Regulamin 
Profil
Wyszukaj
Idź do strony:
Odpowiedz
Ulice Miasta
Lublin Pod
Bulla
Postów: 70
Punkty: 215
Dr Marcin Kowalczyk napisał:
Mężczyzna ubrany w ciemną marynarkę i jeansowe spodnie leżał obok kałuży. W Lublinie Nad uliczka na której przyszło mu spędzać ostatnie godziny nosi nazwę Jezuickiej. Tuż obok znajduje się katowski „Kamień Nieszczęść" i neogotycka wyniosłość Wieży Trynitarskiej. Wiatr porywał liście i resztki śmieci tańczące dookoła ciała mężczyzny. Gdyby ktoś zechciał się nim zainteresować zapewne zobaczyłby uciekające spod niego wymięte kartki. Część z nich trzymał jeszcze zaciśnięte w prawej dłoni. Ukryta w cieniu postać podeszła do ciała, wyjęła jedną z nich i przeczytała słabo widoczny fragment:. „...geniusz Zieliński obecny przy zgonie Kapera. Jego relacja... najmniej zastanawiająca... Szaleniec? ... ... ... się dowiedzieć ... bezkarnie. Muszę poznać prawdę."

Charonita pozwolił by wiatr uniósł papier. „Być może wkrótce się dowiesz" pomyślał uśmiechając się do siebie po czym odszedł w cień. Mężczyzna ocknął się...


Czerwona Madamme napisał:
Odgłos kroków odbijał się cichym echem między uliczkami, a rozbiegane cienie - dzieci odległych i niewyraźnych latarni - uciekały spod stóp Czerwonej Madame, gdy otulona cienkim płaszczem wracała samotnie do Haremu. Lulu znikła; zresztą Madame wiedziała, że dla tej dziewczyny nie ma miejsca w jej domu.

Mała oszustka. Żmijka. Coś ty myślała, dziewczyno - że zgrywając bezbronne, wystraszone dziecko oszukasz mnie? Trzeba było się lepiej postarać. Myślałaś, że zajęta własnymi sprawami, nie będę cię mieć na oku? Że nie zobaczę, jak spiskujesz za moimi plecami ze Szmalcownikiem, po to tylko, by się zaraz tego wyprzeć? Że nie zauważę, że ty - taka strachliwa i niewinna - prosisz o ochronę przed Sobroskinem, do którego zaraz sama podchodzisz, a po krótkiej chwili udajesz zaaferowaną Dandysem - i wypierasz się tego wszystkiego przede mną? Że nie zwrócę uwagi na to, że te twoje łzawe opowieści o wymordowanej rodzinie nie mają sensu i co chwila je zmieniasz? O nie, moja droga.

Madame pokręciła głową. Lulu próbowała grać na jej uczuciach - nie wiedziała, że była dla swej opiekunki jedynie narzędziem, bronią wymierzoną w Nowy Porządek. Teraz mała zdrajczyni nie była jej potrzebna; Madame miała tylko nadzieję, że dziewczyna wypełniła polecenie Kawki i odniosła pozytywkę jej lub Nubukowi. Ona sama miała w tej chwili poważniejsze problemy.

Zostawił mnie. Opuścił. Cesarzu, pomyślała rozpaczliwie, mój panie, dlaczego?

Myślał, że ją uwolnił, ale na myśl o tym Madame czuła tylko strach. Szła szybko, nie rozglądając się wokół. Teraz, gdy Go zabrakło, gdy nie było już Jego cichych szeptów, gdy nie czuła już nad sobą Jego opieki - strach, o którym już tak dawno zdążyła zapomnieć, wkradł się znów w jej duszę, cicho jak skrytobójca. Nie patrzyła między cienie, bojąc się znów zobaczyć twarze z przeszłości, ale głos - rozwścieczony, pełen wyrzutu krzyk, ścigający ją we snach - wdarł się znów do jej umysłu, zupełnie, jakby jego zapomniany właściciel był tuż przy niej, o krok za jej plecami, ścigając ją jak pies.

"DLACZEGO?! DLACZEGO TO ZROBIŁAŚ?! DLACZEGO?!"

Kawko, pomyślała, czując, jak jej dusza spływa lodowatym strachem. Odeszłaś. Już mnie nie obronisz. Znów jestem sama.

Czy on wciąż tam był? Czy wciąż biegał po Lublinie Nad, szukając jej z żądzą krwi w oczach, zaglądając w każdą uliczkę, każdy zaułek? Czy dotrze tutaj? A może już go nie ma? Może zapomniał? Może już nie żyje? Ile czasu już minęło? Rok? Dwa lata? Dwanaście? Dwadzieścia? Więcej? Czas w Mieście Cieni biegł dziwnie, inaczej...

Zapomnij, mówił jej Cesarz, gdy budziła się z krzykiem z koszmarów. Zapominała - ale to było dawno, a Car, jej pan, opuścił ją. Cienie wokół niej znów miały jego twarz. Przyspieszyła kroku.

Stanęła przed Haremem. Tej nocy było tam wielu gości - mieszkańcy Pod, przekonani o nieuchronnej zagładzie, swe ostatnie chwile chcieli spędzić na zabawie i przyjemnościach, dając upust żądzom, a może uciekając od samotności? Być może. Teraz jednak, po tylu godzinach, budynek opustoszał, i jedynie w niektórych oknach migotały ciemne, przytłumione światła, które jej dzieci paliły w oczekiwaniu na nią.

Harem. Dziesiątki apartamentów i jej podopiecznych, których nazywała swoimi dziećmi, a które kochały ją jak matkę - lecz cóż teraz było to wszystko warte? Madame za nic miała tych, którzy jej służyli; byli jej co najwyżej chwilową rozrywką, a przede wszystkim - narzędziem, środkami, za pomocą których służyła Carowi. Na cóż jej to teraz? Teraz, gdy zabrakło Cesarza, który wskazywał jej drogę? Jaki cel mogła mieć w dalszym prowadzeniu przybytku, skoro teraz będzie już bezużyteczny? Czyż nie lepiej opuścić go na zawsze? Czyż nie powinna odwrócić się teraz i odejść, zostawić ich samym sobie?

Otworzyła drzwi i przekroczyła próg. Ruszyła długimi, ciemnymi korytarzami, odprowadzana przez ciekawskie, lecz nieśmiałe oczy, zerkające na nią przez szpary drzwi. Czekali na nią, wiedziała o tym; nie zatrzymała się jednak, dopóki nie dotarła do swych apartamentów. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Cienie dopadły ją, krzyk ponownie rozległ się w jej umyśle; zapaliła świece, jednak nie odstraszyły one ciemności, która się w niej kryła.

Zdjęła płaszcz; światło zamigotało na perłach, zdobiących jej szyję. Przeciągnęła po nich opuszkami palców; perły... Sznur białych pereł, ten sam, który podarował jej Ojciec, gdy przyszedł do niej po raz pierwszy. Zacisnęła na nim dłoń.

Ojcze...

Stała tak przez chwilę, po czym nagle podeszła i rozsunęła szeroko zasłony. Otworzyła okno; cienie w dole kłębiły się, a twarz, ścigająca ją od tak dawna, wbiła w nią spojrzenie. Ale Madame po raz pierwszy nie odwróciła wzroku.

"Nie przelękłam się", szepnęła w ciemność. "Nie zostawiłam go, nie uciekłam. Gdyby było trzeba, umarłabym dla niego, zasłaniając go swym ciałem."

Cienie zamarły, a krzyki ucichły.

"Nie uciekłam. Już nie będę uciekać. Wygrałam, Henri. Nie zapomnę cię; jednak możesz już odejść naprawdę..."

Odszedł, tym razem naprawdę; strach znikł jak zdmuchnięty płomień świecy, a pojedyncza łza padła na sznur pereł.

Usiadła ciężko w fotelu i schowała twarz w dłoniach; po chwili usłyszała pukanie i podniosła wzrok. Drzwi uchyliły się, i błyszczały zza nich ciekawskie, niepewne oczy. Po chwili jej ulubiony syn - młody, piękny chłopiec o ciemnych włosach i jasnych oczach błyszczących wśród bladej twarzy - podszedł, ukląkł przy niej i złożył głowę na jej kolanach. Serce Madame - dotąd zimne jak lód dla wszystkich, oprócz Cesarza i Ojca, i może, być może, Nubuka i Kawki - drgnęło. Podniosła dłoń; kilkoro jej podopiecznych wbiegło do pokoju. Dziewczęta usiadły na podłodze, rozkładając wokół siebie spódnice jak rozkwitające kwiaty, chłopcy towarzyszyli im, patrząc na swą panią w oczekiwaniu.

"Moje dzieci", powiedziała cicho Madame. "Opowiem wam teraz o bohaterskich ludziach, którzy uratowali nas wszystkich..."

Opowieść była długa, i dopiero, gdy nadszed poranek - w Pod równie ciemny i zimny jak noc - Madame zasnęła w swym wielkim, przeraźliwie pustym łożu - samotna, roniąc łzy z roztopionego, ponownie bolącego serca, jednak po raz pierwszy bez strachu, ze spokojną, ciepłą twarzą Ojca wymalowaną pod powiekami.


Krzysztof napisał:
Wszyscy pogrążeni we własnych przemyśleniach nie zauważyli, jak od
drzwi Sanktuarium odbiegł mały chłopiec. Dokładnie w chwili, gdy
Sędzia zamknął Salę Wiecu, niewysoka postać pognała w kierunku
Krakowskiej Bramy. Przystanął w niej na chwilkę, uśmiechnął się i
wyszeptał 'Nowe idzie... nowe... dla nas wszystkich... ucieszą się...'
i zniknął w ciemności Lublina Pod.
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez StaryLublin 2008-11-24 17:29:15
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Miasto Cieni
Postów: 59
Punkty: 118
Echo kroków rozlegało się pomiędzy uśpionymi kamienicami Krakowskiego Przedmieścia. Księżyc szyderczym wzrokiem śledził Najemniczkę niosącą w ramionach martwego Charonitę. Nieliczni przechodnie zatrzymywali się i schodzili z drogi, odwracając spojrzenia, jakby już sam widok jednoosobowego żałobnego konduktu człowieka - golema miał sprowadzić na nich nieszczęście. Zimny, listopadowy wiatr szarpał płaszczem, rozwiewał długie włosy Kawki. Poły fraka łopotały jak podcięte skrzydła.
- Charonita zawsze jest sam. Pamiętaj o tym. - wciąż słyszała w głowie cichy głos Porcelanowego Serca, widziała jego jasne, zimne oczy. Patrzył na nią wtedy w Ulicach Miasta, jakby oceniał, czy nadaje się do roli, którą dla niej wybrał.

Stukot kroków odbijał się głośnym echem, kiedy przekroczyła Bramę Krakowską. Cisza, podkreślana miarowym odgłosem obcasów uderzających o bruk, była wręcz ogłuszająca. Serce Maszyny przestało bić, w Bramie słychać było tylko przez moment zwyczajny mechanizm zegarowy, kiedy jedna ze wskazówek zmieniła swe położenie. Wydarzenia tej nocy sprawiły, iż miejsce zostało odarte ze swej magii, jakby na poły powróciło do Miasta Nad. Ot, zwyczajne przejście pomiędzy budynkami. Budynek z zegarem, nic więcej...

[Trinovantes napisał:]
Z objęć Twych myśli skierowanych ku jeszcze do niedawna ciepłemu ciału Charonity wyrwały Cię pojedyncze uderzenia czegoś o bruk. Odgłos, który po dzisiejszym wieczorze nie będzie nigdy mógł być brany za cokolwiek innego.

Trinovantes wynurzył się z bocznej alejki. Wiatr, który powiał sprawiał wrażenie specjalnie przyzwanego, mającego podkreślić jego pojawienie się w tej właśnie chwili. Jednak nie to było najważniejsze. Do swojego ciała przytulał Beatrix, przez chwilę sprawiając wrażenie kolejnego jej wybranka.
- Dobry wieczór. Wybacz, że ci przeszkadzam w podróży, aczkolwiek potrzebne mi jest coś co masz. Potrzebuję ciała Porcelanowego Serca.

[Kawka napisała:]
Spojrzała mu w twarz. Oczy wydały się jej zimne, nieludzkie, jakby Pan-Na-Wieży utracił dziś część swego człowieczeństwa.
- Nie. - wyrzekła cicho, choć dobitnie. Przesunęła wzrokiem po twarzyczce lalki i ruszyła bez słowa, wymijając Trinovantesa.

[Trinovantes:]
Stuk uderzającej o bruk laski nie zniknął.
- Co chcesz z nim zrobić? Jesteś w stanie mu zaofiarować więcej ode mnie? Z każdą chwilą lepiej poznaję moje nowe ja. Nie znaczy to, że przyćmi to kim byłem do tej pory.

[Kawka:]
Kawka szła dalej. Nie odwracając się rzuciła w przestrzeń:
- Nie pozwolę Ci na to. - mężczyzna podążający za nią nie mógł widzieć jak zaciska zęby. - Nie pozwolę, by stał się Twoim eksperymentem.
Wiatr zawył w szczelinach spękanego muru, gdy przekroczyli Bramę Krakowską. Najemniczka skręciła w ulicę Jezuicką. Jej głos zabrzmiał głucho, kiedy wyrzekła czy to do Trinovantesa, czy do siebie:
- Czekają na nas.

[Trinovantes:]
- Dziwi mnie, że tak mnie oceniłaś. Zresztą nie mając podstaw. Eksperyment to brzydkie słowo. Wolę określenie: nadzieja. Poza tym pośpiesz się, moja droga. Ktoś ciebie potrzebuje. Mamy gościa w naszym mieście.

[Kawka:]
Poczuła nagle piekący gniew. Jak śmiał teraz, w takim momencie, zagadywać ją, prowadzić tą całą głupią konwersacyjkę?! Chciała odwrócić się, potrząsnąć nim łapiąc za poły czarnego zamszowego płaszcza, uderzyć go w twarz, wykrzyczeć całą swą wściekłość, przerażenie, ból i dojmujące poczucie pustki i samotności.
Zamiast tego przyspieszyła kroku. Minęła ciało mężczyzny leżące na bruku. Wokół wiatr porozrzucał zawilgotniałe już w tej chwili od wieczornego chłodu kartki, zapełnione czarnymi, równymi rządkami liter. Skręciła w dół, kierując się ku Katedrze.
Przed wejściem do Wieży odwróciła się, mierząc Trinovantesa zimnym wzrokiem.
- Nie chcę, abyś szedł za mną dalej.

Kawka i Trinovantes ruszają do Wieży Trynitarskiej.

Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Triada
Postów: 80
Punkty: 160
Nubuk szedł, wybijając szybki, jednostajny rytm na bruku ulic. Jego zachowanie było dziwne, nietypowe nawet dla tego człowieka, którego dokonania, historia i moce zostały wyolbrzymione ulicznymi legendami. Prawą rękę, tą martwą, trzymał wyciągniętą lekko w bok i jakby zaciśniętą na przedmiocie, którego nie było. Co chwilę mówił coś, nucił, śpiewał, jakby prowadził dialog z kimś kogo wcale nie ma...
Wzrok miał utkwiony w białej figurze daleko przed nim. Po jakimś czasie dołączyła do niej druga postać, ubrana na czarno. Skrzywił się, kiedy oboje zniknęli za zakrętem, przyspieszył. Po chwili skręcił za nimi. Pryzstanął, pogrążył się w rozmowie z nieistniejącym towarzyszem, po czym ruszył w kierunku domu nowego króla.

Nubuk i Thairessa udają się do Wieży Trynitarskiej
Lubelski Pod-Nad-Krążca, Handlarz Opowieściami i Innym Towarem Jakimkolwiek
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Papula
Postów: 21
Punkty: 42
Mężczyzna słyszał kroki przechodzących osób. Gdy ucichły spróbował się podnieść. Mimo bólu w całym ciele wydawało się, że nie dolega mu nic poważnego ale nadal leżał na bruku. Gdy rozejrzał się na twarzy malował się wyraz zdziwienia i zaskoczenia. Bez trudu rozpoznawał okolicę jednak było w niej cos dziwnego, innego. Ten brak światła, ten zapach... Gdzieś w oddali kątem oka dostrzegł niecodziennie ubranego przechodnia. Jego umył usiłował pojąć co się stało ze znaną mu rzeczywistością. Czy śni czy też może od upadku ma problemu z percepcją. Usiłował pozbierać myśli. Był na szczycie Wieży ale było południe, czy to możliwe, że przeleżał tu tyle godzin bez żadnej pomocy. I jak się tu znalazł. I ten człowiek, obiecywał rozwiązanie zagadki. Widocznie gdzieś tu musi być. W końcu zebrał się w sobie i wstał... zrobił parę kroków... próbował iść... Lecz gdy popatrzył w kierunku Rynku nie mógł uwierzyć własnym oczom...
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Bulla
Skąd: Lublin Pod
Postów: 55
Punkty: 112
Wybiegła z jednego z ciemnych zaułków, rozejrzała się spanikowana. przez chwilę stała, powoli uspokajając się. potem Ruszyła z powrotem w stronę Rynku.

Maja Córka Zegarmistrza powoli wlecze się na Czarny Rynek
"Każda wystarczająco zaawansowana Technologia jest nieodróżnialna od Magii"...
..."Każda technologia odróżnialna od magii jest niewystarczająco zaawansowana"
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Papula
Postów: 21
Punkty: 42
Różnokolorowy tłum dziwnie ubranych ludzi, gwar, tajemnicze hałasy, przedziwna mieszanka zapachów, najróżniejsze przedmioty. Kupcy, handlarze, sztukmistrze, cudaki. Ujrzał przedziwne połączenie średniowiecznego karnawału, targu staroci i koncertu rockowego. Absurd i surrealizm tego widoku sprawił, że przeszły go ciarki. Oszalałem?- pomyślał.

Mężczyzna rusza na Czarny Rynek
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Zakątek Żałobników
Postów: 45
Punkty: 92
Żałobnik opuszcza Cmentarzysko przez wielką, pordzewiałą, żeliwną bramę.

Tanatos jak wiatr przemykał ciemnymi uliczkami Lublina Pod, aż dotarł w końcu na podniszczony po trzęsieniu ziemi deptak. Chwilę tylko zasępił się pod Bramą Krakowską, krzywo i z niesmakiem przyglądając się biegnącemu wzdłuż całego budynku pęknięciu, po czym wkroczył na stare miasto. Z oddali dochodził do niego już gwar Czarnego Rynku, a pierwsi zdziwieni jego widokiem przechodnie przekonani do tej pory, że Żałobnik przywiązany był do Cmentarzyska niewidzialną smyczą, przyglądali mu się nieufnie i dyskretnie pociągali nosami, bezskutecznie starając się pośród towarzyszącego Tanatosowi zapachu maciejki, wyłowić tak oczekiwany przez nich zapach trupa.
Baron, stawiając duże kroki na swych tykowatych nogach, zuchwale mijał przechodniów jakby ich nie widział – w rzeczywistości jednak trudno było ocenić kogo dostrzegał a kogo nie, lustrzane gogle bowiem skutecznie chroniły Żałobnika przed śledzeniem jego spojrzeń. Po jego bladej kamiennej twarzy nieustannie pełzał nieznaczny uśmieszek, jak zawsze zresztą… z tej dziwnej nieruchomej, na wpół cynicznej, na wpół usłużnej mimiki, Cmentarny Baron niewątpliwie także był znany.

Żałobnik wkracza w obręb Czarnego Rynku.
___________________
Ostatnio zmodyfikowany przez Tanatos Żałobnik 2008-11-27 17:37:11
I looked. I shall not look again.
For yet I see them pass.
The hollow faces of the drowned
In mist beyond the glass.
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Papula
Postów: 19
Punkty: 42
Powolnym krokiem, wspierając się na swym wiecznie zamkniętym parasolu, Car przemierzał ulice Lublina Pod. Obserwował ludzi, obserwował miejsca, w umyśle notował wszelkie zmiany, jakie nastąpiły w mieście Pod. Brak emocji na twarzy i równomierne tempo marszu sprawiało, że mało kto zwracał na niego uwagę, jednak każda mijana osoba, choć przez chwilę została przez Cara zmierzona wzrokiem. Taki miał zwyczaj, nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie spotkać się z tym mijanym jegomościem lub tą damą, po drugiej stronie ulicy. Nie odzywał się, nie odpowiadał na zdarzające się tu i ówdzie powitania - znak, że dana osoba wie, kogo właśnie minęła. Cesarzowi zaczynało brakować rozmów z ludźmi, od jakiegoś czasu, nie często miewał ku temu sposobność, wiedział jednak, że wkrótce ten stan ulegnie zmianie, a obecna sytuacja jest tylko przejściowa. Gdy Car mówił, jego otoczenie milczało. Bywało, że zatrudniał specjalnych osiłków, którzy o to dbali. Przede wszystkim jednak Car umiał słuchać i robił to nad wyraz chętnie, ludzie zaś w obecności Cara stawali się często nader rozmowni. Cesarz przystanął na chwilkę i wzrokiem zmierzył znajdujący się przed nim Czarny Rynek, po czym ruszył ponownie.

Car udaje się na Czarny Rynek
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Papula
Postów: 5
Punkty: 10
Ojciec długo krążył ulicami Lublina Pod, oceniał straty, zniszczenia, sprawdzał posterunki Legionu, zorganizował świtę przyboczna. Wydawał rozkazy o zapewnieniu porządku, o zaopiekowaniu się zwłokami poległych Legionistów, o setkach innych równie ważnych spraw Kiedy dokładnie zbadał sytuację westchnął ciężko i udał się do Klasztoru Dominikanów Tam pod ciężkimi wrotami wydał rozkaz wartownikowi Nie ma mnie dla nikogo, rzecz jasna poza Czerwoną Madamme, Trinovantesem, Sędzią, Katem i Carem ..
Tak Carem też
potwierdził niemą wątpliwość Legionisty
a i Nabuk też jest na tej liście. Podwójcie straż i chcę wiedzieć o wszystkim co dziej się w Lublinie Pod
po czym wszedł w bezpieczne mury Klasztoru gdzie zajął się najważniejszymi sprawami miasta wydając rozkazy i rozsyłając czarną gwardię po mieście
Offline
Profil
Wiadomość
Lublin Pod
Vesiculum
Skąd: Zakątek Żałobników
Postów: 45
Punkty: 92
Żałobnik wyłania się z Czarnego Rynku.

Przez miasto pędził jak wiatr na swych przydługich tykowatych nogach, a biały, brudny od spodu płaszcz, rozwiewał mu niewidzialny wiatr. W jednej ręce taszczył wielki papierowy wór, drugą przytrzymywał cylinder, kiedy w końcu doszedł do znajomej, żeliwnej bramy cmentarnej, którą raźno przekroczył.

Tanatos wchodzi na teren Zakątka Żałobników.
I looked. I shall not look again.
For yet I see them pass.
The hollow faces of the drowned
In mist beyond the glass.
Offline
Profil
Wiadomość
Odpowiedz