnie szczęśliwi, dotarliśmy do miejsca przeznaczenia, cały czas (nie licząc króciutkich drzemek w moim wykonaniu) żywo dyskutując o wydarzeniach ostatnich dni. Gdy wszyscy rozeszli się już, każdy w swoją stronę, gdy zostaliśmy już sami, odczułem olbrzymią pustkę. TerrAkademikon odcisnął olbrzymie piętno na mnie, jak i za pewne na wielu jego uczestnikach. Sądzę, że teraz każdy z nas pragnie, by takie wydarzenia działy się jak najczęściej! Podsumowując, chciałbym serdecznie podziękować organizatorom - Squi i Excrayowi za wspaniałe trzy dni spędzone w gronie wspaniałych ludzi. Odczekałem parę dni, zanim wziąłem się za pisanie tego tekstu, gdyż chciałem, by była to relacja napisana "na chłodno". Wiem, że nie udało mi się tego osiągnąć, ale to tylko oddaje obraz tego, co się tam działo. Ponadto chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom konwentu za to, że tam byli i współtworzyli tą niepowtarzalną atmosferę. Wreszcie chciałbym pogratulować Werbatowi i Słowikowi za jedyny w swoim rodzaju pokaz umiejętności tanecznych podczas "Tańca z Gwiazdami" oraz Frankowi Kimono wraz z ekipą za przygotowanie specjalnie na tą okazję hitu pod tytułem "W aucie". Liczę na to, że jeszcze nie raz uda nam się coś takiego powtórzyć. Pozdrawiam, wasz terrAkademikonowicz: Łukasz 'Bioły' Kita | Profil
|