Ojej... Aż nie wiem, co napisać. Może tak: Wiewiórko, Słowiku - dziękuję. To był najlepszy LARP w moim życiu. Tysiącwarstwowa fabuła, niebanalne postacie, totalny dramatyzm, i jeszcze
Złamana Pieczęć - po prostu absolutne mistrzostwo. Po prostu - dziękuję.
Ze swojej strony powiem tylko tyle: nigdy, absolutnie NIGDY się tak nie wczułam w żadną postać, jak w Gwyneth i Karolinę. To były prawdziwe, niepowtarzalne emocje, prawdziwe łzy, prawdziwa rozpacz i prawdziwe szczęście (choć tego ostatniego mało zaznałam). Pierwszy raz się tak naprawdę straszliwie popłakałam na LARPie - i to od razu trzy razy!

Gwyneth była taka prawdziwą "moja" postacią, dokładnie taka, jakie lubię - a Karolina była postacią, jaką zawsze chciałam zagrać, ale nie miałam okazji. Naładowałam sobie baterie tym LARPem. Dziękuję.
Co do samej gry mam jedno zastrzeżenie, ale nie było to niedociągnięcie ze strony MG, ale niektórych graczy. Ludzie, jeśli nie możecie grać na poważnie, to ok, trudno - ale do diabła, przynajmniej nie psujcie zabawy innym, którzy naprawdę cieszą się LARPem. Na co niektórych bardzo się zawiodłam. Niektórzy sprawiali wrażenie, że robią wszystko, by tylko wybić innych z rytmu. Nie będę wskazywać palcem, ale niesmak pozostał. No cóż. Mam tylko nadzieję, że to nie zniechęci Squirel i Słowika do ewentualnych przyszłych projektów.
Orgowie - jeszcze raz dziękuję za tego niesamowitego LARPa. Współgracze - dziękuję tym, którzy bawili się wraz ze mną w Dworzyszczu Featherlove, a nie pod stodołą na ranczu.
Miśku - Bernard wcale nie był nijaki. Fakt, wyobrażałam go sobie inaczej, ale wyszło super. Dziękuję za wyrozumiałość wobec Gwyneth. A poza tym, pamiętaj - mamusia Cię kocha, syneczku!

Ty i Bioły byliście najlepszymi dziećmi, jakie mogłam mieć. Lowe :*
Braids - teraz już wiem, że Monday była tylko BNem, ale jej śmierć tak czy inaczej złamała mi serce. Pierwszy raz w życiu się tak naprawdę popłakałam na LARPie - strata Monday sprawiła, że LARP zaczął się dla mnie tym przysłowiowym wybuchem wulkanu. Straciłam jedyną osobę, której mogłam się naprawdę wyżalić, i to naprawdę mnie ostatecznie złamało. Mimo to dzięki za to przed-i-początkowo-LARPowe ziomalstwo, każdemu życzę takiej fumfeli

Dzięki Tobie mogłam się naprawdę od razu wczuć w moją postać, dziękuję Ci za to :* Miałaś mnie nawiedzać, ale że wyszło jak wyszło myślę, że Monday i Gwyneth balują teraz ostro w zaświatach
Pinky - bałam się, jak będzie wyglądać nasza interakcja. Przyznaję się, zwątpiłam. Przepraszam. Byłeś niesamowity. Dziękuję za wszystko. Również za to, że jako jedyny byłeś przy mnie, kiedy oddałam życie za Sakrament. I w ogóle. Dziękuję. Od teraz jesteś moim ulubionym LARPowym bratem.
Litwin - dzięki za Connora. Wiem, że nasze rozmowy typu "Ale tak? Nie, prawda?" "Nie, na pewno nie... Tak?" "Nie, nie!" musiały być straszne dla postronnych, ale myśmy się świetnie rozumieli. I dzięki, że - świadomie czy nie - podczas szkatułkowego LARPa przywiodłeś mnie do rodziny.
Elfie - dziękuję, że zajęłaś się mną po śmierci Monday, i że starałaś się mnie chronić.
Selket - świadomie czy nie, pomogłaś mi pozbyć się niechcianego ciężaru

Cioteczko, owinęłaś mnie sobie wokół palca! I ciesze się, że byłaś Jezebel - to była moja postać, dziękuję za tą cudowną kreację :*
Aiduchu, Em - przepraszam za to na
Złamanej Pieczęci, mam nadzieję, że wybaczycie mi i słowa, i dość brutalne złamanie nołtacza. Lowe.
Marco - nienawidzę Cię, przeklęty mężu! Ciesz się, rękawiczki się doprały. Dzięki za 100% wczucia się w sytuację, oraz uspokojenie mnie telefonem międzymiastowym po szkatułce, byłam cała roztrzęsiona. Lowe :*
Bioły - Ty wiesz, syneczku, że się starałam. Dżizas, w przerwie międzylarpowej miałam chwilę refleksji i stwierdziłam, że już nie załamię się przy niczym nigdy jak po śmierci Monday. Myliłam się.
Jaca - nienawidzę Cię!
Całej reszcie graczy dziękuję również za wspólna zabawę. Lowe dla wszystkich. I jeszcze raz dziękuję Squirel i Słowikowi za to niesamowite przeżycie, które przerosło moje najśmielsze oczekiwania. LOWE! :*