O, nawet nie wiedziałam, że Makbet zekranizowano ponownie...
Interstellar był świetny. W porównaniu z nim "Marsjanin" to papka bez wyrazu. W Interstellar rewelacyjnie oddawał poczucie osamotnienia w kosmosie, był przejmujący, działał na wyobraźnię pozwalając wyobrazić sobie, jaka pustka i samotność są tam, u góry. A Marsjanin był o niczym. Przecież być samemu na planecie musi być przerażające i przytłaczające (mnie wystarczy, że pamiętam, jak kiedyś w górach w Norwegii będąc tylko we dwójkę z chłopakiem się czułam, gdy pustka jak okiem sięgnąć i tylko przytłaczające, obojętne skały.Tego nie da sie opisać...a przecież wciąż byłam na planecie-matce-Ziemi) a ten Marsjanin w ogóle tego nie oddawał, tego się w ogóle nie czuło, byłam zupełnie obojętna wobec tego, co się działo na ekranie. Taka półkomedyjna historyjka o niczym. Słabe jak diabli. Papka.