Conquest 2005 Exit Mundi by Merlin
Ostatni Conquist, na którym nastąpi Apokalipsa. Kres wszystkiego. Potem już tylko wielkie Nic. Zachęcony tymi hasłami jak i poprzednimi Rewolucjami nie wahałem się by wyruszyć na tę ostatnią drogę. Wraz ze mną z Lublina (niestety pociągiem) wyjechali –mój Mistrz Mordred, Jego squaw Ola oraz mój padawan Łukasz z rodu Kufli. W życiu tego ostatniego rzeczy ostatnie były często i rzeczami pierwszymi… Królewskie miasto Kraków osiągnęliśmy w piątek późnym wieczorem. Apokalipsa już trwała o czym zaświadczyła grupa MATRIX & CO, która nieco chwiejnym krokiem asystowała nam z dworca, aż do Starego Portu. Ta „cicha”przystań stała się jak zawsze dla wielu miejscem ostatniego wytchnienia przed nadchodzącym Końcem. Pośród Conquestowych dni ostatnich udało się gdzieniegdzie spotkać innych członków klubu. Elficę, Piotrka, Werbata czy Squi choć niektórych dopiero w sobotę. Wraz z towarzyszącymi im potępieńcami trzeba przyznać, że nasz Klub był silnie reprezentowany. O 23 w piątek odbywał się larp 7th sea, na który udało nam się załapać. Po kilku godzinach karczemnych intryg udało się go zakończyć. Postać ma skończyła na całkiem nowym okręcie jako pierwszy oficer (awans z bosmana) mając przy boku narzeczoną-panią kapitan (w tej roli Elfica). Zaręczyny były nieco wymuszone potrzebą chwili jednak zabawa była całkiem dobra. Po larpie penetrowaliśmy nocne, a właściwie poranne zakamarki Krakowa. Niestety knajpy jakie zwiedzaliśmy w czas Imladrisu (Śródziemie, Popularny) były zamknięte lecz wszystkim polecam działający klub Tower. Ciężka muzyka i dużo ludzi. Wróciliśmy o świcie dzięki czemu nie ucierpiał nikt ze współspaczy z sali nr 23. Pozdrawiamy Was Elisium! Przy okazji udało się powtórzyć patent z Imladrisu czyli spanie w sali prelekcyjnej. Niestety wyrzucili stamtąd przed 10 dnia kolejnego. Po jakże trudnej nocy wzięliśmy udział w Apokaliptycznie Nudnym Konkursie. Co tu pisać…Dawno się tak nie nudziłem. Dwie godziny ciągnęły się jakby to była jedna. Najbardziej nieznośnym punktem był występ baletu w wykonaniu Mordreda oraz gospel (oh my Lord…nooooda). Na pierwszą prelekcję udaliśmy się dopiero o15, a miała dotyczyła ona nowej edycji Warhammera. Niestety prowadzący Seji zaniemógł i słuchaliśmy zastępcy. O 19 przybyliśmy na ciekawą prelekcję o Apokalipsie Św. Jana w wykonaniu Marcina Tyslera. Dzięki erudycji prelegenta można było się sporo dowiedzieć. Wieczór spędzony został znów na larpie –tym razem warhammerowym. Trzeba przyznać, że towarzystwo się przygotowało. Niektórzy posiadali kompletne stroje. Larp dotyczył wyborów nowego cesarza Imperium. Po wielu perypetiach został nim piszący te słowa, co niestety nie wyszło Staremu Światu na dobre –istniał jeszcze tylko 666 dni. Wszędzie ta apokalipsa…Larp trwał długo…Nie zdążyliśmy już do Starego Portu. Poszliśmy spać depcząc przy okazji współspaczy… Niedziela to czas modlitw i odpoczynku. Wraz z moim padawanem spędziliśmy zatem z rana dwie i pół godziny w kolejce pod prysznic. Było wiele radości…Pozdrawiamy uczestników. ![]() ![]() Wieczór przyniósł jeszcze moją prelekcję w godzinach bardzo późnych –dla ludzi o mocnych nerwach –o Antychryście. Publiczność dopisała. Kolejnym punktem tej nocy była jeszcze sesja w Ziew Hippopotulu u Levira. Niestety nie dokończona ale zrodził się podczas niej pomysł na larp –po słowach „jesteśmy angielskimi letnikami”…Znowu podeptaliśmy współspaczy…ale tym razem wraz z padawanem, Elficą i członkami Khatovaru udaliśmy się na nocno-poranną wyprawę w celu zdobycia Krakowa. S-Port znów był już zamknięty… ![]() ![]() Poniedziałek był dniem schyłkowym. Choć przedostatni to cześć osób już wówczas zaczęła wracać. O 14 Mordred wygłosił prelekcje o Szatanie we współczesnej teologii katolickiej. Na przyszłość mam nadzieję, że weźmie dwie godziny relegowania bo niestety nie zdążył ze wszystkim. Nie omieszkaliśmy również odwiedzić Erotyki w rpg. Wieczorem była jeszcze moja prelekcja –dziękuję uczestnikom za cierpliwość. Powoli jednak konwent zbliżał się do Końca, a wszyscy jeszcze żyjący woleli spędzić go w Starym Porcie…Tam też trafiliśmy i my…Oj działo się… Wtorek przyniósł ostateczne rozwiązanie. Z bólem serca i głowy wysłuchaliśmy prelekcji Inkwizytora o życiu erotycznym papieży. Spóźniony prelegent był chyba jednak po podobnych przeżyciach jak my. Temat wymaga dalszych opracowań i prelekcji. W kameralnym już niemal gronie zakończyliśmy Conquest wraz z jego twórcami. O 16 jako jedni z ostatnich pożegnaliśmy nielicznych żyjących. Busem wróciliśmy do Lublina. Tylko Mordreda wymieniliśmy na Elficę, bo ww musiał do Tarnowa i Rzeszowa zmierzać. Apokalipsa była naprawdę udana. Jaka szkoda, że to ostatnia. Może nadejdą czasy postapokaliptyczne? | Profil
|