Ostatnio robiłam w pracy sałatkę, przez internety określaną nazwą "Królewska". Smakuje w rzeczy samej nieźle, ale zaznaczam, że to jedna z tych sałatek, które potrzebują czasu, żeby się "przegryźć": tego samego dnia smakuje zupełnie inaczej, niż na drugi-trzeci dzień, z każdą godziną od zrobienia zyskuje na smaku. Mi najbardziej smakowała po dwóch dniach - to, co zbyt intensywne w smaku złagodniało, a to co wybijało się za bardzo na pierwszy plan, zharmonizowało się z resztą.
Ok, dość zachwytów, oto przepis:
Sałatka królewska
kawałek łagodnego sera żółtego w kawałku 9ok 20-25 dkg)
kawałek gotowanej szynki (tyle co sera)
mała puszka ananasów
mała puszka kukurydzy
słoiczek selera w wiórkach w zalewie
dwie/trzy łyżki majonezu
sól i czarny pieprz do smaku
Ser żółty i szynkę kroimy w kostkę, ananasy (i ewentualnie wiórki selera) na mniejsze kawałki. Łączymy wszystkie składniki ze sobą i przyprawiamy (tylko!) solą i czarnym pieprzem. Sałatka nie potrzebuje prawie w ogóle przypraw, więc i z solą i pieprzem należy postępować raczej delikatnie. Jak nadmieniłam, po przyrządzeniu najlepiej zostawić ją, żeby się "przegryzła".
Widziałam wersję z porem i innymi warzywami, ale w tym wypadku minimalizm działa na jej korzyść. Ponadto sałatka nie ma dzięki brakowi cebulowych warzyw efektu toksycznego wyziewu z paszczy, więc spokojnie można sobie ja przygotować np. do pracy bez ryzyka, że ktoś zemdleje, jak się do niego odezwiemy po przerwie śniadaniowej ;}
Polecam, nawet tym, których w pierwszej chwili odstraszył ananas, tutaj naprawdę pasuje!
___
Miałam w Anglii kłopot z kupnem selera w słoiku i zamieniłam go na bambusa z puszki, też wyszło bardzo dobre.